Odpowiadam Martinowi Lechowiczowi
Jest to odpowiedź na ten felieton Martina Lechowicza.
Nie poczuwam się do bycia członkiem „legionów Kelthuza”. Co więcej, pierwszy raz z czymś takim się spotykam, bo wszystkie próby obrony Kelthuza były albo autorstwa osób, które trudno posądzać o bycie fanboyem, albo były mocno nasączone żartem (czy to śmieszne, panie sędzio?) – często nawiązującym do utworów kieleckiego barda albo do tekstów względnie mało znanego kr2y514. Co więcej, mój stosunek do Kelthuza jest mieszany, choć puszczam go w towarzystwie.
Jednak z niepokojem przyglądam się rozwojowi polskiego środowiska libertariańskiego. Dla mnie, jako libertarianina i radykalnego zwolennika ładu własności prywatnej, nie do przyjęcia jest biadolenie typu „wolnośc słowa mocno ok, chyba że kogoś obrażasz albo mówisz to, co mi się nie podoba”. Otóż taka podstawa jest nie tylko niemoralna, ale po prostu obrzydliwa. Mimo wszystko, nie obawiaj się Martinie Lechowiczu, zaraz wyszkolę cie jak myśli się po libertariańsku.
Głównym argumentem przeciwko karaniu za obrażanie innych nie jest wcale problem z obiektywnym ustaleniem co jest obrazą, a co nie. Głównym argumentem jest to: tylko w jednej sytuacji słowa mogą ograniczać czyjąś wolność – gdy WYMUSZAJĄ na kimś jakieś zachowanie. I nie chodzi tutaj o coś w stylu „Ania mnie obraziła, więc MUSZĘ się jej odgryźć”, tylko o sytuację w której stoisz np. przed bandytą, który mierzy do ciebie z pistoletu, jednak wtedy ten bandyta nie musi nawet się odzywać, bo po jego mowie ciała jesteś w stanie poznać jego zamiary. Życzenie śmierci, tak jak mówienie „niech cię spenetruje męski murzyński organ rozrodczy”, NIE jest ograniczeniem wolności, bo NIE ogranicza tobie możliwości dysponowania własnym majątkiem (w tym swoim ciałem), dlatego mówienie „biała kurwo czarnucha, zdychaj” czy „jebać lewackich pokurwieńców, najpierw krwawią, potem giną” NIE może być ograniczaniem cudzej wolności, choć możemy to uznać za karygodne (tak samo jak Kelthuz uznaje, najwidoczniej, za karygodne oddawanie się kobiet czarnym mężczyznom oraz lewackie poglądy i ma do tego prawo). Nota bene, gratuluję użycia zręcznej manipulacji, czyli sugestii, że powiedzenie do kogoś „biała kurwo czarnucha, zdychaj” jest w jakimkolwiek stopniu bliskie naruszenia własności prywatnej. W tym miejscu chciałbym przypomnieć tobie, Martinie Lechowiczu, że prawo własności odnosi się do ograniczonych ilościowo zasobów, bo ma ono na celu likwidację konfliktów o zasoby, dlatego też nie ma mowy o naruszaniu własności prywatnej (czyli wolności) w przypadku mówienia o kimś czegoś nieparlamentarnego, ponieważ powszechna opinia o tobie jest sumą opinii wszystkich ludzi.
Chciałbym też zauważyć, że Lechowicz nie rozumie najwidoczniej na czym polega wolność, ponieważ „totalna wolność” nie musi doprowadzić do mordobicia. Z prostego powodu – NIE masz wolności do obicia mordy innej osobie, ponieważ ludzka wolność jest ograniczana prawami naturalnymi, które nie dają nam prawa do bicia innych ludzi. To już kwestia władzy, a nie możesz mieć, z punktu widzenia praw naturalnych (przynajmniej tych rothbardiańsko-locke’owskich) takiej władzy. Może gdybyś czytał książki zamiast podpierać nimi stół, żeby wódka się nie rozlała to byś to wiedział.
Warto w tym miejscu przypomnieć słowa polskiego teoretyka libertarianizmu, Jakuba Bożydara Wiśniewskiego:
Jednocześnie wydaje mi się jednak, że w takim stopniu, w jakim agresję werbalną można usprawiedliwiać zaistniałymi pozawerbalnymi okolicznościami, zwolennicy szeroko rozumianych idei wolnościowych są usprawiedliwieni najbardziej. Konkretniej rzecz ujmując, jeśli ktoś z jednej strony pryncypialnie trzyma się zasady nieagresji, a z drugiej strony żyje w otoczeniu, w którym zasada ta jest regularnie wobec niego łamana, a zastępy nadwornych gadających głów dzień w dzień protekcjonalnie trajkoczą mu nad uchem, że to żadna agresja, tylko „ponoszenie wspólnych kosztów”, „konieczność wywiązywania się z umowy społecznej”, itp., to trudno się dziwić temu, że ktoś taki rekompensuje sobie czasem konsekwentne wstrzymywanie się od agresji właściwej (fizycznej) pofolgowaniem agresji werbalnej.
Co ciekawe, Martin sam przyznaje, że nie jest wolnościowcem. Sam chce narzucać innym (w tym przypadku Kelthuzowi) jak ma żyć (czyli nie głosić takich poglądów) oraz zabrania innym „mieć swoje poglądy” (choćby poprzez pochwalanie ograniczania wolności słowa Kelthuza i jemu podobnym). Czy mamy do czynienia z tzw. samozaoraniem?
Jeszcze jedno zwróciło moją uwagę, tj. rzekome promowanie „rasizmu, kultu siły, przemocy, skrajnego nacjonalizmu oraz wszelkich rozwiązań siłowych”. Cholera, czy na pewno mówimy o tym samym człowieku? Bo Kelthuz, który jest mi znany, gardzi rasizmem, nacjonalizmem oraz kultem siły (wynika to choćby z tego, że jest obiektywistą). Polecam posłuchać Kelthuza.
Więc, panie Lechowicz, może warto zaprzestać śmieszkowania, dorosnąć i otworzyć oczy wraz z uszami, a dopiero później marnować swój (i innych) czas? Szczególnie, że to i tak jest syzyfowa praca, bo i tak go nie powstrzymacie.
PS: Jestem ciekaw jak zareaguje Martin, gdy dowie się, że np. raperzy (polscy!) mają w swoich tekstach agresywne linijki, np: „wack mc’s powyrkęcam im ręce i nogi jak picasso/ masz problem łajzo to uderz w stół a nozyce wpierdole ci w gardło„. Liczę na potępienie tej mowy nienawiści.
Autor: Aleksy Przybylski