Długi marsz – rozmowa z Mariuszem Kowalczykiem
Był przedsiębiorcą, ochroniarzem, sprzedawcą, recepcjonistą, teraz jest doradcą finansowym i aktywistą politycznym. Rozmowa z Mariuszem Kowalczykiem, aktywnym członkiem warszawskiego Klubu Republikańskiego, współpracownikiem strony libertarianin.org, autorem bloga blogmatriksa.blogspot.com.
Wojciech Mazurkiewicz: Jesteś koordynatorem Klubu Republikańskiego Warszawa Targówek. Na czym polega działalność waszego stowarzyszenia?
Mariusz Kowalczyk: W skali lokalnej, w ramach Klubu, kończymy wewnętrzną integrację, co już zaowocowało kilkoma projektami, jak również podziałem odpowiedzialności za nie. Chcemy zajmować się sprawami dotyczącymi każdego obywatela, skupiamy się na tematach wpływających na standard życia w naszej najbliższej okolicy. Właśnie takich działań oczekujemy my sami jako obywatele. Jesteśmy w fazie końcowej projektu „Mapa Wydatków Targówka” pokazującej na co i ile wydaje nasz samorząd. Rozpoczynamy również pracę z projektem informatycznym „Zmieniaj Targówek”, który docelowo ma pokazać problemy ważne dla zwykłych ludzi, ale niedostrzegane bądź lekceważone przez włodarzy dzielnicy. Wyznaczyliśmy osobę odpowiedzialną za przygotowanie współpracy z lokalnymi organizacjami, stowarzyszeniami pod kątem wspólnych projektów i oczywiście wyborów samorządowych.
Na poziomie warszawskim będzie prowadzony projekt „Zmieniaj Warszawę”. Będziemy postulować nowatorskie rozwiązania, patrzyć władzy na ręce, apelować o zmiany, edukować wyborców i integrować społeczności lokalne, bo wiemy, że tylko w taki sposób zmusimy włodarzy do pracy na rzecz mieszkańców.
I w końcu na poziomie dzielnicy będziemy pomagać realizować republikańskie inicjatywy ogólnopolskie. Jestem przekonany, że jesteśmy coraz bliżej przynajmniej jednej z takich akcji.
Jesteś libertarianinem. Co skłoniło cię do przyłączenia się do Republikanów? Czy jest to dobre miejsce dla libertarian?
Najlepsze (śmiech). Uważam swoje życie wewnętrzne za zbyt skomplikowane, by dać się zaszufladkować tylko jako libertarianin. Libertarianin, republikanin, klasyczny liberał czy minarchista to tylko słowa, które odzwierciedlają w jakiś sposób, częściowo, moje poglądy, ale nie są mną. Jako człowiek kochający wolność namiętną miłością, widzący, że znaleźliśmy się na drodze do zniewolenia, widzący skutki rozrastającego się raka etatyzmu, rosnący ucisk fiskalny, długo czekałem na organizację, która w sposób najbardziej pełny będzie odzwierciedlała moje poglądy. Znalazłem to u Republikanów, środowisku skupiającym całe spektrum wolnościowe, od kolibrantów po nawet anarchokapitalistów. To najlepsze miejsce dla tych, którzy stawiają indywidualizm i chcą razem podążać w jednym kierunku, jedną drogą, na końcu której jest wolność. Różnice między nami sprawdzają się do tego, w którym punkcie się zatrzymamy. Jednak to kwestia poboczna, bowiem mamy do czynienia z pracą, która będzie trwała, moim zdaniem, dziesięciolecia.
W tym dziele będzie się liczyła zarówno praca legislacyjna, czyli zmiana otoczenia prawnego jak i edukacja. Bez edukacji, bez pracy od podstaw, nasze idee nigdy nie uzyskają społecznej akceptacji koniecznej do ich wdrożenia. Dlatego uważam, że dla przyszłego tryumfu idei wolności niezbędne jest działanie takich organizacji jak Fundacja Republikańska, KoLiber, Instytut Ludwiga von Misesa, PAFERE, KASE i inne. Trzeba docenić ich wielką pracę. Trzeba też tę pracę wspierać.
Można snuć barwne wizje zniesienia 99% ustaw, likwidacji z miesiąca na miesiąc podatku dochodowego, błyskawicznej licytacji wszystkiego i zwolnienia półtora miliona urzędników. A ewentualne protesty i blokady rozjedzie się czołgami, bo prywatna droga ma służyć do jeżdżenia. Często bywa tak, że człowiek ogarnięty reformatorskim szałem nie bierze pod uwagę mniej oczywistych skutków swoich działań, na przykład takich, że kilkudziesięciotonowy pojazd gąsienicowy wjeżdżając na drogę w celu udrożnienia drogi z protestujących, po prostu ją zniszczy i stanie się nieprzejezdna na wiele miesięcy. Tak się kończy snucie barwnych wizji.
Republikanie stawiają na zmiany stopniowe, ale konsekwentne i mające dać trwałe skutki. Nasza droga do wolności to droga pragmatyzmu, na której każdy krok jest konsekwencją poprzedniego i poprzedza krok następny. Takimi krokami jest projekt zastąpienia PIT podatkiem od funduszu płac czyli „Polska bez PIT” czy pełnego urynkowienia i oddania aktywów zgromadzonych w OFE tym do kogo, naszym zdaniem, należą czyli klientom. Dlatego właśnie projekt reformy OFE nazywamy po imieniu: legalną grabieżą pieniędzy obywateli. Naszym zdecydowanym celem jest państwo minimalne, choć oczywiście różnimy się pięknie, gdzie jest owe minimum.
Republikanie przywiązują dużą wagę do „dobra wspólnego”, a niektórzy z waszych członków mówią o budowie „społecznej gospodarki rynkowej”. Wielu libertarian dostaje białej gorączki, kiedy słyszy takie hasła. Czy Republikanie nie staną się kolejną organizacją promującą jakąś odmianę socjaldemokracji, zamiast prawdziwego wolnego rynku?
„Gospodarka rynkowa” a „społeczna gospodarka rynkowa” czy „sprawiedliwość” a „sprawiedliwość społeczna” to mniej więcej taka różnica jak „dom” a „dom publiczny”. Takie jest moje pierwsze skojarzenie. Jednak jeśli ktoś używa jakiegoś określenia to właśnie jego należałoby zapytać, co miał na myśli. Ja nie powinienem i nie chcę wypowiadać się za kogoś. Z pewnością przez część libertarian jeszcze nie raz będziemy oskarżani o etatyzm czy socjalizm, jak wtedy gdy Fundacja Republikańska w swoim raporcie dot. polityki prorodzinnej zaproponowała wprowadzenie bonu wychowawczego. Jednak niektórzy zauważyli, że likwidował on rozliczne formy opieki społecznej państwa oddając decyzję o sposobie wykorzystania owego bonu rodzicom. Wymuszałoby to konkurencję między placówkami przedszkolnymi, punktami opieki dziennej i poprzez danie rodzicom wyboru poszerzyłoby zakres wolności, ale łatwiej było zauważyć oczywiście „etatyzm”, „socjalizm” czy sugestie, że ludzie będą produkować dzieci dla kasy z bonu (śmiech).
Czy jest to rozwiązanie z podręczników Rothbarda? Nie. Natomiast trudno zaprzeczyć, że przybliża nas w stronę wolności. Przede wszystkim, choć i tak cały czas jest to dla wielu Polaków odważne posunięcie, to jest też, na obecną chwilę, bardziej realne niż pełna prywatyzacja szkolnictwa i zniesienie obowiązku szkolnego. Alternatywą do takiego powolnego ale konsekwentnego marszu w jednym kierunku jest hasło „wszystko albo nic”. Doświadczenie uczy, że dotychczas takie podejście kończyło się na niczym.
Jeśli chodzi o „dobro wspólne” to ja postrzegam je jako obszar styku sfer wolności, w którym tworzą się spontanicznie, mechanizmy ułatwiające wzajemną, pozytywną interakcję między jednostkami, czyli każda jednostka pozostaje przez cały czas połączona z dobrem wspólnym. Dobro wspólne zatem odnosi się do życia wszystkich indywidualnych uczestników danego systemu, czy też społeczności, tworząc im podstawy do rozwoju. Między innymi dlatego idea „dobra wspólnego” najmocniej kojarzy mi się z sieciami filotycznymi. Jeżeli ktoś nie zna tego terminu to zachęcam do zbadania tematu.
Szliście razem pod republikańskimi sztandarami w organizowanym przez nacjonalistyczne środowiska Marszu Niepodległości. Wydarzenia z 11 listopada, w czasie których m.in. zaatakowano ambasadę rosyjską, wzbudziły duże emocje i kontrowersje nie tylko w Polsce, ale nawet na świecie. Czy wolnościowcy powinni brać udział w tym Marszu? Jaki jest Twój stosunek do Ruchu Narodowego?
Z meldunków mediów głównego nurtu wyłania się obraz Marszu Niepodległości jako zbiegowiska nazioli ogarniętych niepowstrzymaną rządzą niszczenia. Z tego wynika , że my uczestniczyliśmy w czymś zupełnie innym. Szliśmy w Marszu wraz z kilkudziesięcioma zwykłych tysiącami Polaków, chcących w ten sposób zamanifestować swą miłość do ojczyzny. Spokojnie, godnie i bez agresji, ale nie w ramach „oficjalnego marsz, autoryzowanego przez władze”. Wielu z nich z pewnością nie interesuje się polityką, nie popiera RN, stanowczo potępia przemoc, ale idą bo chcą iść. My poszliśmy z tego samego powodu, niosąc hasło „Łączy nas miłość do ojczyzny” i z tymi dziesiątkami tysięcy tą miłością byliśmy połączeni. To, że na obrzeżach grupki chuliganów inicjowały przemoc i niszczyły mienie zasługuje na potępienie, ale nie może być powodem obarczenia odpowiedzialnością za to pozostałych 99,9% uczestników marszu. Chyba, że wprowadzimy jakąś „wolnościową wersję odpowiedzialności zbiorowej”. Jeśli chodzi zaś o „atak na ambasadę” to określanie to dotyczy wrzucenia przez chuliganów petard i flar na teren ambasady czy spalenia budki? Ambasada nie mieści się w budce i zdaje się, że budka była polską własnością i stała na suwerennym terytorium Rzeczpospolitej Polskiej, a nie na eksterytorialnym terenie ambasady. W związku z tym samo spalenie budki mimo, że było przestępstwem, nie było atakiem na ambasadę. Jeśli chodzi o pytanie, czy wolnościowcy powinni brać udział w marszu, odpowiem, że wolnościowcy powinni aktywnie korzystać ze swojej wolności i brać udział w takich marszach, jakich tylko zechcą. Ci Republikanie, którzy nie chcieli iść w marszu, zostali w domach. U nas nie ma przymusów.
Trudniejszym pytaniem jest o stosunek do Ruchu Narodowego. Ja nie mam do nich jakiegoś konkretnego stosunku. Z pewnością są tam ludzie na poziomie, jak choćby Krzysztof Bosak, ale nie zmienia to mojego braku zainteresowania. Jeśli chodzi o oskarżania pewnych części RN o faszyzm, zwłaszcza przez środowiska oskarżające o to wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzają, to uważam, że każdy powinien mieć prawo do wyrażania swoich poglądów. Wolność słowa jest podstawowym prawem człowieka i nikt nie powinien podlegać odpowiedzialności karnej za słowo. Powinniśmy brać tutaj przykład z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych, którzy zakładając Republikę przewidzieli, że pod pozorem walki ze „złem” nielicznym można odebrać wolność wszystkim. Ojcowie Założyciele wprowadzając Pierwszą Poprawkę uznali, że lepiej tolerować prawo wyrażania nawet ekstremalnych poglądów niż stworzyć możliwość zniewolenia Narodu. W Polsce niestety idziemy w odwrotnym kierunku. Karanie za język nienawiści, kodeks karny z kilkoma paragrafami przewidującymi karę za słowo, planowany zakaz zasłaniania twarzy. Co dalej? Zakaz noszenia czapek i szalików, bo utrudniają identyfikację z kamer monitoringu, a może monitoring w każdym mieszkaniu, bo zawsze w którymś mogą knuć faszyści. I oczywiście ustawowy zakaz korzystania ze sposobów zachowania anonimowości w sieci np. VPN czy TOR, oczywiście z odpowiednimi przepisami karnymi. Pod pozorem walki z faszyzmem, dyskryminacją, kibolami czy terrorystami pozbawia się nas wszystkich wolności, po kawałku, po plasterku. Jesteśmy przyzwyczajani do tego, że jest jej coraz mniej. Ja wolę świat w którym na chodniku, stojąc na skrzynce po ziemniakach jakiś naziol może wykrzykiwać bezkarnie swoje socjalistyczne głupoty od tego w którym wszyscy boją się odezwać, w którym rodzice nie będą mieli prawa do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, w którym wszystko co robię, co mówię, co piszę będzie kontrolowane. Oczywiście rzekomo dla słusznego celu – walki z faszyzmem
Jaki jest Twój stosunek do obecnie zawieszonego prezesa Republikanów Przemysława Wiplera? Niedawno było głośno o jego nocnym starciu z policją, o którym słyszymy sprzeczne relacje i różne opinie. Co sądzisz na ten temat? Czy zaszkodziło wam to?
Nocnym starciu z policją? Bitwie raczej, skoro walcząc z ośmioma zdołał jeszcze policjantkę powalić i skopać (śmiech). A tak na poważnie, to Przemysław Wipler ma moje pełne poparcie. Ufam mu i ten incydent nie wpłynął w żaden sposób na zaufanie do niego. Co więcej, Klub Republikański Warszawa Targówek zobowiązał mnie jako koordynatora do wezwania Przemysława Wiplera do poddania się weryfikacji członków Stowarzyszenia w wyborach na Prezesa podczas Zjazdu Republikańskiego w dniu 23.11. Tak jak mój Klub uważam, że to nie media, nie minister Sienkiewicz, nie Internetowi hejterzy, ale Republikanie winni decydować, kto ma im przewodzić. Nie ma co ukrywać, że cała sprawa nadszarpnęła odrobinę wizerunek Stowarzyszenia, głównie ze względu na pełne hipokryzji zawodzenie niektórych usłużnych mediów, które zostały zmobilizowane niezwykle szybko i z zapałem realizowały strategię obronną policji. Z drugiej strony, możliwe, że dzięki temu będziemy bardziej rozpoznawalni, szczegóły pogrążą się w mrokach niepamięci, a zostanie nimb twardych fighterów (śmiech).
Obstawiam, że sprawa zostanie umorzona i pod jakimś pretekstem nigdy nie zobaczymy nagrań z monitoringu albo zobaczymy i absolutnie nic nie będzie z nich wynikać. W powszechnej opinii osoby znajdujące się w stanie nietrzeźwości, jeśli są „wulgarnie agresywne” w stosunku do policjantów, co na przykład objawia się tym, że zwracają uwagę na nieodpowiednie zachowanie funkcjonariuszy bądź, nie daj Boże, proszą o okazanie legitymacji służbowej, mogą liczyć ze strony pewnych swej bezkarności funkcjonariuszy na odpowiednie potraktowanie.
Zaraz po zdarzeniu napisałem na swoim prywatnym profilu: „Przemysław Wipler dostał od policji wp***, bo funkcjonariusze myśleli, że jest zwykłym obywatelem, któremu można wp*** o 4 nad ranem. To, że zwykły obywatel ma 1,4 promila dla niektórych mundurowych oznacza tylko tyle, że zwykłego obywatela można pobić bardziej bezkarnie. Przemek zawinił, pod jednym względem – zrobił coś, czego ja bym nie zrobił. Widząc zamieszanie, (interwencje wobec głośno rozmawiających osób, które ponoć i tak zostały zatrzymane, mimo, że ich wina ograniczała się do głośnej rozmowy po spożyciu) chciał pomóc, interweniować. Możliwe , że brakowało mu doświadczenia: każda taka interwencja, wobec osób pewnych swojej bezkarności jest ryzykowna”.
Artur Lorek: Republikanie na swojej liście „Priorytetów dla polski” na pierwszym miejscu wymieniają demokrację bezpośrednią. Jednym z elementów tego punktu są coraz częściej wymieniane w debacie publicznej JOWy, jednak nie określacie szczegółowego ich rodzaju. Dlatego chciałbym zapytać czy chodzi o najpopularniejszy JOW, ze wszech miar szkodliwy w mojej ocenie, system „pierwszy na mecie – FPTP” czy może bierzecie też pod uwagę inne jego warianty, znacznie rozsądniejsze, takie jak „AV – proporcjonalny głos alternatywny” lub „STV – Pojedynczy głos przechodni”? Jak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach a w tym wypadku jest to nad wyraz istotne.
W tej sprawie z pewnością będzie nas czekać gorąca dyskusja. Osobiście jestem zwolennikiem płynnej demokracji z delegowaniem głosu. Łączy ona zalety systemu bezpośredniego i przedstawicielskiego, a pozbawiona jest ich wad. System Liquid Democracy realizowany przy użyciu narzędzi informatycznych najpełniej realizuje koncepcję państwa minimum, sprzyjając przy tym wyłanianiu się naturalnych liderów, którzy oprócz własnego głosu, będą dysponowali w czasie rzeczywistym głosami swoich sympatyków, popierających ich działania, koncepcje, idee. Taki system umożliwia podejmowanie decyzji od najmniejszych komórek np. rad osiedla, poprzez dzielnice, miasta, powiaty, regiony bez nagłej zmiany poziomu. Przejście przebiega płynnie. W przeszłość odeszłyby wszelkiego rodzaju rady gminy, sejmiki, wszelkiego rodzaju ciała obieralne, wraz z ich kosztami. Po co organizować wybory w systemie w którym proces decyzyjny trwa cały czas, i w którym naprawdę każdy głos ma znaczenie.
Jeśli chodzi o JOW, to jest to nic więcej jak sposób wyboru przedstawicieli, nie mający nic wspólnego z bezpośrednią demokracją. Widząc, że niektórzy temat JOW przekształcają w ideologię, której oddają się z fanatyczną żarliwością, dochodzę do wniosku, że ideologią może stać się wszystko. Dla mnie to tylko metoda a nie cel sam w sobie. Może lepsza niż inne metody wyboru przedstawicieli, ale czy usuwająca wady demokracji przedstawicielskiej? Być może, ale temat i tak nie pozostaje w sferze mojego bezpośredniego zainteresowania. Uważam nawet, że JOWy nie powinny być priorytetem programowym Republikanów, choć mogą oczywiście być celem pobocznym.
WM: Od jakiegoś czasu działa w Polsce partia Demokracja Bezpośrednia. Wygląda na to, że wiele was z nimi łączy. Razem domagaliście się referendum o odwołaniu HGW oraz w sprawie sześciolatków. Czy możemy spodziewać się waszej współpracy w przyszłości?
Decyzja z kim będziemy współpracować w skali ogólnopolskiej należy oczywiście do gremiów decyzyjnych Republikanów, jednak ja uważam, że nie ma żadnych okoliczności, które taką współpracę, by uniemożliwiały. Fakt, że jedynym celem DB jest wprowadzenie demokracji bezpośredniej i postanowiła ona nie zabierać głosu w sprawach gospodarczych czy światopoglądowych umożliwia, moim zdaniem, nie tylko współpracę, ale wręcz dołączanie członków partii Demokracja Bezpośrednia do Klubów Republikańskich. Jednym słowem, niezwykle ciepło patrzę na Demokrację Bezpośrednią, znam ludzi, przyglądałem się jej powstawaniu, w jakiś sposób starałem się pomagać, napisałem też artykuł do pierwszego numeru DeBeściaka. Myślę, że w przyszłości jeszcze wiele razy będziemy robić fajne rzeczy dla dobra wspólnego. Jedynym moim zastrzeżeniem jest to, że demokracja bezpośrednia powinna być oparta na prawie. Nie może być tak, że wola większości będzie ograniczać czy znosić fundamentalne wolności, dlatego w demokracji bezpośredniej wolność każdej jednostki musi być chroniona przez prawo.
Ostatnio w Polsce kwitną nowe organizacje wolnościowe. Niedawno śledziliśmy zjazd założycielski Partii Libertariańskiej. Czy popierasz tę inicjatywę?
Cieszy mnie niezmiernie, że kwitną takie inicjatywy. Ale mam poważne wątpliwości. czy wykrzesze się z nich poważna siła polityczna. Raczej będzie to formacja integrująca, co też jest ważne. Nawet w USA, gdzie Partia Libertariańska istnieje już od dawna, nie ma większego wpływu na politykę. Politycznie większe sukcesy odnoszą libertarianie działający razem z republikanami. Mogę powiedzieć, że z nich biorę przykład i zachęcam do tego samego. Zresztą, podobnie jak w przypadku Demokracji Bezpośredniej, nie ma przeciwskazań by łączyć członkostwa w PL i Republikanach. Tak już się dzieje w kilku przypadkach.
Jak widzisz przyszłość ww. środowisk? Czy jest szansa, aby przedrzeć się przez obecny monolit „bandy pięciorga”?
Myślę, że monolit pęknie i runie, wraz z upadkiem obecnego systemu. A że upaść musi, chyba wszyscy się zgadzamy. Zbankrutuje i nie pomoże ani grabież części lokat obywateli, ani podwyżki podatków. Bastiat słusznie zauważył, że bankructwo kładzie kres wszystkim kredytom. Nie można bez końca przerzucać koszt dzisiejszej konsumpcji na przyszłe pokolenia, teraźniejszość nie może pasożytować na przyszłości, droga keynesizmu okazała się drogą donikąd, socjalizm jest niczym innym jak błędem myślowym.
Również człowiek, podatnik, nie będzie bez końca dźwigać na swych barkach, wiecznie głodnej i coraz cięższej etatystycznej świni . Albo zrzuci ją z barków i ruszy dalej lekki i wolny, albo pęknie mu kręgosłup, jeśli uwierzy w zapewnienia świnki, że nie da się żyć bez świni na ramionach i jej obietnice, że będzie żarła mniej i tyła wolniej, albo da się nabrać na te same śpiewki, że „wolny rynek się nie sprawdza” czy, że „kapitalizm wymaga remontu”. Pokażcie mi ten wolny rynek i kapitalizm!
W swoich poglądach nie wstydzisz się przywiązania do wartości chrześcijańskich oraz Kościoła katolickiego. Niektórzy twierdzą, że nie da się być równocześnie libertarianinem i katolikiem. Co o tym sądzisz?
Owszem, nie wstydzę się. Ci, którzy twierdzą, ze nie można być jednocześnie libertarianinem i katolikiem mylą się głęboko. Bóg stworzył człowieka doskonale wolnym, dał mu pełne prawo wyboru, prawo decydowania o sobie, również prawo do odrzucenia Boga. Katolicki libertarianin korzystając ze swojej pełnej wolności dokonuje wyboru – wybiera wolność odpowiedzialną w rozumieniu katolickim, nie popadając przy tym w jakikolwiek fanatyzm czy nietolerancję, bez naruszania wolności innych.
Katechizm Kościół Katolickiego mówi, że daleko posunięta ingerencja państwa niesie z sobą zagrożenia dla osobistej wolności i inicjatywy, dlatego w życiu społecznym powinna raczej zasada pomocniczości, według której społeczność wyższego rzędu nie powinna ingerować w sprawy społeczności niższego rzędu, pozbawiając ją kompetencji, lecz raczej pomóc w koordynacji jej działań, dla dobra wspólnego. Zasada ta jest przeciwna wszelkim formom kolektywizmu. Kościół wprost mówi, że „osoba ludzka jest i powinna być zasadą, podmiotem i celem wszystkich urządzeń społecznych” i nawet jeśli w temacie owych „urządzeń społecznych”, czyli np. władzy i obowiązków wobec niej, zdaje się w tej chwili odstawać od poglądów wolnościowych, to do uznania swojego zdania nikogo nie zmusza ani przemocą ani groźbą jej zastosowania. Czytając Katechizm dokonałem libertariańskiej interpretacji tych zapisów i doszedłem do wniosku, że nie kłócą się w żaden sposób z moim wolnościowym światopoglądem. Pominę wywód, jak do tego doszedłem, bo jest zbyt długi, ale w hiperskrócie: „sprawiedliwość społeczna” to „kochaj bliźniego swego…” a „władza”, ponieważ musi „działać na rzecz dobra wspólnego jako siła moralna, oparta na wolności” i przede wszystkim: „1921 Władza jest sprawowana w sposób prawowity jeśli dokłada starań o dobro wspólne społeczności. Aby je osiągnąć, powinna używać środków moralnie godziwych.” – wynika z tego, że władza nie jest prawowita, jeśli używa środków moralnie niegodziwych. Na tej bazie już można budować kazuistykę
Inną sprawą jest, że przesłanie wolnościowe wypływa również wprost z Biblii. Św. Paweł napisał w V rozdziale listu do Galatów: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli” a i w Starym Testamencie w pierwszej księdze Samuela zawarte jest ostrzeżenie przed władzą państwową, królewską. Mnie niezwykle podoba się fragment z Ewangelii Mateusza, gdy poborcy zaczepili Piotra, odnośnie podatku, którego Jezus nie zapłacił. Jezus zapytał Piotra, czy królowie ściągają podatki od synów swoich czy obcych. Piotr odpowiedział, że od obcych, a Jezus odpowiedział wówczas: „Zatem synowie są wolni”, ale żeby nie siać zgorszenia polecił mu iść nad rzekę, złowić pierwszą rybę i co znajdzie w środku dać na podatek. Czy naprawdę wierzycie, że znalazł tam pieniążek?
Sebastian Jankowski: Jaki model państwa jest Ci najbliższy? Co sądzisz o anarchokapitalizmie? Czy rola państwa mogłoby zostać zastąpiona przez prywatne agencje ochrony?
Docelowo, jak już wspominałem, minarchizm ze strukturą bazową zredukowaną do poziomu gmin czy powiatów, zarządzanych metodą płynnej demokracji. Oczywiście akceptacja dla tak niesamowicie oddolnej, społecznej struktury, mającej lub mogącej mieć wiele cech woluntaryzmu, wymagałaby dziesięcioleci pracy edukacyjnej. Nie jest możliwa w sytuacji, gdy deifikuje się państwo, dając ludziom cały czas do zrozumienia, że bez jego czułej opieki nagle zaczęliby się na ulicach mordować. Podobnego argumentu używa się przeciw prawu Polaków do posiadania broni: „Dajcie Polakom broń a zaraz się wystrzelają”. Jednym słowem, etatyści i socjaliści różnej maści promują pogląd, że ludzie są zbyt głupi, nieporadni i słabi by o sobie decydować. My, nie tylko Republikanie, ale i inne organizacje wolnościowe, musimy skupić się na uświadamianiu im jak wielcy są, zdolni gwiazd sięgnąć, decydować o własnym losie i nie potrzebują do tego pieczątki urzędnika, pouczeń redaktora czy połajanek ministra. Wtedy i tylko wtedy, gdy przekonamy ludzi, że mogą i powinni wziąć odpowiedzialność za swoje życie, będziemy mogli przekształcić organizm państwowy w oddolną samoorganizującą się strukturę, połączoną, a jakże, dobrem wspólnym.
Co do pełnego anarchokapitalizmu, jak najbardziej jestem go w stanie sobie wyobrazić, ale tylko dlatego, że obdarzony jestem naprawdę dużą wyobraźnią. Pełny anarchokapitalizm uważam za utopię, niedosiężny cel w stronę którego się zmierza, ale bez szczególnej nadziei osiągnięcia go. Natomiast uważam, z głębokim przekonaniem, że warunkiem koniecznym dla powstania systemu zbliżonego do anarchokapitalistycznego czy nawet daleko posuniętego minarchizmu jest fundament cywilizacji łacińskiej. Cywilizacja łacińska oparta na filozofii greckiej, prawie rzymskim i etyce chrześcijańskiej, na piedestale postawiła jednostkę, indywidualizm a nie państwo, plemię, religię. To właśnie z cywilizacji łacińskiej wywodzą się kapitalizm, prawa człowieka, wolność, republikanizm, libertarianizm i tak dalej, bez końca. Wszystko to co my, wolnościowcy uważamy za ważne. Hans Hermann Hoppe zapytany ponoć o sytuację w Somalii, miał odpowiedzieć: „W Somalii? Ale to przecież w Afryce jest”. Ja również nie wyobrażam sobie, by wolność mogła w pełni zakwitnąć na innym gruncie.
Rola państwa, jak rozumiem w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego, mogłaby być zastąpiona przez prywatne agencje, o ile klient tej agencji, stawałby się jednocześnie jej współwłaścicielem, czyli Towarzystwa Ochrony Wzajemnej, dzięki temu oddalałoby się ryzyko, że ktoś właściciel takiej agencji wykorzystując jej siłę mógłby zacząć przy jej pomocy inicjować przemoc, czyli casusu księcia i jego drużyny, zapewniającego ochronę w zamian za, hmmm, podatki.
WM: Jakie osoby najbardziej inspirują Cię do działania? Które książki odegrały największą rolę w kształtowaniu Twoich poglądów?
Rycerz Wolności? A tak bardziej serio, Oktawian August i Piotr de Luna, czyli antypapież Benedykt XIII, więcej, poza typami oczywistymi, nie przychodzi mi w tej chwili do głowy. Sorry.
Jeśli chodzi o książki, to oczywiście „Ludzkie Działanie” Ludwiga von Misesa i „Atlas Zbuntowany” Ayn Rand, „Wywieranie wpływu na ludzi” Cialdiniego, Cykl „Diuna” Franka Herberta, cykl Endera Orsona Scott Carda, „Miecz Prawdy” Terry Goodkinda i wiele, wiele innych. Teraz czytam „Drogę” Jesemarii Escrivy, i jest to lektura prawdziwie inspirująca,
Czy chcesz jeszcze coś dodać dla naszych czytelników?
Pamiętajmy, że samo za nas się nic nie zrobi. Jeżeli nie wyjdziemy sprzed komputerów, to niewiele się zmieni Wiemy czego chcemy. ale urzeczywistnieniu tych marzeń musimy pomóc. Działajmy tak, jak każdemu z nas pasuje, z takimi ludźmi z jakimi nam pasuje. W takiej organizacji jaką sobie wybierzemy, albo we współpracy z nią… Warto też pamiętać, że nie zawsze będzie idealnie, ale nie warto poddawać się emocjom. To często jest trudne. Nie warto szukać pretekstu by przystanąć, lub zarzucić marsz. Nie szukać tego co dzieli a tego co łączy. Inaczej nigdzie nie dojdziemy.
Dziękujemy za rozmowę.