A A +

Wozinski: Libertarianie a obcy kapitał

Autor: Jakub Wozinski
Korekta: Agnieszka Płonka

Wobec wojny wypowiedzianej obcemu kapitałowi przez rząd Prawa i Sprawiedliwości polskie środowisko wolnościowe przyjęło jednoznacznie krytyczne stanowisko. Czy słusznie?

Pozornie sprawa wydaje się rozstrzygnięta jeszcze przed jej omówieniem. Libertarianie są przecież zwolennikami kapitalizmu bardziej niż jakakolwiek inna grupa ideowa. Chcemy kapitalizmu i wolnego rynku, a wszelkiej maści etatyści i socjaliści ograniczania swobód w zakresie działalności gospodarczej i nie tylko. Skoro PiS walczy z zachodnim kapitałem, to jest socjalistyczny, zły – koniec, kropka.

Niestety, sytuacja nie przedstawia się tak prosto.

Na portalu Libertarianin.org pisałem już wcześniej tekst krytyczny pod adresem niektórych libertarian („Kiedy libertarianizm staje się sekciarstwem?”), w którym atakowałem złudne przekonanie, że libertarianie nie są „umoczeni” w państwie, lecz obserwują panujący powszechnie panświnizm i etatyzm niejako z odosobnienia, nie kalając się jakkolwiek pojętą współpracą z państwem. Tego typu postawa łączy się niestety ze specyficzną i bardzo nierealistyczną wizją rzeczywistości, w ramach której państwo zawsze jest złe (co oczywiście jest prawdą), a kapitał prywatny zawsze dobry (co często jest nieprawdą).

Otóż w realnym świecie – takim, w którym żyjemy – prawdziwie prywatni przedsiębiorcy to niezwykle rzadkie zjawisko. Dziś mamy raczej do czynienia z kapitalizmem państwowym (lub kapitalizmem kompradorskim, jak od lat przekonuje Stanisław Michalkiewicz), w ramach którego pozornie prywatne firmy, koncerny i korporacje są tak naprawdę jednostkami podległymi państwu.

W wyimaginowanym świecie naiwnego libertarianizmu walka danego państwa z prywatnymi firmami z zagranicy byłaby oczywiście jednoznacznie zła. Jednakże w naszym, realnym świecie na walkę polskiego Lewiatana z zagranicznymi bankami i korporacjami należy patrzeć jak na walkę między państwami.

Polska była przez wiele lat krajem komunistycznym i dlatego w sporej mierze obca nam jest perspektywa, w ramach której wielkie firmy i kluczowe przedsiębiorstwa stanowią tak naprawdę agentów wpływu państwa. Obecnie taką rolę spełniają do pewnego stopnia KGHM, PKO BP, czy też PKN Orlen. Jednakże w tradycji państw Zachodu od wielu dekad tego rodzaju firm, nominalnie prywatnych, jest całe multum. Formalnie są prywatne, lecz tak naprawdę ciężko je oddzielić od państw, które wspierają je miliardami dotacji oraz rozmaitymi przywilejami. W naszej epoce wielkich, wielomilionowych państw, kapitał ma narodowość i w bliższej perspektywie nie zmienimy tego, choćbyśmy nawet mocno chcieli.

Jakie płyną dla nas z tego wnioski? Po pierwsze, ostudźmy naszą krytykę PiS-u w sytuacjach, gdy próbuje podjąć walkę z zachodnim kapitałem, gdyż walka ta dotyczy niezależności Polski od Niemiec, Francji, czy też USA. Jako libertarianie jesteśmy secesjonistami i powinniśmy wspierać wszelkie wysiłki na rzecz decentralizacji władzy, choćby nawet wysiłki te podejmowali socjaliści z PiS-u.

Po drugie, przestańmy patrzeć na świat przez różowe okulary. Świat jest o wiele mniej kapitalistyczny (libertariański), niż nam się wydaje. To, z czym mamy obecnie do czynienia, jest tak naprawdę wielką mistyfikacją, a nie prawdziwym ustrojem wolnorynkowym. Wielu wolnościowców cmoka z zachwytu na widok lasu wieżowców chmur w Hong Kongu, Dubaju, czy też Singapurze. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę z tego, dzięki czemu zostały one zbudowane i nie zadaje sobie pytań dotyczących tego, czy faktycznie powstały one dzięki zastosowaniu libertariańskich, wolnorynkowych zasad.

Aby lepiej wyrazić, o co mi chodzi z moją krytyką naiwnego postrzegania współczesnego kapitalizmu państwowego, posłużę się przypadkiem sklepów wielkopowierzchniowych. PiS od dłuższego czasu zapowiadał, że je opodatkuje. Sklepy te miały bowiem wykazywać wielkie koszty i minimalne zyski, przez co płaciły niewielkie podatki i w ten sposób miały wygrywać konkurencję z polskimi sprzedawcami. PiS zaproponował więc, aby opodatkować ich obroty (obecnie podatek obrotowy mają płacić niemal wszyscy sprzedawcy).

Wolnorynkowcy i libertarianie rzucili się na PiS, zarzucając, że walczy z wolnym rynkiem. Specjalną konferencję zorganizował nawet Instytut Misesa, a jak internet długi i szeroki wszyscy pastwili się nad propozycją nowego podatku. Nie jestem zwolennikiem wprowadzania żadnych nowych podatków, ale warto mieć na uwadze, że sklepy wielkopowierzchniowe faktycznie mają lepsze warunki działania niż zwykli sprzedawcy. Nie chodzi mi tu wcale o to, że wielkie sieci stosują optymalizację podatkową (i np. wrzucają do kosztów fikcyjne umowy ze spółką-matką na wynajem znaków handlowych). Problemem są obecne w każdym województwie specjalne strefy ekonomiczne (SSE), gdzie wszystkie sklepy typu Biedronka, czy Tesco lokują swoje centra logistyczne oraz część zwykłej działalności. SSE powstały po to, żeby państwo miało łatwy dostęp do dewiz, a obecność w nich daje inwestorom z zagranicy liczne ulgi podatkowe. Zwykli śmiertelnicy nie mają tam prawa wstępu, bo na wstępie trzeba zainwestować 100 tys. euro.

Okazuje się więc, że zagraniczne sieci wielkopowierzchniowe faktycznie mają zapewnione przez państwo lepsze warunki rozwoju i dlatego nie krytykuję PiS-u za chęć zmiany obecnej sytuacji. Nie aprobuję jedynie sposobu, w jaki to chcą uczynić, gdyż powinni zacząć od likwidacji SSE.

Reasumując: fajnie jest bronić kapitalizmu przed etatystycznym rządem, lecz w naszej rzeczywistości możemy go bronić najczęściej tylko teoretycznie. Faktycznie bowiem jego zakres jest niezwykle wąski. Obrona obcego kapitału przed polskim państwem tylko dlatego, że jest obcy, ma jednak niewiele sensu, gdyż za kapitałem tym bardzo często stoją obce państwa.

Czy tego chcemy, czy nie, w realnym świecie państwo wikła nas w wiele nieprzyjemnych sytuacji. Nawet takich, w których musimy udzielić strategicznego wsparcia jednym etatystom przeciwko drugim.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress