A A +

Hankus: Rasistowskie Oscary

Autor: Przemysław Hankus
Korekta: Agnieszka Płonka

Przyznawane co roku nagrody amerykańskiej Akademii Filmowej, uważane za najbardziej prestiżowe wyróżnienie w świecie filmu, nieodmiennie cieszą się globalnym zainteresowaniem. Nominacje w niemal każdej kategorii śledzone i dyskutowane są przez wiele tygodni, aż do momentu ogłoszenia zwycięzców i wręczenia statuetek. Niemniej jednak tegoroczna edycja wzbudziła u części środowisk wręcz histeryczne reakcje, spowodowane tym, że w gronie nominowanych nie znalazła się ani jedna czarnoskóra osoba. Czy jest zatem uzasadnione podnoszenie larum i insynuowanie Akademii postaw rasistowskich? Postaram się udowodnić, że tego rodzaju zarzuty są bezpodstawne, jak również wykazać, w jaki sposób zbulwersowane tegorocznymi oscarowymi nominacjami środowiska mogłyby postąpić w duchu wolnościowym.

Czarnoskóre gwiazdy srebrnego ekranu, zarówno aktorzy, jak i reżyserzy, w tym m.in. Halle Berry, Jada Pinkett-Smith, Will Smith, Spike Lee itd. w serii wywiadów i rozmów na temat tegorocznych oscarowych nominacji wyrażali i w dalszym ciągu wyrażają swoje oburzenie, twierdząc, że brak czarnoskórych w gronie nominowanych to obraza, policzek, wręcz poniżenie dla przedstawicieli ich rasy, które w USA od czasów Martina Luthera Kinga nie powinno mieć miejsca. Ich zdaniem takie a nie inne nominacje Akademii prowadzą do przedstawiania oglądającym wyróżnione filmy fałszywego obrazu Ameryki, która jest bardzo różnorodna pod względem rasowym, etnicznym, językowym, kulturowym, religijnym itp., co jednak nie znajduje odzwierciedlenia w produkcjach, w których brak jest odpowiadającej stanowi faktycznemu ilości osób nie-białych. Innymi słowy, jeśli, przykładowo, w przedstawianej społeczności jest 20% Murzynów, to i w filmie 20% obsady powinni stanowić Murzyni. Co więcej, zdaniem wspomnianych „oburzonych”, również wybór lokalizacji, w których kręcone są hollywoodzkie superprodukcje, pozostawia wiele do życzenia, ponieważ Chicago czy Nowy Jork nie są w ich optyce miastami „reprezentatywnymi”, albowiem nie pokazują, jak „naprawdę” wyglądają współczesne Stany Zjednoczone. Tym samym więcej filmów należałoby ich zdaniem kręcić chociażby w Nowym Orleanie.

Na domiar złego, co można by określić mianem wisienki na torcie postulatów przechodzących w żądania wspomnianych „roszczeniowców”, domagają się oni zmiany tegorocznych oscarowych nominacji tak, by były one „właściwe”, tj. odzwierciedlały zróżnicowany rasowo charakter amerykańskiego społeczeństwa, w tym także środowiska filmowego. Ujmując to w jednym zdaniu: nie podoba nam się wybór nominowanych, wśród których brakuje osób czarnoskórych, zatem domagamy się co najmniej jednej osoby czarnoskórej w tym gronie. Jeśli nasze żądania nie zostaną spełnione, zbojkotujemy całą imprezę. Czy takie a nie inne postawienie sprawy niemal na ostrzu noża jest usprawiedliwione oraz czy tego typu dezyderaty są w tym kontekście poprawnie sformułowane?

Z całą stanowczością należy stwierdzić, że nie. Jakkolwiek różnie można oceniać dotychczasowe działania Akademii, to chyba nie ma wątpliwości co do tego, że jest to instytucja autonomiczna, samodzielnie dokonująca wyborów w oparciu o głosy zrzeszonych w niej członków. Oznacza to, że członkowie Akademii uznali, że w tym roku najbardziej wartościowe (z różnych względów) są takie, a nie inne produkcje; że najlepiej zrealizowano tę, a nie inną; że najlepiej dane role odegrali ci, a nie inni itd. Innymi słowy, kierując się swoimi subiektywnymi odczuciami i preferencjami, uznali, że nominacje powinny otrzymać dani aktorzy, scenarzyści, reżyserzy, montażyści, specjaliści od efektów specjalnych, udźwiękowienia, scenografii, kostiumów itp. Czy można zatem z góry założyć i z pewnością w głosie stwierdzić, że skoro w tym gronie nie znalazła się ani jedna osoba czarnoskóra, to członkowie Akademii en masse są rasistami, albowiem w swoich wyborach celowo i świadomie, umyślnie i z premedytacją dyskryminowali czarnoskórych? Bynajmniej. Być może rzeczywiście kilkoro lub więcej członków Akademii nie darzy specjalną sympatią czarnoskórych, niemniej dopóki tego rodzaju idiosynkrazja nie przyjmuje postaci agresywnych działań wymierzonych we wspomniane osoby, dopóty każdy ma do tego prawo, a pozostali mogą co najwyżej uważać takie postawy za niegodne, haniebne, atawistyczne itp., nawołując chociażby do ostracyzmu wobec takich osób celem zasygnalizowania im, że takie postawy nie są akceptowane, oraz by tym samym wpłynąć na zmianę ich nastawienia. Niemniej jednak, co należy podkreślić, również takie działania nie mogą przybierać form agresywnych, tj. „rasiści” nie mogą zostać zmuszeni do zmiany swoich postaw, np. poprzez obrzucanie ich domów kamieniami, dziurawienie opon w ich samochodach itp.

Podsumowując ten wątek można stwierdzić, że na dobrą sprawę każdy z nas codziennie wielokrotnie dokonuje aktów dyskryminacji wobec innych, kupując u A zamiast u B, przyjaźniąc się z X, a nie z Y, korzystając z usług C, a nie D, czytając gazetę P, a nie R czy oglądając filmy F, a nie G. Innymi słowy wymuszanie na kimś, by bardziej cenił filmy G od F, mimo iż jest to niezgodne z jego osobistymi preferencjami, nie tylko daleko wykracza poza utarte sformułowanie, iż de gustibus non est disputandum, ale, co gorsza, przyczynia się do zaburzenia naturalnego, harmonijnego, opartego na dobrowolnych interakcjach funkcjonowania danego społeczeństwa. Zaburzeniu ulegają jedne z podstawowych sygnałów, informujących nas o preferencjach innych, jakimi są ceny, ponieważ wartość filmów, które zmuszani jesteśmy oglądać zostaje zawyżona, a wartość tych, które faktycznie chcemy oglądać, zaniżona. Otrzymujemy zatem błędną informację, że filmy faktycznie oceniane jako kiepskie, oceniane są jako dobre, z tym że poprzez wymuszenie wspomnianych wyżej działań nie jesteśmy w stanie się tego dowiedzieć, manifestując swoje preferencje via dobrowolne transakcje rynkowe. Dodatkowe środki wędrują nie do tych, których chcieli nimi obdarować konsumenci, a do tych, którzy potrafili – przy udziale państwa – zastosować środki polityczne. Poza grupą interesu i nacisku tracą pozostali. Słowami Hansa-Hermana Hoppego można zrekapitulować, że w miejsce dobrowolnej separacji, segregacji czy dyskryminacji, otrzymujemy przymusową integrację, tj. w naszym przypadku zmuszano by nas do oglądania nie tych aktorów, którzy zasługują według nas na docenienie, a tych, którzy wylobbowali sobie miejsce na planie. Czy rzeczywiście jest to pozytywny, dobry i sprawiedliwy scenariusz? Śmiem twierdzić, że nie.

Załóżmy jednak, że członkowie Akademii faktycznie są rasistami i celowo nie nominowali do Oscara żadnej czarnoskórej osoby. Czy w jakikolwiek sposób uprawomocnia to żądanie, by w gronie nominowanych umieścić Murzynów, by 1) nominacje nie miały charakteru rasistowskiego i 2) by w większym stopniu krąg nominowanych odzwierciedlał rasowe i etniczne proporcje społeczeństwa? Ponownie należy odpowiedzieć, że tego rodzaju postulaty są bezzasadne i to z co najmniej dwóch powodów.

Po pierwsze, gdyby środowisko filmowe faktycznie było tak rasistowskie, jak to się obecnie próbuje przedstawić, to czy ci biali rasiści w ogóle przeznaczaliby jakiekolwiek fundusze na produkcje z udziałem czarnoskórych aktorów? Czy zatrudnialiby czarnoskórych reżyserów i scenarzystów? Czy w ogóle korzystaliby z usług czarnoskórych związanych ze srebrnym ekranem? Innymi słowy, czy rasista angażowałby się w wymiany, przeznaczał swoje środki tak, by zyskała na nich osoba, którą tak pogardza? Wydaje się, że karkołomnym i wymagającym sporych umiejętności dialektycznych byłoby uzasadnienie wspomnianych działań ze strony rasisty jako nierasistowskich. Zakładałoby bowiem, że rasistą jest się tylko w pewnym wycinku rzeczywistości, a w innym już nie, czego jednak doktryna rasizmu ani nie zakłada, ani nie postuluje. Jeśli zatem już dane filmy z udziałem czarnoskórych powstały, to dlaczego nie przyjąć do wiadomości, że nie spełniły oczekiwań, że nie są tak dobre, jak się tego w momencie rozpoczęcia ich kręcenia spodziewano, że – po prostu – są inne, lepsze?

Po drugie, skąd „oburzeni” wyciągnęli wniosek, że film powinien odwzorowywać stan faktyczny, tj. w omawianym przypadku skład rasowy czy etniczny danej społeczności? Nie mówimy wszak o filmie dokumentalnym, a o pewnym dziele artystycznym, gdzie każdy może korzystać z licentia poetica i ma do tego pełne prawo. Musi natomiast liczyć się z odbiorem widzów czy producentów (reklamodawców, sponsorów itd.), którzy mogą stwierdzić, że mocne zafałszowania czy naciągania pewnych wątków, celowe przejaskrawienia, nie są akceptowane czy uważane są za nie na miejscu. Niemniej film to film, a reportaż to reportaż, zatem uskarżanie się na to, że film nie przedstawia realiów 1 do 1 byłoby jak domaganie się od pisarzy fantasy, żeby w swoich dziełach zamiast Hobbitów, Orków czy innych fantastycznych postaci w rodzaju Elfów, umieszczali tam również czarnoskórych – skoro są oni mieszkańcami ich kraju, czy w ogóle świata, nie można ich pomijać i dyskryminować. Na podobnej zasadzie należałoby wyrzucić do kosza wszystkie obrazy, które nie ukazują rzeczywistości, w związku z czym Pollock, Dali czy inni twórcy z kręgu m.in. surrealistów winni zostać uznani za co najmniej rasistowskich. Czy na obrazach genialnego Katalończyka jest bowiem wystarczająca liczba osób czarnoskórych? Uważam, że każdej zdroworozsądkowej osobie taki postulat wydaje się na tyle absurdalny i komiczny, że nie trzeba go dalej uzasadniać.

Warto również wspomnieć o innym ciekawym wątku, jaki pojawia się w rozmyślaniach nad opisywaną sytuacją. Otóż filmy tworzone od początku do końca z udziałem białych czy innych WASP-ów uznawane są z miejsca za rasistowskie. Natomiast, zastanówmy się, czy znalazłby się ktoś, kto mianem rasistowskiego określmy film, który na tej samej zasadzie zostałby zrealizowany wyłącznie przez osoby czarnoskóre? Czy produkcja w reżyserii Spike’a Lee, w której graliby, powiedzmy: Samuel L. Jackson, Will Smith, Halle Berry i Chris Rock, ścieżkę dźwiękową przygotowaliby 50 Cent, Dr. Dre i Snoop Dogg, nie byłaby produkcją rasistowską? Dla wolnościowców i libertarian dopóty takie przedsięwzięcia jest finansowane z prywatnych funduszy (sponsorzy, reklamodawcy i inni), przekazanych na ten cel dobrowolnie, dopóki znajdą się odbiorcy, którzy zdaniem twórców zagwarantują przynajmniej zwrot poniesionych kosztów (zakładając, ze nie jest to produkcja charytatywna), dopóty mogą sobie kręcić co tylko chcą, co im się podoba i z taką obsadą, jaką chcą. Wymuszanie na nich jakichkolwiek zmian tylko dlatego, że mnie się to nie podoba, albo że jakiejś grupie nie przypadnie to do gustu, jest po prostu niemoralne, nieetyczne i niesprawiedliwe, w związku z czym nie należy tego sankcjonować.

Podsumowując: jeśli czarnoskórym nie podoba się, że Akademia nie umieściła żadnego Murzyna w gronie nominowanych do złotej statuetki, to jakkolwiek mają pełne prawo do wyrażania swojego niezadowolenia i/lub nawoływania do zbojkotowania całej imprezy i ostracyzowania Akademii, w założeniu obniżając rangę i prestiż przyznawanych przez nią nagród, to nie mają żadnego prawa wymuszać jakichkolwiek zmian w gronie nominowanych wyłącznie ze względu na domniemany rasizm. Powinni w kolejnym roku po prostu jeszcze bardziej się starać, udoskonalić swój warsztat, wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności, zaangażować się w dobre czy wręcz rewelacyjne produkcje, dzięki którym otrzymają nominację a może i nawet zdobędą Oscara nie dlatego, że są mniejszością rasową, etniczną, językową, religijną lub jakąkolwiek inną, ale dlatego, że byli po prostu najlepsi. Jeśli odejdziemy od nagradzania osiągnięć na zasadzie ich jakości i wartości, jakie mają one dla pozostałych członków danej społeczności (manifestując się we wspomnianych cenach czy w wysokości zarobków), to będziemy mogli jedynie wzdychać do genialnych filmów, tworzonych nie z myślą o zadowoleniu uczuć jakiejś grupy, a z myślą o zadowoleniu widzów.

Na koniec wyzywająco spytam wspomnianych „oburzonych”: jeśli tak bardzo nie podoba Wam się Akademia (której członkami notabene sami, dobrowolnie, jesteście), to dlaczego nie założycie własnej? Dlaczego nie ufundujecie własnej nagrody, która będzie jeszcze bardziej prestiżowa niż Oscar, ponieważ nie będzie przyznawana rasistom czy innym X-fobom? Co stoi na przeszkodzie? Dlaczego zamiast samemu podjąć nieprzemocowe działania, chcecie dokonać działań agresywnych względem innych? Zdaje się, że w tak bardzo rasistowskim kraju, jak USA, nie ma zakazu powoływania stowarzyszeń czy innych organizacji składających się wyłącznie z osób czarnoskórych, zgadza się? Apeluję zatem o rozsądek i konsekwencję.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress