A A +

Wozinski: Odpowiedź na polemikę Bartka Dziewy

Autor: Jakub Wozinski
Korekta: Agnieszka Płonka

Odpowiedź na polemikę Bartka Dziewy, którą znajdziecie tutaj.

Bartek Dziewa podjął niedawno polemikę z moim tekstem zamieszczonym na portalu Libertarianin.org, w którym zarzuciłem wszystkim zwolennikom niczyjości mienia administrowanego przez państwo, że są tak naprawdę komunistami. Jego polemika bardzo mnie ucieszyła, gdyż jako jeden z niewielu obrońców koncepcji tzw. otwartych granic przedstawił argumentację inną niż ta, która jest ze swej natury komunistyczna.

Dziewa pisze „Administrowane przez państwo mienie nie jest niczyje (…) Mienie to należy zatem przywrócić ofiarom tych rabunków”. I bardzo słusznie. Wreszcie ktoś z obozu otwartych granic porzucił konstrukcję myślową typu „grab zagrablennoje”.

Autor polemiki pisze dalej, że moje argumenty dotyczące administrowanego przez państwo mienia dotyczą tylko i wyłącznie obszarów zagospodarowanych. Według niego „Z libertariańskiego punktu widzenia nie można zabronić nieagresywnym jednostkom przekraczania granicy w niezagospodarowanym miejscu”. W tej konstrukcji mienie administrowane przez państwo dzieli się na 2 rozłączne zbiory: to, które zostało zagrabione osobom prywatnym, oraz to, które jest kontrolowane przez państwo, lecz jeszcze nie zostało zagospodarowane.

Rozumowanie to nie jest błędne, choć w praktyce nie ma zastosowania do naszego realnego świata. Obszary dziewicze są w Europie zjawiskiem praktycznie nieobecnym i dotyczą praktycznie wyłącznie terenów niezamieszkałych (np. za kołem podbiegunowym). Polskie państwo (tak jak inne państwa na kontynencie) istnieje już od ponad 1000 lat, a jego agresja (chociażby w okresie PRL) wyrządziła ogromne szkody, których pokrycie wymaga wielkiego majątku do rozdysponowania. Państwo polskie (tak jak każde państwo) powinno być więc traktowane niczym mienie upadłej firmy, które zostaje zabezpieczone do czasu zakończenia postępowania sądowego.

Ponadto, każde państwo nie ma niczego, czego nie zabrało wcześniej osobom prywatnym lub czego nie zdobyło przy pomocy skradzionego mienia. Oznacza to, że jeśli dziś udało mu się rozciągnąć kontrolę nad całym terytorium Polski, to bez wątpienia taką kontrolę rozciągnęłyby także, gdyby nie jego agresja, osoby prywatne. Mamy tu do czynienia z sytuacją analogiczną do tej, w której ktoś przywiązałby nas do drzewa, a w tym czasie przywłaszczał za pomocą naszego mienia jak największą liczbę gruntów – jako ofiary mielibyśmy wówczas do nich prawo. Na tej samej zasadzie państwo trzyma nas od tysiąca lat w ubezwłasnowolnieniu, zdobywając za pomocą zabranego nam mienia coraz większą kontrolę nad najbliższym terytorium.

Mój polemista twierdzi także dalej, że w przypadku administrowania mieniem należącym do państwa „Całkowicie zgodna z libertarianizmem jest tu tylko zasada jednomyślności”. To bardzo dziwny argument – tak samo jak dziwny był argument podnoszony przez moich adwersarzy w czasie debaty zorganizowanej we Wrocławiu przez Instytut Misesa, którzy zamiast zasady jednomyślności sugerowali z kolei akcjonariat lub też demokrację.

Tego typu sugestie są całkowicie chybione, a wszyscy je podnoszący zupełnie zapominają, że decyzja o zamknięciu granic przed nieproszonymi osobami ma charakter całkowicie strategiczny. Tu odsyłam ponownie do mojego tekstu z portalu Libertarianin.org, gdzie pokazywałem, że – z czysto teoretycznego punktu widzenia – nasze wybory dotyczące mienia administrowanego przez państwo są praktycznie zawsze złe, gdyż nie możemy dokonać bojkotu państwa. Wspieranie zamknięcia granic ma charakter czysto strategiczny i nie wypływa z żadnej teorii demokratycznej, monarchicznej, czy też korporacyjnej. Jakikolwiek zarząd naszym mieniem sprawowany przez państwo jest z natury zły, a my musimy sprawić jedynie, by za pomocą różnorakich decyzji i środków nacisku to państwo wreszcie upadło.

Tym bardziej, że przecież nie wszyscy są za zniesieniem państwa. Co więcej, ideę tę popiera zaledwie promil ludzkości. Po cóż nam jednomyślność, akcjonariat czy też demokracja, skoro i tak praktycznie wszyscy są przeciw nam (libertarianom) i wcale nie chcą zostać spłaceni przez państwo, lecz sami z niego korzystać? O czym my w ogóle mówimy?

Decyzja o libertariańskim wsparciu dla zamknięcia granic przed osobami niezaproszonymi przez nikogo polega właśnie na tym, że chcemy obudzić we wszystkich ofiary państwowego przestępstwa. Póki co, libertarian jest garsteczka. Aby nasze roszczenie miało jednak sens, powinniśmy maksymalnie spowolnić proces wywłaszczania dokonywany przez państwo i sprawić, aby ewentualny pozew ofiar miał kiedyś sens. Jeśli dziś zaczniemy zapraszać do państwowego wyzysku przedstawicieli skrajnie etatystycznej religii, którą jest islam, jedynie pogrzebiemy szansę na obudzenie w ludności poczucia ofiar państwa. Tym bardziej, że celem ich migracji w ogromnej większości przypadków jest konsumpcja mienia pochodzącego z podatków.

Co do przytoczonego przez Dziewę fragmentu wypowiedzi Rothbarda, mogę tylko powiedzieć, że się z nim absolutnie nie zgadzam. Rothbard nie był nieomylny. W przypadku kradzieży mienia należącego do A przez B oraz dalszego użytkowania skradzionego mienia przez C należy pamiętać, że mienie raz skradzione jest zawsze własnością ofiary, chyba że ofiara dobrowolnie zrzeka się tytułu własnościowego, lecz wówczas nie mamy już do czynienia z kradzieżą, lecz z użyczeniem.

Na sam koniec swojej polemiki Autor pyta: „czyj głos w sprawie administrowanego przez państwo mienia jest wiążący?”. To nie pytanie do mnie, gdyż nie jestem państwowcem. Jestem libertarianinem i uważam, że państwo jest złe oraz powinno zostać zniesione. Dlaczego zwolennicy otwartych granic imputują z uporem maniaka libertariańskim zwolennikom zamykania granic przed niepożądanymi gośćmi, że tak naprawdę opowiadają się za jakąś formą rządów oraz modelem podejmowania decyzji w państwie?

Powtórzę więc, aby nie było wątpliwości: tego typu problem jest pseudo-problemem, gdyż libertarianie stanowią promil społeczeństwa. Jako zwolennik zamykania granic przed niezaproszonymi przez żadną osobę prywatną imigrantami chcę tylko tak wpłynąć na państwo, aby stregicznie je osłabić za pomocą obrony własności prywatnej. Na dobrą sprawę przecież ze zdaniem libertarian i tak żaden państwowiec się nie liczy – chodzi tu tak naprawdę o strategiczne wsparcie tych czynników w zainicjowanej przez państwo wojnie wszystkich ze wszystkimi, które dają nam szansę na powodzenie w walce o wolność.

Drodzy zwolennicy otwartych granic: pamiętajcie, że przy obecnym stanie rzeczy politykę otwartych granic ktoś także musiałby odgórnie zaordynować i ją koordynować. Naturalnym odruchem społecznym jest zawsze obrona własnego terytorium, dlatego w przypadku demontażu państwowych służb granicznych przy zachowaniu obecnego podziału politycznego ktoś przecież musiałby walczyć ze spontanicznie tworzonymi oddziałami obrony terytorialnej (takiej, jaka istnieje dziś np. w USA), aby nie blokowały swobodnego przemieszczania się. Moje pytanie jest więc następujące: jaki model decyzyjny proponujecie przy okazji otwierania granic? Demokracja? Jednomyślność? A może coś w rodzaju spółki akcyjnej? Stowarzyszenia? Jakieś pomysły, propozycje?

Dziewa pyta się mnie na koniec, czy kiedykolwiek wkroczyłem na terytorium państwa innego niż ojczyste i jak usprawiedliwiam swoje zachowanie. Spieszę z odpowiedzią, że za granicę wybieram się, praktycznie zawsze bukując najpierw jakieś miejsce w hotelu/hostelu/kempingu. Podobnie czynię, podróżując po Polsce. Przy czym bardzo ubolewam nad tym, że państwo uniemożliwiło wytworzenie się systemu, który oddolnie regulowałby przemieszczanie się obcych po czyimś terytorium. W swojej książce pt. „To nie musi być państwowe” pokazałem, jak każde państwo od samego początku zawsze przejmuje kontrolę nad szlakami komunikacyjnymi. Dziś ciężko sobie nawet wyobrazić system prywatnych przepustek potwierdzających czyjeś zaproszenie, lecz istnienie tego typu prywatnego systemu byłoby bardzo korzystne i mile widziane.

Reasumując odpowiedź na podstawowe pytanie skierowane do mnie w polemice przez Bartka Dziewę: zwolennicy zamknięcia państwowych granic przed niezaproszonymi gośćmi nie muszą wcale wskazywać na żaden model deycyzyjny, który określałby, jak powinno się zarządzać administrowanym przez państwo mieniem. To pytanie nie do tych ludzi, co trzeba. Nasz postulat – postulat, aby o możliwości przybycia imigranta decydowały osoby prywatne – jest przecież modelem decyzyjnym niepaństwowym. Złudzenie, że tak naprawdę chcemy decydować o imigracji za pomocą państwa bierze się stąd, iż chcemy, aby państwo nie znikało nagle bez zapowiedzi z posterunków granicznych, ponieważ wcześniej odebrało osobom prywatnym prawo do obrony własnych terytoriów i tego typu dezercja państwa oznaczałaby tak naprawdę agresję wobec osób prywatnych.

A jeśli, drodzy zwolennicy otwartych granic, uważacie, że państwo powinno nagle, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, porzucić obronę swoich granic, gdyż jest to ohydny etatyzm, to uważam, że świadczy to o waszym marzycielstwie i wspomnianym już sekciarstwie. Droga do wolności wiedzie przez secesję. Amen.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress