Kubiak: Filmy libertarianina. Część 1.
Autor: Damian Kubiak
Korekta: Aleksander Makieła
Źródła grafik: 1, 2, 3, 4, 5, 6
Postanowiłem stworzyć listę „Filmów libertarianina”, na której znajdą się dzieła promujące wolność, będzie ona tworzona sukcesywnie, a kolejne jej części będą pojawiać się w ramach mojego comiesięcznego felietonu. Zachęcam wszystkich czytelników do aktywnego udziału w tym przedsięwzięciu piszcie w komentarzach swoje propozycje, być może jakiegoś filmu nie widziałem, lub nie zinterpretowałem go w odpowiedni sposób i dzięki waszemu wkładowi lista będzie dokładniejsza.
- Mrówka Z (1998). Pierwsze miejsce w tym zestawieniu przypadło filmowi animowanemu. Mrówka Z to brawurowa produkcja, w której jak w żadnym innym filmie odnajdujemy odwieczną walkę pomiędzy indywidualizmem, a kolektywizmem, twórcy przedstawiają nam świat miliardów mrówek, które żyją w totalitarnym państwie. W mrowisku liczy się tylko praca dla kolektywu, nie ma miejsca dla niczyjej indywidualności, każda mrówka zaraz po urodzeniu zostaje przydzielona do któregoś z dwóch obowiązujących stanów: robotników lub żołnierzy. W tym totalitarnym świecie formalną władzę sprawuje królowa, jednakże de facto rządzi bezwzględny generał, który bez względu na koszty zamierza stworzyć nowy świat, nową mrówkę. Wszystkie stworzenia żyją w sztucznie zamkniętym przez władze podziemiu, nieświadome tego, że na powierzchni istnieje lepszy świat, w którym każda mrówka może być wolna. Szczątkowe informacje o mitycznej „Insektopi” – świecie na powierzchni – krążą wśród mrówek jako legendy. Co do samej fabuły to tytułowy Z jest nieszczęśliwym indywidualistą, któremu nie podoba się szara, otaczająca go rzeczywistość. Pewnego razu zakochuje się w księżniczce Belli i przez przypadek zostaje wysłany na wojnę z termitami, z której powraca jako jedyny ocalały. Wśród swoich współbraci zostaje bohaterem, a jego osoba staje się szansą na uwolnienie się od totalitarnej władzy. Bohaterom tej produkcji głosów udzieliły wielkie gwiazdy Hollywood takie jak: Woody Allen, Gene Hackman, Sylvester Stallone, Sharon Stone, Christopher Walken, Anne Bancroft, Danny Glover i Dan Aykroyd.
- Brazil (1985). Któż z nas nie czytał „1984” George’a Orwella? Każdy człowiek, który jeszcze tego nie zrobił, powinien jak najszybciej nadrobić zaległości. Jednakże Ci z was, którzy przeczytali „1984” zauważyli z pewnością, że to dzieło nie nadaje się de facto do sfilmowania. Książka ta oprócz fabuły, wypełniona jest bowiem po brzegi dużą ilością publicystyki. Owej publicystyki jak mi się zdaje nie idzie przekazać widzowi w postaci filmu fabularnego, dlatego wszystkie dosłowne ekranizacje „1984” były skazane na niepowodzenie. Inaczej sprawa się miała z filmem „Brazil” Terry’ego Gilliama. Obraz ten bowiem z książki Orwella czerpał tylko inspiracje, inaczej mówiąc „1984” została tu potraktowana jako punkt wyjścia, który Gilliam rozwinął w iście mistrzowskim stylu. Brazil to film bardzo dziwaczny, którego niezwykłą wartość można przeoczyć przy pierwszym seansie. Terry Gilliam kreśli w nim przerażającą wizję przyszłości, w której żądzą wszechwładni biurokraci. Głównym bohaterem jest wysoko postawiony urzędnik Sam Lowry (Jonathan Pryce), który jednak nie do końca potrafi się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości. Korzystając z rodzinnych i towarzyskich koneksji swojej matki pnie się w górę biurokratycznej drabiny społecznej. W duszy jednak ten człowiek jest niezwykle wrażliwym marzycielem, który śni o wolności i ukochanej kobiecie, którą ma zamiar odnaleźć w rzeczywistym świecie. W tle historii głównego bohatera obserwujemy zmagania państwowego systemu z prywatną inicjatywą Archibalda ‚”Harry’ego” Tuttle’a (Robert De Niro). Pięknie plastycznie film Gilliama jest prawdziwą ucztą dla kinomana, dzięki której przy każdym kolejnym seansie odnajdujemy w tym arcydziele coś nowego.
- Na zachodzie bez zmian (1930). Gdybyśmy mieli wybrać kilka najważniejszych filmów w całej kinematografii, to laureat Oskara za najlepszy obraz roku 1930 z pewnością znalazłby się wśród nich. Niezwykły, monumentalny, prawdziwy, nowatorski, ponadczasowy, tymi i wieloma innymi komplementami można by wychwalać ten obraz bez końca. Mimo że nakręcony 85 lat temu film ten nie tylko wciąż jest niezwykle aktualny, ale również robi spore wrażenie pod względem stricte technicznym! Historia w nim przedstawiona oparta jest na książce Ericha Marii Remarque’a i ukazuje historię niemieckich żołnierzy walczących podczas I Wojny. Młodzi chłopcy namówieni przez swojego nauczyciela agitatora-państwowca i patriotę zgłaszają się na ochotnika do wojska, „aby walczyć i słodko umierać za ojczyznę”. Wkrótce jednak okazuje się, że wszystko to, co do tej pory usłyszeli o wojnie i walce za swoje państwo było kłamstwem. W wojsku spotykają się z innymi żołnierzami, którzy w przeciwieństwie do nich zostali siłą wcieleni do armii, później oni wszyscy dochodzą do wniosku, że za wszystkie konflikty odpowiedzialne są tylko i wyłącznie państwa. W filmie obrazuje to fenomenalna scena dyskusji pomiędzy żołnierzami:
– Jak dochodzi do wojen? – pyta jeden.
– Jedno państwo obraża drugie – odpowiada mu drugi.
– Jak państwo może obrazić państwo, chcesz powiedzieć, że góra w Niemczech wścieka się na jakieś pole we Francji? – ripostuje trzeci.
– Głupku, to naród obraża naród.
– Aha, w takim razie nic tu po mnie, nie czuje się urażony.
– To nie dotyczy takich dziadów jak ty.
– Świetnie, w takim razie mogę iść do domu.
– Taa, tylko spróbuj. Chcesz dostać kulkę?
– Ja i cesarz mieliśmy takie samo zdanie na temat tej wojny. Żaden z nas jej nie chciał, dlatego idę do domu. On już tam jest.
– Ktoś jednak musiał chcieć tej wojny? Może Anglicy? Nie… Nigdy żadnego nie widziałem, dopóki nie przyjechałem tutaj i przypuszczam, że większość z nich nigdy nie widziała Niemca. Jestem pewien, że nikt ich o nic nie pytał. (…)
– Czegoś tu nie rozumiem. Cesarz ma wszystko czego chce.
– Ale nigdy nie miał wojny. Każdy wielki cesarz potrzebuje wojny, która okryje go sławą. To jest ta wojna. (…).
– Z tym jest jak z chorobą. Nikt tego nie chce, a to się pojawia. My tego nie chcieliśmy, Anglicy tego nie chcieli, a teraz musimy się bić.
– Powiem wam jak to się powinno załatwiać. Jak tylko ma dojść do wojny powinno się ogrodzić duże pole…
– I sprzedawać bilety.
– Tak. Później powinno się tam zagonić wszystkich cesarzy, ministrów i generałów, w samych gaciach i niech leją się pałkami. Najlepszy kraj wygrywa.
- Cristiada (2012). Film, którego akcja rozgrywa się w latach 20. w rządzonym przez komunistów Meksyku. Jakikolwiek scenariusz przejęcia władzy przez czerwonych jest zawsze ten sam: prześladowania, gwałty, morderstwa, bieda etc. Nie inaczej było w Meksyku, jednakże w tym kraju doszło do spektakularnego powstania przeciwko władzy w imię obrony religii i wolności. Z jednej strony w szeregach cristeros walczą gorliwi katolicy, z drugiej na ich czele stoi ateista. Wszyscy oni walczą o to, aby każdy miał możliwość wyboru swojej życiowej drogi, aby nikt nie był prześladowany za wyznawaną wiarę i wyrażane poglądy. Obraz wyreżyserowany przez Deana Wrighta pokazuje bojowników o wolność w całkowicie nowym świetle, do tej pory nieobecnym w kinematografii. Nie są to już jacyś lewicowi radykałowie, komuniści, rewolucjoniści czy inne nieciekawe typy spod znaku czerwonej gwiazdy i symbolu sierpa i młota. W „Cristiadzie” bojownicy o wolność są ukazani jako z krwi i kości libertarianie, którzy walczą w imię wolności przeciwko totalitarnej władzy.
- Burzliwe lata dwudzieste (1939). Tytułowe lata dwudzieste to okres prohibicji i właśnie o niej jest ten film. Główny bohater Eddie Barrtlet (James Cagney) pracuje sobie spokojnie w warsztacie samochodowym, jednakże gdy wybucha wojna zostaje powołany, po czym tak jak wielu Amerykanów zostaje wysłany do Europy. Gdy wojna w końcu się kończy, wraca do domu, po czym dosyć szybko zaczyna zajmować się produkcją alkoholu i staje się niezwykle wpływowym człowiekiem. Film Raoula Walsha jest reliktem przeszłości, którego obecności w obecnej kinematografii próżno szukać, jest to bowiem kino społecznie zaangażowane, które jednak nie jest jednocześnie produktem lewicowym w wymowie. Dzisiaj lewicowcy mają monopol na filmy „społecznie zaangażowane”, więc aż trudno uwierzyć, że kiedyś było inaczej. W latach trzydziestych Hollywood stworzyło nowy gatunek kina tzw. kino gangsterskie. Pierwszymi obrazami należącymi do tego gatunku były Mały Cezar (1931) z Edwardem G. Robinsonem i Wróg publiczny (1931) z Jamesem Cagneyem. Oba te utwory były niezwykle silnym i zdecydowanym głosem sprzeciwu wobec prohibicji, pokazywały bowiem zło, które jej wprowadzenie spowodowało. W końcu ją zniesiono, a ludzie filmu postanowili ją podsumować. W ten sposób powstał obraz Walsha, film trzeba przyznać niezwykły i niepowtarzalny. Wyjątkowość tego obrazu polega na tym, iż jako jedyny pokazuje genezę powstania środowiska gangsterskiego w USA, twórcy tego dzieła pokazują tu wyraźnie, że osoby zajmujące się produkcją i sprzedażą alkoholu podczas prohibicji nie robiły nic złego, zaspokajały jedynie popyt klientów, a był on większy niż kiedykolwiek, ponieważ jak dowiadujemy się z filmu, wprowadzenie prohibicji wcale nie spowodowało spadku spożycia alkoholu w społeczeństwie, a wręcz przeciwnie, spowodowało wzrost jego spożycia. Gangsterzy zostali tu sportretowani jako ludzie z krwi i kości, normalni obywatele, którzy w pewnym momencie zaczęli łamać głupie prawo, aby się dorobić. Co im się faktycznie udało, jednakże duża część z nich wraz ze zniesieniem prohibicji straciła pieniądze i wpływy, skończyła się dla nich złota era. „Burzliwe lata dwudzieste” są z pewnością najmądrzejszym, najpoważniejszym i najciekawszym filmem gangsterskim jaki do tej pory nakręcono. Na wielkie słowa uznania zasługują również dwie wielkie legendy kina, które w filmie Walsha stworzyły swoje niezapomniane kreacje. Chodzi oczywiście o Jamesa Cagneya i Humphreya Bogarta. Szczególnie ten pierwszy swoją wielką rolą tworzy tu niezwykle wiarygodną postać gangstera, której ustępują wszystkie inne podobne kreacje innych wielkich aktorów.