A A +

Kierunek wolność

9 stycznia 2013 Felieton, Publicystyka

„Państwo jest i powinno być po prostu wspólną siłą, ustanowioną nie po to, by być narzędziem ucisku i wzajemnej grabieży, lecz przeciwnie – by chronić własność każdego obywatela, zapewnić sprawiedliwość i bezpieczeństwo”

Frederic Bastiat

Państwo, wg Maxa Webera, to instytucjonalny system, w którym wyodrębniony aparat instytucjonalny ma monopol na użycie przymusu i przemocy, w celu wymuszenia na poddanych mu obywatelach, przestrzegania ustalonych przez ów aparat reguł. Istnienie takiego monopolu można uzasadnić, jeśli państwo będziemy postrzegać jako nocnego stróża, chroniącego ludzi przed agresją ze strony innych ludzi… ale czy ów monopol można uzasadnić i usprawiedliwić, jeśli aparat państwowy wykorzystuje swój monopol przeciw tym, których chronić powinno, gdy ogranicza ich prawa, ciemięży ich, czy, w końcu, morduje, jak to ma miejsce w państwach ucisku (vide Korea Płn.). A jeśli nawet państwo nie uciska swoich obywateli (zbytnio, bowiem państwo przez samo swoje istnienie, w mniejszym lub większym, stopniu ogranicza naturalną wolność jednostki – naturalną, to jest taką, w której, granicą wolności jest wolność innych) a poziom opresji w nim jest na rozsądnym poziomie, to państwo realizując swoje administracyjne, gospodarcze, porządkowe, kulturalne i socjalne (i jeszcze multum innych) funkcje, ma tendencje do stałego powiększania swojego aparatu. Aparat ten chcąc uzasadnić swoje istnienie, niezmiernie jest zapracowany, tworząc nowe regulacje, przepisy, kulniki, interpretacje tych przepisów i aneksy do okólników, następnie komitety w celu usystematyzowania regulacji, tworzące nowe okólniki, na końcu komisje, mające zająć się palącym problemem ujednolicenia przepisów, które tworzą nowe komórki niezbędne komórki dla przeprowadzenia niezbędnych analiz, tworzące…. (jednym słowem, konsekwentnie zmierzając ze swoją przydatnością dla społeczeństwa w kierunku zera] Perpetuum mobile, wypisz wymaluj „nowotwór złośliwy”. A ponieważ utrzymanie tej potężnej machiny kosztuje a pobierane przez państwo opłaty (bynajmniej nie dobrowolne) przestają wystarczać, państwo, korzystając ze swojego monopolu na przymus, zwiększa ucisk fiskalny, jednocześnie. radośnie się zadłużając (na poczet przyszłych podatków naszych wnuków i prawnuków). Biurokracja rozrasta się i puchnie, pochłaniając coraz większe środki a bajkowy argument, że państwo redystrybuując zasoby przyczynia się do społecznej sprawiedliwości nie wytrzymuje naporu rzeczywistości, w której zasoby te są w pierwszej kolejności przeżerane, a te które cudem unikną później zmarnotrawienia, też niekoniecznie trafiają do tych potrzebujących, którzy są zazwyczaj potrzebującymi właśnie dzięki, pełnym dobrych chęci (jak wiadomo będących najlepszym brukiem) acz najczęściej nietrafionym, państwowym interwencjom w nasze życie.

Wolność jest tą wartością, której, przez kilkadziesiąt lat ubiegłego wieku, prawie wszyscy w Polsce pragnęli… i o którą nieliczni walczyli… aż wywalczyli. Wywalczyli dla NAS demokrację i swobody obywatelskie. Jednak walka o WOLNOŚĆ nigdy się nie kończy, zawsze bowiem znajdą się tacy, którzy uważają, że posiedli wiedzę, nam maluczkim, niedostępną. jak PROWADZIĆ wszystkich w kierunku powszechnego szczęścia nawet wbrew ich woli. i nic dziwnego „oni” wiedzą lepiej ;) Ciągle słyszymy: „Wolność? Ta, ale… odpowiedzialna”, „Wolność słowa? Oczywiście, ale… bez mowy nienawiści” (pamiętaj: krytykując rząd, i Ty możesz zostać Brunonem K.), „Wolność zgromadzeń? Pewnie, ale… urzędnik decyduje”. „Referendum? Tak, ale… nie o podatkach!)… jednym słowem, mamy coraz więcej prawa a coraz mniej sprawiedliwości (oczywiście zdarzyło się raz, ze mieliśmy u steru i Prawo i Sprawiedliwość, ale z oczywistych względów to aberracja, ha, ha, ha). Jest to na rękę władcom, czyli w naszym „demokratycznym” państwie, elitom politycznym, które tworząc prawo, zabezpieczyły swoją pozycję (finansowanie partii, przywileje, bizantynizm) a jednocześnie penetrują i czerpią korzyści z biurokracji. System ten, oparty na długu i wysokich podatkach, etatyzm (i towarzyszący mu kapitalizm państwowy, korporacjonizm) tworzy niebezpieczne rozwarstwienia społeczne: bogaci się, coraz bardziej, bogacą, nie z powodu swoich naturalnych talentów, lecz na skutek patologicznych powiązań z władzą, ustaw pisanych na zamówienie, ustawionych przetargów, zgody na kartele i monopole. A biedni?…. hmmm, trudno się wzbogacić komuś, komu jest zabierana ponad połowa jego dochodu. Trudno jest się komuś wybić, jeśli system stoi mu na plecach, wypychając w górę tych, którym braknie może zdolności i predyspozycji… za to mogą się poszczycić familią i/lub szerokimi znajomościami mamusi bądź tatusia…

Państwo, obrosłe zbędnym i drogim aparatem, patologicznie wpływającym na gospodarkę, ze stanowiącymi prawo, lecz stojącymi ponad prawem, Panami, którzy mimo gąb pełnych demokratycznych frazesów, wyznają platońską zasadę, że rządzić powinni „najlepsi z najlepszych”, czyli oni właśnie, legitymizując swą władzę, organizowanym co kilka lat „świętem demokracji” do którego obchodów lud jest przygotowywany przez środki masowego przekazu. a to przez mniej lub bardziej nachalną propagandę, a to przez usypianie równie zajmującymi sprawami jak „mamamadzi” czy też wypalającymi mózg, neuron po neuronie, serialami. tak, aby bez żalu oddał odpowiedzialność za siebie i inne rzeczy „trudne” swoim cudownym wybrańcom, ukochanym przywódcom i przedstawicielom.

Jaką wizję można przeciwstawić takiemu systemowi? Moim zdaniem wizję państwa silnego. Silnego, nie siłą swojego aparatu ucisku i gotowości jego użycia, ale silnego siłą zaufania jego obywateli. Państwa minimalnego, pełniącego wobec społeczeństwa rolę służebną. Państwa w pełni respektującego prawo jednostki do samostanowienia o swoim losie, prawo społeczności lokalnych do samorządności i samoorganizacji. Państwa gwarantującego obywatelom wolność i stojącego na jej straży. Państwa szanującego pracę obywateli i owoce tej pracy. Państwa, gdzie prawo jest prawem, a nie wytrychem ukrytym za nieprzebytym gąszczem przepisów. Państwa, w którym to obywatel, a nie system jest prawdziwym suwerenem. W końcu, Państwa, w którym obywatele mają uczucie realnego współuczestnictwa w procesie sprawowania władzy państwowej, a to może zapewnić tylko ustrój, opartej na prawie, demokracji bezpośredniej, widzianej nie jako narzędzie dyktatu 51% nad pozostałymi 49%, ale jako milowy kamień na drodze ku naturalnemu ładowi społecznemu, opartemu na niepodważalnych filarach wolności. Demokracji bezpośredniej, która odda ster władzy w ręce społeczeństwa, redukując władców do roli sług jego, zawód polityka zaś odzierając i przywilejów, immunitetów, profitów i z obecnego prestiżu. Tak by w niedalekiej przyszłości nie różnił się od zawodu hydraulika czy piekarza czy innych zawodów, w ramach których zarabia się na życie uczciwą pracą. Dopiero kiedy to nastąpi, kiedy abominacja kwitnąca na szczytach władzy przestanie istnieć, kiedy ludzie przejmą odpowiedzialność za siebie, własny dobrobyt, własne otoczenie, dzielnice, miasto, powiat… Kiedy przestaną być bierni i powiedzą sobie: „Chcę i będę żył godnie, bogacił się, rozwijał i rozkwitał, bo jestem Panem Własnego Losu”.. wtedy… cóż… per aspera ad astra… Sięgniemy Gwiazd!

Bastiatem rozpocząłem, więc Bastiatem zakończę:

„Rozwiązania problemów społecznych należy szukać w wolności”
i
„Życie na kredyt, czyli zjadanie przyszłości, to metoda, którą się obecnie stosuje, żeby sprzeczności ze sobą pogodzić. Próbuje się osiągnąć niewielkie korzyści bieżące, ryzykując wielkie straty w przyszłości. Taki sposób postępowania przybliża widmo bankructwa, które kładzie kres kredytom”.

Autor: Mariusz Kowalczyk
Tekst został pierwotnie opublikowany w niezależnej gazecie DBeściak.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress