Czy libertarianin może być rasistą?
Sprawa Kelthuza wywołała w środowisku wolnościowym przede wszystkim oburzenie, ale też pewne kontrowersje. Niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy artyście rzeczywiście wolno powiedzieć wszystko oraz czy libertarianie powinni bronić prawa do głoszenia nienawistnych poglądów. Niektórzy libertarianie zaczęli twierdzić, że wolność słowa nie może być nieograniczona i że niektóre wypowiedzi oraz poglądy mogą podchodzić pod agresję (słowną, wymierzoną w pewną grupę osób, bądź dyskryminację), a więc powinny być karane. Tym samym my, jako libertarianie, sprzeciwiający się inicjowaniu agresji, powinniśmy reagować na wszelkie przejawy rasizmu, seksizmy, homofobii, islamofobii, etc. i traktować to jako agresję. Takie stanowisko można chyba nazwać libertariańskim humanitaryzmem (w opozycji do głoszącego pełną swobodę brutalizmu), choć jest raczej popularniejsze w Stanach Zjednoczonych niż w Polsce. Nie będę się tutaj zajmować samym Kelthuzem i jego rzekomym rasizmem – każdy kto zna jego poglądy wie, że rasistą nie jest, a tego typu zarzuty wynikają głównie z niezrozumienia samego Kelthuza i jego twórczości. Postaram się jednak wykazać, zarówno z filozoficznego, jak i praktycznego punktu widzenia, że stanowisko humanitarystyczne jest niebezpieczne dla wolności, a konsekwentni libertarianie powinni bronić wolności słowa nawet dla rasistów.
Więc, czy libertarianin może być rasistą? Według mnie, w pewnym sensie – jak najbardziej tak. Nawet jeśli taka postawa jest niespójna czy szkodliwa wizerunkowo. Libertarianizm nie mówi nikomu jak ma żyć, albo co ma myśleć – na tym właśnie polega wolność. Libertarianin nie może jedynie inicjować agresji wobec innych ludzi ani grozić jej użyciem, ale cała reszta – jego interes. Wolność jest po to, aby z niej korzystać – tak samo można pytań, czy libertarianin może być ćpunem, hazardzistą, prostytutką, fanatykiem religijnym… Nie musi, ale może. Każdy człowiek jest właścicielem swojego umysłu, który jest umysłem wolnym i nikt nie ma prawa w niego ingerować. Jako wolny człowiek mogę mieć taką wizję świata i takie myślenie, jakie tylko chcę, nawet jeśli nie podoba się ono innym lub nie jest akceptowane przez większość. Stwierdzenie sędziego, że Kelthuz ma zostać ukarany, ponieważ „jego poglądy muszą ulec zmianie”, było po prostu gwałtem na umyśle. Jest mnóstwo sposobów, aby nakłonić kogoś do zmiany zdania, ale zmuszanie go do tego jest bliskie światu Orwella, a nie wolnych ludzi.
Mówiąc dobitnie, nawet jeśli jestem libertarianinem i głoszę wolność, mam prawo równocześnie uważać, że Murzyni są gorsi od białych, że kobiety są głupsze od mężczyzn, że homoseksualizm to choroba, etc. Mam prawo też czuć do kogoś lub czegoś nienawiść, ponieważ sam jestem panem swoich uczuć i nikt nie może na nie wpłynąć. Jeśli, cytując sędziego, Kelthuz „nienawidzi wszystkich i gardzi wszystkimi”, jest to wyłącznie jego sprawa. Ten człowiek nigdy nie wyrządził mi krzywdy i dopóki tego nie zrobi, nie obchodzi mnie, że czuje do mnie jakąś nieuzasadnioną nienawiść czy pogardę. Zawsze mogę takim ludziom odpowiedzieć tym samym albo ich zwyczajnie zignorować. W wolnym świecie sam masz prawo wybierać z kim chcesz się zadawać albo czyich poglądów słuchać. Ostracyzm jest jedną z legalnych, skutecznych i pozbawionych przemocy metod walki z wieloma patologiami. Ale tak samo, nasz przykładowy rasista ma prawo wybierać, z kim chce się spotykać, kogo zatrudniać, komu świadczyć usługi, etc. W przeciwnym razie jest to naruszenie jego wolności do dysponowania swoją osobą i swoją własnością. Więc tak, uważam, że właściciel klubu powinien mieć prawo wywiesić sobie tabliczkę z napisem „Tylko dla białych”, że fotograf powinien mieć prawo odmówić fotografowania „ślubu” homoseksualistów, że firma powinna mieć prawo zatrudniać samych mężczyzn, etc. Dla osób uważających się za obrażonych lub pokrzywdzonych takim zachowaniem i próbujących wymóc sądownie przymus wykonywania usług, mogę zadać bardzo proste pytanie: Dlaczego tak bardzo zależy wam na utrzymywaniu kontaktów z osobą, która was nie chce i nienawidzi? Dlaczego geje z setek fotografów muszą sobie upatrzyć akurat tego, który ich nie znosi? Czemu Murzyni mają się pchać tam, gdzie są niemile widziani? Oprócz zwykłej przekory nie widzę w tym logiki. (Należy zauważyć, że celowo podaję tutaj stereotypowe przykłady, w których ofiarą rasizmu podają czarni, szowinizmy kobiety, etc. – coraz częściej jednak sytuacje te zdarzają się w drugim kierunku, ale wtedy nie jest to odbierane aż z takimi emocjami, a często wręcz nazywane inaczej. Przemoc czarnych wobec białych, nawet motywowana rasistowskimi pobudkami, rzadko jest nazywana rasizmem).
Mam przynajmniej trzy praktyczne argumenty, aby pozwolić na „miękki rasizm” (tzn. pozbawiony fizycznej przemocy), a wszyscy na tym lepiej wyjdą. Przede wszystkim, pierwszym argumentem który słyszę w odpowiedzi na twierdzenie, że właściciel powinien mieć prawo odmówić usługi kierując się np. kolorem skóry, jest zarzut, że w ten sposób wracamy do apartheidu albo segregacji rasowej w USA. „Nie chcę widzieć w sklepach dwóch osobnych kolejek, jednej dla białych, drugiej dla czarnych” – tłumaczą. Takie zarzuty są absurdalne i wynikają ze schematycznego myślenia w rodzaju: „Jeżeli państwo nie zabroni jakiegoś zjawiska, to ono wystąpi”. Nie ma takiej zależności. Wszystkie systemy segregacji rasowej opierały się na państwowym ustawodawstwie. W warunkach wolnorynkowych rasizmu nie będzie, ponieważ jest on po prostu nieopłacalny. Producent, który nie chce obsługiwać czarnych, na własne życzenie traci klientów i zmniejsza swoje zyski. Pracodawca, który nie chce zatrudniać kobiet, traci dobre pracownice, które pójdą do konkurencji i ta uzyska w ten sposób przewagę. Inaczej mówiąc, mechanizmy rynkowe w naturalny sposób będą dążyć do marginalizacji zachować dyskryminacyjnych, ponieważ bardziej opłaca się być „friendly”. A nawet jeśli ktoś stworzy sobie opłacalne miejsce, w którym będzie występowała jakaś selekcja, to co w tym złego? Nawet dziś często stosujemy selekcję np. w klubach. Ludzie mają prawo samemu dopierać się według własnych kryteriów i państwu nic do tego. Zawsze można się zorganizować z dala od tych, którzy z jakiegoś powodu za nami nie przepadają. Nie sądzę jednak, aby było to bardzo częste. Należy też zauważyć, że ludzie z natury nie są nieprzyjaźni – wrogość wynika raczej z niesprawiedliwości pojawiającej się w gospodarkach centralnie planowanych („nie lubimy Murzynów, bo oni dostają zasiłki i pasożytują na nas”).
Kolejnym argumentem za legalnym rasizmem jest możliwość (a raczej pewniak) wystąpienia nadużyć – proces Kelthuza jest tego przykładem. Kiedy brakuje argumentów, ludzie bardzo często próbują oskarżyć przeciwnika o rasizm, faszyzm, seksizm, homofobią, etc. Jeśli będziemy karać za nienawistne wypowiedzi, to bardzo łatwo będzie można oskarżyć o coś każdego, kto ma choć trochę niepoprawne poglądy. Np. badania nad islamskim terroryzmem można łatwo uznać za islamofobię, niechęć do uznawania homomałżeństw za homofobię, krytykę kogoś za… dopiszcie cokolwiek. Bardzo łatwo mogą powstać grupy specjalnej troski, o których nie będzie można się wypowiadać negatywnie, bez ryzyka stanięcia przed sądem. W obecnych czasach, kiedy poprawność polityczna przybrała absurdalne rozmiary, mamy tego mnóstwo przykładów. Dlatego też, dla dobra wolności słowa, lepiej pozwolić gadać wszystko, niż cenzurować niewinnych ludzi. Wolę żyć w społeczeństwie, w którym garstka rasistów-oszołomów może głosić swoje tezy, ale sam też mogę korzystać z pełnej wolności, niż w takim, w którym co prawda nie ma tych rasistów, ale funkcjonuje powszechna cenzura.
I na koniec – ustawy antyrasistowskie mogę być paradoksalnie groźne dla tych, których mają chronić. Jak wcześniej napisałem – sama różnice w kolorze skóry, religii, płci, czy orientacji seksualnej rzadko jest powodem nienawiści – przyczyny są zazwyczaj głębsze. Jeśli ustawodawstwo dzieli ludzi według wyżej wymienionych cech, to siłą rzeczy podtrzymuje, a nawet narzuca tego typu podziały. Dając komuś specjalne przywileje lub ochronę prowokujemy jeszcze większą niechęć do niego. Przypominając ludziom ciągle o różnicach między nimi (akcje afirmacyjne, parytety, procesy o znieważenie) nie pozwalamy im zapomnieć o tym, że nie ma to wielkiego znaczenia. Ustanawiając absurdalną poprawność polityczną prowokujemy do przekornego łamania jej (choćby w imię niezależności i antysystemowości). Zabraniając określonej symboliki zwiększamy frustrację ludzi, którzy się z nią utożsamiają. I tak dalej. Owszem, państwo powinno zwalczać wszelkie przejawy przemocy i stać na straży niezbywalnych praw człowieka. Ale powinno się karać za przemoc samą w sobie – nie powinno być znaczenia, czy biały pobije inne białego, czy czarnego – każdy z tych czynów jest równie zły. A źródłem praw powinien być sam fakt bycia człowiekiem, a nie kolor skóry, czy inne mało istotne przymioty. Cytując Rona Paula: „Libertarianizm jest wrogiem całego rasizmu, ponieważ rasizm jest kolektywną ideą; przypisujesz ludzi do kategorii i mówisz: biali należą tutaj, a czarni tutaj, a kobiety tam. My nie patrzymy na ludzi poprzez kategorie. Nie posiadacie prawa dlatego, że jesteście gejami, kobietami czy mniejszością. Macie prawo ponieważ jesteście indywidualnościami”.
Wojciech Mazurkiewicz, libertarianin.org