Zakaz handlu i dlaczego konsumenci muszą stracić
Autor: Iwo Pietrala
Wiele zostało już powiedziane o najnowszym pomyśle zakazu handlu w niedzielę. Na przykład tutaj, Jacek Sierpiński doskonale punktuje zarówno logiczną niespójność pomysłu, jak i negatywne konsekwencje jego wprowadzenia, które dosięgnąć mogą dziesiątek tysięcy pracowników handlu. Wydaje mi się jednak, że wciąż zbyt mało, bądź osobiście nie natrafiłem na taką analizę, powiedziano o sytuacji konsumentów.
Statystyki bez zmian
Rząd i pomysłodawcy ustawy uspokajają, że wprowadzenie zakazu nie powinno negatywnie wpłynąć ani na produkt krajowy, ani na łączne obroty w handlu, gdyż ludzie poświęcą czas i pieniądze na zakupy w inne dni tygodnia. Nieocenionym wręcz zyskiem dla nich będzie uzyskanie pełnego wolnego dnia w niedzielę, do wykorzystania na spędzenie czasu z rodziną czy wizytę w kościele. Faktycznie, wydawać by się mogło, że nie może być w tym nic złego i jedynie człowiek kompletnie pozbawiony empatii może przeciwstawiać się tak korzystnym rozwiązaniom, oczywiście zakładając optymistycznie, że wszystkie założenia autorów co do obrotów i miejsc pracy okażą się prawdziwe.
By zrozumieć jak bardzo błędne jest to przekonanie, musimy cofnąć się do podstaw. Zapewne nie wszyscy wiedzą, a w szczególności nie autorzy pomysłu, że wartość każdego dobra wynika z subiektywnego postrzegania jego użyteczności przez poszczególnych ludzi. Obrazując to na przykładzie, w dawnych czasach ropa naftowa była do tego stopnia bezużyteczna, że tereny na których występowała stawały się kompletnie bezwartościowe. Wraz z opracowaniem i upowszechnianiem się jej praktycznych zastosowań, wartość ropy gwałtownie wzrosła.
Ponadto wartość jednostki danego dobra spada, wraz ze wzrostem dostępnego jego zasobu. Przykładowo, gdy znajdujemy się na środku jeziora, kolejny otrzymany litr wody byłby dla nas praktycznie bezwartościowy, natomiast gdybyśmy znajdowali się gdzieś na pustyni, to jeden podarowany nam litr wody mógłby okazać się bezcenny. Może więc zdarzyć się tak, że dla jednej osoby pewnego dnia butelka wody będzie całkowicie bezużyteczna, a już następnego jej wartość będzie niezwykle wysoka. W ten sposób dochodzimy do dość oczywistych wniosków, że wartość każdej kolejnej jednostki dobra odjętej od dostępnego dla nas zasobu, będzie coraz większa, a wartość kolejnej dodanej jednostki będzie coraz mniejsza.
Czas
Samotny człowiek na bezludnej wyspie każdego dnia staje przed problemem, ile czasu poświęcić na pracę, a ile na odpoczynek. Przypuśćmy, że w dzisiejszej gospodarce człowiek staje przed podobnym dylematem. Pracodawca oferuje mu 20 zł za godzinę jego pracy. Pracownik stwierdza, że za tę stawkę będzie pracował nie więcej niż 10 godzin dziennie, a resztę przeznaczy na odpoczynek. Nie poświęci kolejnej godziny na pracę, chyba że pracodawca zapłaci mu za nią 50 zł. Taka stawka zrekompensowałaby mu utratę kolejnej godziny czasu wolnego. Następna godzina może kosztować pracodawcę już 75 zł i tak dalej, i tak dalej… Stąd dochodzimy do wniosku, że czas wolny jest także dobrem rzadkim i jak wszystkie inne przedstawia dla ludzi pewną wartość. Ponadto dotyczy go zasada malejącej użyteczności krańcowej, co znaczy, że wraz ze spadkiem jego zasobu, jego wartość rośnie i vice versa.
Możemy bez żadnych wątpliwości stwierdzić, że społeczeństwo, które wytwarza pewien dochód pracując średnio 4 godziny dziennie, jest bogatsze niż gdyby wytwarzało ten sam dochód pracując średnio 8 godzin dziennie. Oczywiście wartość czasu wolnego poddanych nie jest uwzględniana w żadnych rządowych statystykach i gdyby nawet decyzje władzy zmusiły ludzi do poświęcenia dwa razy więcej czasu na pracę, w celu uzyskania takiego samego PKB, to zmiana taka i tak zostanie przez nią uznana jako neutralna dla gospodarki.
Podobnie postulując zakaz handlu w Niedzielę, zapomina się o wartości czasu wolnego. Argumentując, że ludzie tak po prostu poświęcą czas na zakupy w tygodniu, zakłada się jednocześnie, że pewna ilość czasu wolnego ma taką samą wartość w każdym momencie. Prawda jest jednak taka, że podobnie jak wcześniej butelka wody, czas wolny także ceniony jest w różny sposób, w zależności od okoliczności.
Może tak się zdarzyć, i zazwyczaj tak właśnie jest, że dla człowieka pracującego 12 godzin dziennie, uciążliwość związana z koniecznością zrobienia zakupów w ten sam dzień po pracy będzie znacznie większa, niż ta, związana z decyzją o wyjściu na zakupy w dzień wolny. Poniesiony przez niego koszt jest znacznie większy w pierwszym wypadku, gdyż w ten dzień, poświęcona na zakupy godzina czasu wolnego ma dla niego znacznie większą wartość niż w niedzielę, gdy ma go pod dostatkiem. Zmuszanie go do zmiany dnia dokonywania zakupów, oznacza dla niego zubożenie.
Swoimi działaniami, decydenci polityczni w arbitralny sposób chcą pozbawić ludzi czasu wolnego w dni, w których jest on bardziej cenny, bo jest go mniej i dołożyć w dniu, w którym jest on mniej wartościowy, gdyż jest go zdecydowanie więcej.
Skąd wiemy, że tak właśnie jest? Otóż, gdyby ludzie bardziej cenili kilka dodatkowych godzin czasu wolnego w Niedzielę, sami zadbaliby o to, by zrobić zakupy w tygodniu. Swoimi decyzjami pokazują jednak, że bardziej cenią te kilka godzin spędzonych z rodziną w tygodniu: na oglądaniu serialu, treningu u syna czy lekcji tańca u córki, niż kilka dodatkowych leniwych godzin w Niedzielę. Nie ma najmniejszego powodu, by godzina spędzona z rodziną we wtorek, była mniej wartościowa od godziny spędzonej z rodziną w Niedzielę. Jak pokazaliśmy jest wręcz przeciwnie, a zmuszanie ludzi do zakupów w tygodniu musi prowadzić do zmniejszenia wartości ich czasu wolnego, a w efekcie do ich zubożenia.