A A +

Hankus: Dajwięcyzm, główna choroba etatyzmu

Autor: Przemysław Hankus
Korekta: Agnieszka Płonka
Źródło grafiki: manager.inwestycje.pl

Zgodnie z powszechnie panującym przekonaniem, dominującym systemem gospodarczym zarówno w Polsce, jak i na świecie, jest kapitalizm, lub też innymi słowy wolny rynek. Propagatorzy tego typu twierdzenia stoją na stanowisku, jakoby to los niemal każdego człowieka zależał w mniejszym bądź większym stopniu od widzimisię kapitalisty i bezosobowego rynku (tudzież bezosobowych mechanizmów rynku), który może swoimi działaniami doprowadzić wielu do głodu, nędzy, a w ostateczności do śmierci. Czy tak jest w istocie? Czy faktycznie możemy winą za „całe zło tego świata” obarczać wolny rynek? Bynajmniej.

Przede wszystkim, musimy uświadomić sobie jeden podstawowy fakt, mianowicie: dominującym systemem gospodarczym na świecie jest etatyzm, zwany również interwencjonizmem. Jest to próba wprowadzenia tzw. polityki trzeciej drogi, „złotego środka”, który pozbawiony byłby wad zarówno kapitalizmu, jak i socjalizmu, wykorzystując jednak mocne strony każdego z tych systemów. O tym, że jest to mrzonka, przekonywająco udowadniał chociażby Ludwig von Mises[1]. Niemniej jednak jednym z podstawowych błędów etatyzmu jest dokonane przez ten system przewartościowanie (czy też zmiana akcentów) polegające na zdjęciu z działających jednostek pełnej odpowiedzialności za własne czyny, decyzje i działania. W skrócie: mechanizm etatyzmu opiera się na przekonaniu ludzi, że wszelkie ich niepowodzenia, ich niezadowalający stan materialny czy problemy bytowe nie są ich winą, a spowodowane są przez zaburzenia i błędy w funkcjonowaniu rynków, które może skorygować jedynie rząd czy państwo.

Tego rodzaju myślenie powoduje wiele negatywnych konsekwencji, a jedną z nich jest tzw. dajwięcyzm, czyli przekonanie o tym, że w przypadku jakichkolwiek problemów, jakichkolwiek negatywnych rezultatów, to państwo „musi coś z tym zrobić”. Jednym z głównych rezultatów dajwięcyzmu jest zatem tworzenie i podsycanie postaw roszczeniowych w danej społeczności, której członkowie zaczynają przypisywać osobiste sukcesy i powodzenie nie własnym przymiotom, wysiłkowi czy umiejętnościom, a przekonaniem aparatu administracyjno-biurokratycznego do swoich racji, znajdującym odzwierciedlenie w dokonywanych przez rząd interwencjach w gospodarkę. Dajwięcyzm powoduje, że zamiast polegać na sobie i brać odpowiedzialność za własne czyny, chorzy na tę przypadłość zaczynają wymagać od innych przymusowego partycypowania w ich działaniach, a w jeszcze większym stopniu w negatywnych, częstokroć nieprzewidzianych konsekwencjach tych działań. Skutkuje to przerzucaniem na innych członków danej grupy odpowiedzialności oraz koniecznością ich finansowego uczestnictwa w projektach, w których dobrowolnie udziału wziąć nie chcieli ani nie zamierzali.

Możemy zatem stwierdzić, że dajwięcyzm opiera się na przymuszeniu (poprzez pewną strukturę) innych do tego, by „dorzucili” swoje środki i swoje dobra do naszego pomysłu, by – chcąc nie chcąc – działali w taki sposób, jaki my uznaliśmy za właściwy, abstrahując od moralności czy też etyki. Jeśli szczęście i dobrobyt jednostki są pewnymi podstawowymi założeniami dajwięcyzmu, to wszelkie sposoby prowadzące do osiągnięcia takiego stanu rzeczy stają się usprawiedliwione, wliczając w to zabieranie jednym po to, by dać drugim. W ramach tego systemu wystarczy bowiem zgłosić „uzasadnione” roszczenie, przekonać do niego „możnych tego świata” lub też tzw. kompradorów, a następnie jedynie oczekiwać zamierzonych rezultatów, nie zważając na konsekwencje dla pozostałych.

Jeśli tak ma wyglądać obecny system gospodarczej organizacji społeczeństw, to z całą pewnością jest on daleki od idei laissez faire… Musimy uświadomić sobie, że jeśli wymagać będziemy od państwa czy też od rządu pewnych działań, jeśli będziemy przekazywali coraz więcej kompetencji w jego ręce, skutki tego będą opłakane. Znajdziemy się bowiem w błędnym kole etatyzmu i dajwięcyzmu, polegającym na żądaniu kolejnego działania, kolejnej interwencji rządu, ponieważ uprzednio dokonana interwencja nie zdała egzaminu. Każde następne roszczenie będzie niejako z definicji wymagało jeszcze większych nakładów, czego efektem będzie stałe zmniejszanie się dobrobytu i zahamowanie, aniżeli wzrost gospodarczy. Należy zatem kategorycznie skończyć z „kulturą dajwięcyzmu”, powracając do sprawdzonych wzorców wolnorynkowej wymiany i konkurencji, które w największym stopniu przyczyniają się do maksymalnego zaspokojenia potrzeb wszystkich uczestników wolnorynkowych, dobrowolnych transakcji.

[1]L. von Mises, Polityka trzeciej drogi prowadzi do socjalizmu, http://mises.pl/blog/2014/04/04/mises-polityka-trzeciej-drogi-prowadzi-socjalizmu/

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress