Gonczaronek: Rodzina 500-
Autor: Wiktor Włodzimierz Gonczaronek
Korekta: Agnieszka Płonka
Jak rozmontować rodzinę? Zalegalizować związki partnerskie? Marihuanę? Wpuścić uchodźców z Syrii? Zwiększyć zawartość soi w kiełbasie? A może dla niepoznaki określić się mianem konserwatysty i zacząć o nią dbać?
Midas według legend miał tę zdolność, że wszystko czego dotknął zamieniało się w złoto. Dzisiaj państwo robi podobnie, z tą jedną różnicą, że produktem końcowym jest nie złoto, a gówno. Żeby było zabawniej, wszystkie działania podejmowane są w najlepszej wierze w celu ochrony przed bogaczami/obcym kapitałem/spekulantami/nadmiarem wolności/zbyt dobrymi zabezpieczeniami przed złodziejami/wstaw-co-akurat-jest-modne. Efekt końcowy zawsze jest taki sam: nieefektywności przysparzające jeszcze więcej problemów, którymi trzeba się zająć.
O flagowym programie Prawa i Sprawiedliwości powiedziano już wiele w kontekście nieefektywności ekonomicznej, niemoralności dokonywania kolejnej redystrybucji itd. Brakuje jednak krytyki tego programu poprowadzonej z punktu widzenia konserwatysty. Dlaczego osoba, której również zależy na silnych więziach na niskich szczeblach organizacji społeczeństwa, w szczególności na silnych więziach rodzinnych, powinna sprzeciwiać się takim projektom?
Relacje buduje się na wspólnych przeżyciach, wspieraniu się w trudnych chwilach, a także na zwykłym zwracaniu uwagi na drugą osobę. Swego czasu uczono dzieci czytać w domu, co zamożniejsi wynajmowali prywatnych nauczycieli. W chwili obecnej tym wszystkim zajmuje się Kapitan Zrujnuję-Wszystko-Czego-Się-Dotknę Państwo. Efekt końcowy jest taki, że rodzic nie musi się przejmować jakością kształcenia swojego dziecka, bo przecież ktoś już o tym pomyślał. Nie musi też martwić się o przygotowanie do życia zawodowego, bo przecież są darmowe uczelnie, które się wszystkim zajmą. Nie muszą się martwić o wychowanie, bo przecież dzieje się to w szkole. Nie muszą martwić się o to, żeby mieć dobre relacje z dziećmi na starość, żeby w razie problemów mieć wsparcie, bo przecież są państwowe emerytury. W każdej dziedzinie życia – od wychowania, przez rozwijanie zainteresowań, na dbaniu o zdrowie skończywszy – odpowiedzialność jest przenoszona z obywatela na społeczeństwo.
Program przyznawania pieniędzy na każde dziecko może wydawać się pozbawiony tego typu wad (no bo w końcu zachęca do rodzenia dzieci, czyli tworzenia rodzin). Śpieszę ze sprostowaniem: nie, rodzina to nie tylko masa dzieci rodzonych dla sięgnięcia po dodatkowe dochody. Rodzina jest czymś więcej – to odpowiedzialność za drugą osobę, wpajanie wartości i pozytywnych wzorców. Żadne pieniądze nie zastąpią uczuć czy spędzonego razem czasu. Może i da się za to kupić ciekawą książkę albo bilet do kina, ale to nie o to chodzi.
Dodatkowym problemem, nieco bardziej ekonomicznym, jest wypieranie ładu opartego na poszanowaniu własności prywatnej i wstawianie w jego miejsce rozwiązań socjalistycznych. Nie trzeba się martwić o utrzymanie, bo ktoś coś zrobi. Pobożni socjaliści z uporem maniaka utrudniają działanie organizacjom charytatywnym po to, by za chwilę triumfalnie krzyknąć: Gdyby nie państwo, to ci ludzie nie mieliby za co żyć! Jaka odpowiedzialność za swoje działania, tak opiewana przez tych, którzy zawsze pamiętają o żołnierzach niezłomnych, może się w takiej sytuacji wykształcić? Kogo ma naśladować młodzież, skoro nie ma warunków sprzyjających promowaniu roztropnych, przywiązanych do tradycji i oddanych rodzinie osób?
Konserwatyzm znajduje się na immanentnie kolizyjnym kursie z państwowym interwencjonizmem niezależnie od tego, jaką dziedzinę życia będziemy analizować. A już na pewno dotyczy to tak wrażliwej sfery, jaką jest rodzina. Państwo nie pomaga rodzinie. Ono ją zastępuje!