„Darmowe” studiowanie
Z dniem 5 czerwca Trybunał Konstytucyjny orzekł, że pobieranie opłaty za 2 kierunek studiów jest niezgodny z Konstytucją. Przepis ten ma stracić moc wraz z końcem września. Mimo to uczelnie już teraz, przy rekrutacji, ochoczo rezygnują z pobierania tej opłaty. Wśród studentów trwa radość ze studiowania „za darmo”. Niestety, nikt nie zastanawia się czyim kosztem fundowana będzie ta zmiana – oczywiście kosztem podatnika.
W mediach głównego nurtu możemy przeczytać, że jest to szansa dla ambitnych studentów. Nic bardziej mylnego. Wiele polskich uczelni prowadziło praktykę niepobierania tejże opłaty od wybitnych studentów – osiągających dobre wyniki w nauce i angażujących się w życie placówki (które czasem daje więcej, niż sama nauka). Praktyka ta wymuszała na studentach zabieganie o darmowe miejsce, a sam fakt przyznania go był pewnego rodzaju wynagrodzeniem za włożony trud w naukę i aktywność. Przywilej ten dawał szansę lepszego wykształcenia ludziom, którzy naprawdę na nie zasługiwali.
Wraz z rezygnacją opłaty ludzie zaczęli rekrutować na pokrewne kierunki nie dające nic, poza dodatkowym papierkiem do CV. Kierunki te prawie w ogóle nie wymagają zaangażowania w naukę. Najczęściej większość przedmiotów pokrywa się z wcześniejszym kierunkiem i oceny zostają po prostu przepisane. Wymusza to na uczelniach tworzenie kolejnych grup ćwiczeniowych i zatrudnianie pracowników, których trzeba w jakiś sposób opłacić. Daje to przy tym mniejszą szansę dostania się na wymarzony kierunek osobom dopiero zaczynającym swoją przygodę ze studiowaniem, ponieważ zwiększy się ilość potencjalnych kandydatów na miejsce na liście przyjętych studentów.
Polskie szkolnictwo wyższe uległo znaczącej degradacji. W dzisiejszych czasach to nie student zabiega o uczelnię, lecz uczelnia o studenta, dostając dodatkowe środki materialne za każdego przyjętego żaka. Wśród społeczeństwa panuje tendencja do „bycia studentem”. Wykształcenie wyższe nie jest dziś wyróżnieniem i czymś elitarnym, lecz rzeczą będącą na porządku dziennym. Pierwotne znaczenie studiowania, czyli rozwijania się i zdobywania wiedzy, zmieniło się na pozorną furtkę do dobrego zawodu. Często to myślenie, po skończeniu studiów, sprawia absolwentom wielki zawód. Wiele osób, mających inne talenty przez presję społeczną aplikuje na studia. Zamiast rozwijać swoje personalne talenty, marnuje czas na naukę czegoś, co w ogóle go nie interesuje (najczęściej na kierunkach humanistycznych, na które łatwo jest się dostać). To właśnie przez tę presję brakuje dziś dobrych fachowców, mających talent w rękach.
Tendencja do studiowania sprawiła to, że większość osób nie wykazuje zainteresowania swoim kierunkiem. Sam osobiście znam osoby (zarówno na kierunkach technicznych, jak i humanistycznych), które nie potrafią powiedzieć, czym specjalizują się wybrane przez nich studia. Są to ludzie, wiążący nadzieję z tym, że kiedyś będą pracować w wyuczonym przez siebie zawodzie. Uczęszczanie na kierunki humanistyczne jest dziś powodem do szyderstwa, przez co większość przyszłych studentów aplikuje na kierunki techniczne. Nawet Premier Donald Tusk, powiedział że studiowanie politologii jest dziś nieopłacalne i zbędne (myślę, że ukończenie tego kierunku bardzo pomogłoby mu w działaniu na powierzonym mu stanowisku). Może to, w przyszłości, mieć bardzo złe skutki. Za 5 lat, na rynku pracy, będziemy mieć samych inżynierów – często pokrewnych specjalizacji, co spowoduje brak popytu na ich pracę na rynku pracy.
Oczywiście, jako libertarianin, jestem przeciwnikiem istnienia państwowego szkolnictwa (zarówno na szczeblu wyższym, jak i tych niższych). Polska polityka, po raz kolejny poszła w złą stronę. Tylko prywatny system edukacji jest w stanie stworzyć placówki oparte na konkurencji i zabieganiu o dobrą renomę. Placówki te dbały by o personalne uzdolnienia każdego z uczniów, a nie dostosowywałyby program nauczania do ogółu grupy. Usunięcie opłaty za drugi kierunek stworzy jeszcze większą patologię w systemie oświaty. Już teraz każdy jest magistrem. Za kilka lat będziemy mieć osoby z kilkoma tytułami naukowymi. Najpewniej osoby bezrobotne.
Autor: Sławomir Kowalski