A A +

Gawkroger: Walka z pornografią w sieci

Wpis z cyklu: Okiem libertarianina, autor: Nadia Gawkroger

Sejmowa Komisja Administracji i Cyfryzacji prowadzi prace nad uchwałą, która wzywa rząd do wprowadzenia możliwość blokady treści pornograficznych przez dostawców Internetu. Chodzi w tym mniej więcej o to, aby w trosce o dobro najmłodszych, każdy obywatel miał prawo wymusić na dostawcach „bezpłatne” (tak właśnie, bezpłatne) nałożenie filtra blokującego strony pornograficzne. Niektórzy postulują też, aby taki filtr był zakładany domyślnie, a usługodawca ściągał go jedynie na życzenie klienta. Zastanówmy się, jakie są wady i zalety takiego rozwiązania.

vv_3

Zaletę widzę właściwie jedną – swego rodzaju uświadomienie społeczeństwu/rodzicom zagrożeń, jakie może dla dzieci stanowić pornografia. Osobiście podzielam uprzedzenia konserwatystów czy Kościoła, a po części też feministek, wobec pornografii. Ciężko mi się dopatrzyć jakichkolwiek korzyści, które z niej płyną – uzależnia, ogłupia, jest kiczowata, prymitywna, infantylna, pozbawiona jakichkolwiek walorów intelektualnych czy artystycznych, uczy pogardy wobec kobiet, zniekształca obraz świata i generalnie jest jednym z najgłupszych i najmniej produktywnych sposobów na spędzanie wolnego czasu (już nawet branie niektórych narkotyków wydaje mi się bardziej sensowne). Trochę więc przykro, że najwspanialsze narzędzie przesyłu informacji jakie kiedykolwiek powstało, zostało w 1/3 zaśmiecone przez zwykłe sceny kopulacji (a pozostałe 2/3 to koty…). W każdym razie, osobiście popieram wszystkie oddolne i pozapaństwowe akcje i inicjatywy mające na celu skłonić ludzi (zwłaszcza młodych) do nieoglądania porno. Gorzej, jeśli za to samo bierze się państwo i chce „znieść porno ustawą”. Tutaj przejdę do wad.

Państwo znów występuje w roli niańki – zajmując się ochroną najmłodszych przed pornografią bierze na siebie kolejne zadania, które powinny należeć do rodziców. W tej sposób uczy ludzi, że nie muszą się troszczyć o własne dzieci, bo Wielki Brat już się tym zajął. A stąd już tylko krok do kontroli i inwigilacji. Dziś zakażemy porno, jutro słodyczy, pojutrze zbyt długiego spędzania czasu przed komputerem i tak dalej. Rodzina powinna być w maksymalnym stopniu chroniona przed wpływami władzy – ludzi należy raczej uświadamiać, że mają być za swoje rodziny odpowiedzialni. Potem możemy tylko narzekać, że rodzice kompletnie się nie interesują, co ich dzieci robią w czasie wolnym, jakich bzdur uczą się w szkole itd.

Nie ma darmowych obiadów – jeśli zmusimy dostawców do udostępniania „darmowych” filtrów, to – siłą rzeczy – będą oni musieli obciążyć tymi kosztami konsumentów. Różnica będzie tylko taka, że kwota zamiast być opłatą za opcjonalną usługę, zostanie rozbita na wszystkich odbiorców. Więc niemający dzieci Nowak będzie musiał płacić za Internet Kowalskiego, bo ten sam sobie nie potrafi założyć blokady rodzicielskiej.

Państwo używa przymusu – dlaczego przedsiębiorca chcący świadczyć usługi cyfrowe ma być zmuszony do opracowywania odpowiednich filtrów? W ten sposób zamyka się rynek dla mniejszych dostawców, którzy mogą mieć z tym problem, a którzy może po prostu mierzą w klientelę niezainteresowaną tego typu usługami.

Walka z porno to walka z wiatrakami – Internet nigdy nie będzie wolny od pornografii, podobnie jak nie będzie wolny od, powiedzmy, piractwa. Zaradny nastolatek i tak znajdzie sposób, jak obejść zabezpieczenia (już widzę masę poradników i programów od tego, crackerzy będą mieli masę zabawy), a źle opracowany filtr może powodować cenzurę stron, które z pornografią nie mają nic wspólnego (a raczej na pewno tak będzie). Ciężko też zdefiniować, co to dokładnie jest pornografia – nie każdy film czy dzieło sztuki z golizną musi nią być.

Dziś pornografia, jutro wolność wypowiedzi – można machnąć ręką na pornografię, że z wolnością słowa ma to niewiele wspólnego, bo raczej nikt w ten sposób poglądów nie wyraża. Jednak w ten sposób dajemy państwu sygnał, że może kontrolować informacje przepływające w sieci. Opracowanie tego typu filtrów może też być próbą przed stworzeniem narzędzia, które będzie np. blokowało niewygodne poglądy. Każda próba cenzury Internetu, niezależnie jakiej tematyki, powinna budzić uzasadnione obawy o wolność słowa. Żadnemu państwu na świecie nie pasuje, że istnieje coś, co jest poza ich kontrolą – Internet jest po prostu niebezpieczny dla władzy. I zrobią oni wszystko, aby tę kontrolę zdobyć. Zgadzając się na cenzurę jednej rzeczy możemy być pewni, że prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto zechce cenzurować coś innego (np. tzw. „mowę nienawiści”). I to nie będzie dobre.

Autor: Nadia Gawkroger

Korekta: Angrboda

Źródło: libertarianin.org

Źródło zdjęcia: http://thefad.pl/sites/default/files/vv_3.jpg

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress