Wywiad z Jakubem Bożydarem Wiśniewskim
Rozmawiamy z Jakubem Bożydarem Wiśniewskim m.in. o jego ostatniej książce, dalszych planach i trudnych tematach związanych z libertarianizmem. Wspominamy również słynną debatę z Walterem Blockiem, która dotyczyła aborcji.
Co więcej, zadaliśmy kilkanaście pytań od naszych czytelników!
Aleksy Przybylski: Jak trafiłeś na Austriacką Szkołę Ekonomii? Dlaczego nie zdecydowałeś się iść drogą np. monetaryzmu?
Jakub Bożydar Wiśniewski: Pierwszym krokiem na mojej drodze do ASE był – niespodzianka – John Rawls i jego „Teoria sprawiedliwości”. Wiedziałem, że książka ta cieszy się opinią najważniejszego dzieła filozofii politycznej XX wieku, więc postanowiłem się z nią zapoznać. Była to lektura dość rozczarowująca – równie mętna pod względem argumentacyjnym, co ociężała pod względem stylistycznym. Tym samym utwierdziła mnie tylko w przekonaniu, że tzw. „sprawiedliwość społeczna” – a Rawls na każdym kroku podkreśla, że to takiej właśnie „sprawiedliwości” tyczy się jego teoria – jest pojęciem co najmniej podejrzanym. Rawlsowi zawdzięczam też jednak kontakt z jego „arcyrywalem” Nozickiem – „radykalnym libertarianinem”, jak przedstawiały go osoby ze środowiska, z którym miałem wówczas do czynienia. „Anarchię, państwo i utopię” czytało mi się już znacznie przyjemniej – zarówno pod względem merytorycznym, jak i stylistycznym – ale miałem wrażenie, że Nozick – z całym dla niego szacunkiem – jest raczej kimś w rodzaju efekciarskiego szaradziarza, niż systematycznego filozofa politycznego. Nozick powołuje się jednak często na elementarne argumenty natury ekonomicznej, co z kolei doprowadziło mnie do dzieł Miltona Friedmana – który, o ile Nozick uchodził za „radykalnie libertariańskiego filozofa politycznego”, sam uchodził w opinii wspomnianego wcześniej środowiska za jego „radykalnie libertariański ekonomiczny odpowiednik”. I o ile zdecydowana większość ekonomicznych argumentów Friedmana wydawała mi się zupełnie logiczna i rozsądna, o tyle bardzo filozoficznie naiwna wydawała mi się jego metodologia (byłem już wówczas świadom filozoficznych słabości weryfikacjonizmu i falsyfikacjonizmu); niewytłumaczalne było dla mnie również to, dlaczego swoich sztandarowych argumentów ekonomicznych – tych związanych z kluczową rolą praw własności, wolnej konkurencji, przedsiębiorczej innowacyjności, itp. – Friedman nie odnosi do sfery monetarnej. Dzięki Friedmanowi natrafiłem jednak na Hayeka i jego artykuły dotyczące rachunku ekonomicznego w socjalizmie i komunikowania wiedzy w społeczeństwie, a stamtąd szybko trafiłem już do Mengera, Misesa i innych przedstawicieli ASE. Mises od początku zaimponował mi zarówno filozoficzną dojrzałością swojej metodologii ekonomicznej, jak i konsekwencją, z jaką stosował wnioski swoich ekonomicznych rozważań. Ponadto zupełnie trafną wydała mi się jego obserwacja, że ekonomia to nie pseudomatematyczna inżynieria społeczna, z jaką spotykałem się wcześniej, ale logika stosowana – logika w służbie analizy struktury ludzkiego działania. Nigdy wcześniej (ani później) nie spotkałem się z tak przejrzystą, systematyczną, pogłębioną i przekonującą syntezą filozofii i ekonomii. Doszedłem do wniosku, że ASE to niewyczerpane źródło potencjału badawczego i edukacyjnego – i obecnie uważam tak w równym stopniu, a może nawet w większym.
Co byś poradził na początek osobie, która pragnie zapoznać się z ideami wolności oraz z ASE?
Jeśli chodzi o zapoznanie się z ideami wolności, to na początek polecam Bastiata, zwłaszcza jego eseje „Państwo” i „Prawo”, a także serię wykładów Misesa „Wolność i własność”. Potem – jeśli czytelnik szuka mocniejszych wrażeń – polecam „Anatomię państwa” Rothbarda. Jeśli chodzi o ASE, to na początek polecam „Sofizmaty ekonomiczne” Bastiata (Bastiat był takim wizjonerem, że był przedstawicielem ASE jeszcze przed powstaniem ASE!), „Ja, ołówek” Leonarda Reada, „Ekonomię w jednej lekcji” Hazlitta i „Profit nad Loss” Misesa (nie wiem, czy to ostatnie zostało przetłumaczone).
Co jest piętą achillesową libertarianizmu oraz ASE? A jakie dostrzegasz szanse?
Myślę, że piętą achillesową nie tyle libertarianizmu, co jego sympatyków, może być nabranie zgubnego przekonania, że prostota naczelnych zasad tej filozofii społecznej przekłada się na prostotę ich zastosowania do rozmaitych problemów społecznych. Tymczasem jest wręcz odwrotnie – libertarianizm, wychodząc z refleksji na temat tej konstytutywnej cechy ludzkiej natury, jaką jest wolność osobista, jak żadna inna filozofia społeczna podkreśla złożoność, unikatowość i ograniczoną przewidywalność zjawisk społecznych. Innymi słowy, libertarianizm łączy w sobie racjonalistyczną nieustępliwość w zakresie obrony wartości zabezpieczających niezbywalne prawa jednostki i empiryczną elastyczność w zakresie precyzowania definicyjnych granic tychże wartości i praw w odniesieniu do konkretnych problemów zawieszonych w konkretnych okolicznościach miejsca i czasu. W podobną pułapkę zdają się też nieraz wpadać sympatycy ASE, uważając np., że z zasad prakseologii wynika, że złoto jest świetną inwestycją na czas każdego kryzysu, albo że sztuczne obniżenie stóp procentowych do zera automatycznie przełoży się na inflację cenową podstawowych dóbr konsumpcyjnych. Myśląc w ten sposób, ignorują oni kluczową rolę, jaką ASE przypisuje wnioskowaniu tymologicznemu (przedsiębiorczemu), które jest czymś całkiem innym, niż wnioskowanie w kategoriach czysto logiczno-dedukcyjnych, będąc jednocześnie jego niezbędnym dopełnieniem.
Jak oceniasz polskie środowisko wolnościowe patrząc z perspektywy kogoś, kto spędził wiele czasu wśród zagranicznych wolnościowców?
Na tle europejskim polskie środowisko wolnościowe jest unikatowe, zarówno pod względem liczebności, jak i ideowego zaangażowania, zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak krótko ono istnieje. Jego młody wiek i staż sprawia co prawda, że brak mu wciąż zaplecza intelektualnego, instytucjonalnego i finansowego, ale jego potencjał jest naprawdę znaczny. To, co mu potencjalnie grozi, to ugrzęźnięcie w politykierstwie (które zawsze jest zabójcze dla spontanicznie powstałych ruchów ideowych), permanentne zakażenie tym, co zostało ochrzczone pięknym mianem „śmieszkizmu” (co będzie świadczyło o tym, że nie jest to środowisko zdolne do osiągnięcia intelektualnej dojrzałości), oraz – co mówię niechętnie, ale jednak – poddanie się dominacji kulturowego konserwatyzmu, który – wbrew temu, co twierdzą niektórzy – w żadnym razie nie jest elementem konstytutywnym filozofii libertariańskiej, choć do pewnego stopnia może się z nią owocnie uzupełniać. Chciałbym więc, żeby polskie środowisko wolnościowe rzeczywiście regularnie i uważnie czytało Rothbarda (a także Spoonera, Spencera, Longa, Huemera i innych), a także twórczo przetwarzało, rozwijało i rozpowszechniało to, co przeczyta, bo to jest jedyny klucz do sukcesu w zakresie ideowej transformacji kultury.
Jak wspominasz słynną debatę z Walterem Blockiem dot. aborcji?
Wspominam ją bardzo dobrze. Walter to najbardziej zaangażowany, wnikliwy i serdeczny dyskutant, z jakim miałem kiedykolwiek przyjemność wymieniać opinie. Trzeba tu zaznaczyć, że o ile przy czwartej rundzie artykułów ja byłem już tą debatą intelektualnie zmęczony (przy czym było to zmęczenie w najzdrowszym i najbardziej satysfakcjonującym tego słowa znaczeniu), o tyle Walter nic nie tracił ze swojej intelektualnej energii i był gotów dyskutować dalej. Myślę, że w pewnym sensie może go to czynić zwycięzcą, choć podkreślał on na każdym kroku, że celem naszej dyskusji nie jest wyłonienie zwycięzcy, tylko konsekwentny rozwój filozofii libertarianizmu, zwłaszcza w jej najbardziej niedoprecyzowanych obszarach.
Jaki jest najciekawszy argument przeciwko libertarianizmowi z którym się dotychczas spotkałeś? A jaki najbardziej absurdalny?
Za najciekawszy uważam argument Jamesa Buchanana (tyczący się w zasadzie wyłącznie wszelkich form anarcholibertarianizmu), twierdzący, że w odniesieniu do kwestii prawodawstwa i obronności nie można polegać na klasycznych zaletach wolnego rynku (konkurencyjność, innowacyjność, racjonalność alokacyjna, itd.), ponieważ istnienie skutecznie działającego wolnego rynku jest uwarunkowane wcześniejszym istnieniem prawa chroniącego własność prywatną, swobodę handlu, itd. Jeśli zaś istnienie rynku jest uwarunkowane istnieniem takiego prawa, to w jaki sposób rynek może jednocześnie warunkować jego istnienie? Zdaniem Buchanana obracamy się tu w błędnym kole. Moim zdaniem argument ten błędnie utożsamia prawo wyłącznie z instytucjami formalnymi, a instytucje formalne z instytucjami pozarynkowymi, nie poświęcając wystarczającej uwagi kwestii różnorodności form instytucjonalnej struktury produkcji. Piszę o tym szerzej w artykule „Legal Polycentrism, the Circularity Problem, and the Regression Theorem of Institutional Development”. Co do najbardziej absurdalnego argumentu – absurdalna jest ich większość, ale korona należy się chyba temu: “jeśli nie będzie państwa, to kto będzie pobierał podatki?” Możliwe, że to nie argument, tylko wisielczy żart, ale czy stwierdzenie „ludzie nie są aniołami, więc muszą być rządzeni” wydaje się mniej wisielczo żartobliwe?
Jakiego użyłbyś kryterium, aby określić czy dany człowiek jest libertarianinem?
Użyłbym kryterium tego, czy dany człowiek świadomie uznaje wolność osobistą za najważniejszą wartość społeczną oraz prawa własności prywatnej za kluczowy przejaw wolności osobistej w świecie (ekonomicznie) rzadkich dóbr. Myślę, że tak sformułowane kryterium spełniają zarówno minarchiści, jak i libertariańscy anarchiści, którzy – jak uważam – nie różnią się co do przyświecających im celów, a jedynie co do środków służących w ich mniemaniu realizacji tych pierwszych.
Na swoim facebookowym koncie umieszczasz wiele trafnych spostrzeżeń i przemyśleń. Skąd czerpiesz tyle inspiracji? Nie miewasz czasem chwil zwątpienia w libertariańskie idee?
Inspirację czerpię zewsząd – z przeczytanych lektur i wiadomości ze świata, rozmów, obserwacji i interpretacji indywidualnych i zbiorowych zachowań, itp. Wątpliwości co do słuszności libertariańskich idei nie miewam. Wątpliwości co do możliwości trwałego przekonania do nich pewnej krytycznej liczby mieszkańców świata – czasem tak, ale tylko w chwilach słabości.
Jak przekonywać ludzi? Jak do nich trafiać?
Dokładnie temu zagadnieniu (zakładam, że chodzi o przekonywanie do wolności i trafianie z przekazem wolnościowym) poświęciłem kiedyś wpis na blogu, więc pozwolę sobie go tutaj przytoczyć:
1. Przedsiębiorczość, czyli najpełniejszy wyraz wolności, polega na sprycie, pomysłowości i taktycznej przenikliwości. Władza polityczna, czyli najpełniejsze przeciwieństwo wolności, jest z definicji ociężała, anachroniczna i zawsze krok do tyłu. W związku z tym ogromnym polem do popisu dla osób posiadających talent przedsiębiorczy – zwłaszcza tam, gdzie jest on połączony z talentem technologicznym – jest tworzenie rozwiązań umożliwiających obchodzenie strefy wpływów władzy politycznej, a tym samym jej sterylizację, w tym również podłamanie wiary w jej niezastąpioność. Na tej właśnie zasadzie Bitcoin powoli sterylizuje władzę banków centralnych, Internet polityczną kontrolę nad przepływem informacji i egzekwowalność „praw własności intelektualnej”, a organizacje arbitrażowe znaczenie legislacji. Powstawanie wszelkich tego rodzaju rozwiązań pokazuje także, że skuteczna przedsiębiorczość nie tylko nie potrzebuje politycznej protekcji, ale też tym lepiej się rozwija, w im wyższym stopniu jest od niej niezależna.
2. Należy przy każdej możliwej okazji promować rzetelną wiedzę ekonomiczną, opisującą proces, w ramach którego poszczególne jednostki i ich dobrowolne zrzeszenia budują swój dobrobyt na bazie wolnej wymiany dóbr i usług w warunkach szacunku dla praw własności, nieskrępowanej konkurencji i swobodnie kształtującego się systemu cenowego. Innymi słowy, nigdy nie za wiele Bastiata i Hazlitta, czy to wśród rodziny, czy wśród przyjaciół, czy wśród współpracowników. Im powszechniejsza będzie tego rodzaju wiedza i im oczywistszy będzie płynący z niej przekaz, tym większa będzie społeczna presja na odzyskiwanie kolejnych obszarów wolności działania rozumianej jako warunek niezbędny zbudowania własnego dobrobytu.
3. Warto przy każdej możliwej okazji promować poczucie samodzielności, samorządności i przedsiębiorczej inicjatywy w jak najmniejszych, lokalnych społecznościach. Celem przyświecającym tego rodzaju działaniu jest dążenie do jak największej fragmentaryzacji i decentralizacji wszelkiego rodzaju struktur politycznych, czego następstwem jest z kolei możliwość znacznie większej ekonomicznej integracji kontrolowanych przez nie obszarów. Jest to logiczny wniosek wypływający z faktu, że im mniejszy jest dany organizm polityczny, w tym mniejszym stopniu może on sobie pozwolić na drenowanie sił witalnych lokalnej gospodarki i godzenie w jej swobodny rozwój, jak również tym mniejsze ma ku temu środki. W najbardziej optymistycznym scenariuszu ostatecznym zwieńczeniem tego rodzaju procesu decentralizacyjnego byłoby powstanie prawdziwie wolnej i prawdziwie globalnej gospodarki złożonej z setek tysięcy lub nawet milionów niezależnych stref ekonomicznych, stowarzyszeń sąsiedzkich, miast czarterowych i innych form suwerennych obszarów własnościowych zintegrowanych na bazie wolnego handlu i globalnego podziału pracy.
4. Warto budować we wszystkich kręgach społecznych, w jakich się poruszamy, jak najbardziej kosmopolityczny nastrój, podkreślający moralną nieistotność wszelkich przynależności nie wynikających ze swobodnego wyboru, w tym na przykład przynależności etnicznych, i moralną uniwersalność zasad pokojowego międzyludzkiego współżycia, a także wynikające z niego gospodarcze korzyści. Trzeba pamiętać, że prawdopodobnie to właśnie instynktowne przypisywanie moralnego znaczenia przynależnościom etnicznym jest główną siłą napędową opresyjnych tworów politycznych zwanych państwami narodowymi, wraz z większością zachodzących między nimi konfliktów zbrojnych. Oddelegowanie wszelkich sentymentów związanych z tymi przynależnościami do kategorii czysto estetycznych byłoby bardzo istotnym krokiem na drodze do uruchomienia opisywanych w poprzednim punkcie procesów decentralizacyjnych i secesyjnych wraz ze wszystkimi ich pozytywnymi skutkami.
5. Warto wreszcie, w miarę czasu, chęci i możliwości, angażować się we wszelkiego rodzaju działalność charytatywną, filantropijną i ogólnie rzecz biorąc społeczną, zwłaszcza jeśli dzięki własnym talentom przedsiębiorczym jest się w stanie uczynić tę działalność naprawdę skuteczną. Tego rodzaju przedsięwzięcia stanowią zawsze wymowny sygnał dla szerszej społeczności, że efektywna pomoc potrzebującym ma swoje źródło nie w woli władzy politycznej, tylko w oddolnych staraniach wolnych jednostek i ich dobrowolnych zrzeszeń, których filantropijna inicjatywa nie ginie nawet w warunkach konfiskaty przez wspomnianą władzę polityczną znacznej części dostępnych im zasobów. Innymi słowy, jest to sygnał świadczący o tym, że konsekwentne zmniejszanie wpływów władzy nie tylko zwiększa zakres wolności działania, ale też zakres naturalnej konsekwencji tej wolności, jaką jest autentyczna dobroczynność.
Skąd pomysł na pisanie wolnościowych aforyzmów?
Pomysł stąd, że: 1) uważam, że każdą naprawdę ważną ideę da się przekazać w zwięzły i treściwy sposób 2) uważam, że umiejętność przekazania danej idei w zwięzły i treściwy sposób jest ostatecznym testem jej prawdziwego zrozumienia 3) uważam, że Bastiat, którego styl literacki uznaję za aforystyczny, był i jest najskuteczniejszym rzecznikiem idei wolnościowych, a więc, chcąc również być na tym polu skutecznym, warto pod tym względem się nim inspirować 4) uważam, że tzw. epoka informacyjna, w której obecnie żyjemy, wykazuje bardzo zdrowe przywiązanie do zwięzłości przekazu, a więc jest to najlepszy możliwy czas, by wskrzesić formę literacką, jaką jest aforyzm, i użyć jej do rozpowszechniania idei, które uznajemy za ważne.
Który jest Twoim ulubionym aforyzmem?
Pójdę za pierwszym skojarzeniem: „The goal of libertarianism is to replace violence with cooperation. The goal of statism is to disguise violence as cooperation”.
Którego myśliciela cenisz najbardziej?
Z myślicieli ekonomicznych Misesa – twórcę ASE w jej metodologicznie i merytorycznie w pełni dojrzałej formie, osobę, której zawdzięczamy monetarny teoremat regresji, dowód na niemożliwość istnienia racjonalnie alokującej zasoby gospodarki socjalistycznej, integrację teorii procentu opartej na preferencji czasowej z teorią kapitałowej struktury produkcji, i powstałą na tej bazie teorię cykli koniunkturalnych. Z myślicieli libertariańskich Rothbarda – twórcę współczesnej, dojrzałej formy filozofii libertariańskiej i ekonomii politycznej anarchokapitalizmu. Jeśli natomiast jest to pytanie ogólniejsze, to nie mam na nie żadnej odpowiedzi, bo nie uznaję żadnych uniwersalnych autorytetów.
Zdradzisz nam nad czym obecnie pracujesz?
Kończę obecnie pracę nad monograficzną krytyką teorii dóbr publicznych z punktu widzenia ASE, z drobnym wsparciem tzw. nowej ekonomii instytucjonalnej. Mam też w planach serię artykułów z pogranicza teorii ekonomii, etyki biznesu i teorii przedsiębiorczości, uwypuklających etyczny wymiar przedsiębiorczości i, co może ciekawsze, przedsiębiorczy wymiar etyki.
Do emerytury jeszcze bardzo daleka droga, ale jest jakieś zagadnienie, którym chciałbyś się zająć przed schowaniem pióra do szuflady?
Jest pełno takich zagadnień, choćby te, które wymieniłem powyżej. Poza tym nie planuję nigdy chować pióra do szuflady.
Pytania od czytelników:
Wiktor Gonczaronek: Dlaczego i w jaki sposób zostałeś libertarianinem?
Myślę, że zawsze – choć początkowo w sposób nieuświadomiony – byłem libertarianinem. Zawsze brzydziła mnie przemoc, odstręczała biurokracja, mieszaninę rozbawienia i zażenowania budziły telewizyjne wygłupy polityków, itd. Kiedy w wieku kilku lat zapytałem jednego z członków mojej rodziny, na czym właściwie polega ta cała polityka, otrzymałem najlepszą, najkrótszą i najbardziej wyczerpującą odpowiedź: „na pieprzeniu głupot”. Jak tragiczne w skutkach i dewastujące dla ludzkiego potencjału może być to „pieprzenie głupot”, o tym przekonałem się dopiero z czasem. Z czasem przekonałem się też o tym, że jedyną skuteczną przeciwko niemu obroną jest w wymiarze praktycznym szeroko rozumiana rynkowa oraz społeczna przedsiębiorczość, zaś w wymiarze teoretycznym rzetelna wiedza, zarówno ekonomiczna, jak i etyczna. Teoria i praktyka libertarianizmu w ogromnym stopniu zawiera w sobie wszystkie powyższe elementy, więc doszedłem do wniosku, że jej badanie, rozwijanie i promowanie jest jednym z tych celów, realizacji których autentycznie warto się oddać, zarówno dla własnego, jak i cudzego komfortu życia, w tym dla głębokiej intelektualnej i moralnej satysfakcji.
Krystian Więcek: Co sądzisz o coraz popularniejszej inicjatywie stworzenia obrony terytorialnej?
Sądzę, że jest to zdrowy przejaw kształtowania się spontanicznego społecznego porządku organizacyjnego, pod warunkiem, że jest to autentycznie oddolna inicjatywa, a nie politycznie sterowana próba stworzenia paramilitarnych przybudówek państwowej armii, służących etatystyczno-militarystycznej propagandzie. Nie mam wystarczającej wiedzy na temat szczegółowego kształtu tej konkretnej inicjatywy, aby móc stwierdzić, czy jest ona raczej tym pierwszym, czy tym drugim.
Tomasz Dalecki: Jakie jest Twoje zdanie nt. uchodźców, którzy przybywają do Europy? Jakie są dopuszczalne granice ograniczania ich wolności, aby chronić naszą wolność?
Jeśli argument na rzecz ograniczenia wolności przemieszczania się uchodźców ma jedynie maskować sprzeciw wobec tzw. państwa opiekuńczego jako magnesu dla importowanych „zasiłkowych pasożytów”, to oczywiście udowadnia on jedynie potrzebę eliminacji tzw. państwa opiekuńczego (lub przynajmniej umożliwienie korzystania z jego „usług” wyłącznie obywatelom), nie zaś kontrolowanie granic w oparciu o założenie, że każdy uchodźca to potencjalny pasożyt, gdyż założenie to w zasadniczy sposób kłóci się z zasadą domniemania „ekonomicznej niewinności”. Innymi słowy, to nie po stronie uchodźców leży ciężar udowodnienia przy przekraczaniu granicy, że nie zamierzają być pasożytami, tak samo jak podobny ciężar dowodowy nie leży po stronie obywateli, ilekroć chcąc nie chcąc korzystają oni z tzw. usług publicznych udostępnianych przez dane państwo. Jeśli natomiast da się danemu uchodźcy udowodnić winę – np. w postaci powiązań z ruchami terrorystycznymi – to oczywiście należy trzymać go na dystans, w czym – jako mierna namiastka kontraktowych struktur obrony granic własnościowych – pomocne mogą się okazać nawet sztuczne twory zwane granicami państwowymi. Warto jednak w tym kontekście wspomnieć, że ci zaznajomieni z hayekowskimi problemami wiedzy i koordynacji – a zakładam, że wszyscy libertarianie są z nimi zaznajomieni – powinni wiedzieć, że nie da się z kontynentu uczynić warownej twierdzy, nawet na krótki okres czasu.
Cezary Marciniak: Czy jest sens głosować? Czy to etyczne?
Myślę, że głosowanie może mieć sens, jeśli nie ma się co do niego ideologicznych złudzeń i postrzega się je wyłącznie jako przemyślną taktykę samoobronną. Jak długo polega ono na konsekwentnym wybieraniu najmniejszego zła, tak długo jest ono etyczne – w końcu wybór najmniejszego zła nie oznacza przyzwolenia na zło jako takie. Dopuszczam też traktowanie w tych kategoriach działalności politycznej libertarian, choć sceptycznie odnoszę się do prób podejmowania ideowo rewolucyjnych działań poprzez przejmowanie kontroli nad formalnymi instytucjami. Instytucje w równym stopniu sprzyjają rozwojowi pewnych wartości, co są pochodną ich wcześniejszego rozwoju. Dlatego próba zmiany instytucji w oderwaniu od zmiany normatywnej kultury organizacyjnej danego społeczeństwa jest skazana na porażkę. I dlatego bardzo wątpliwe jest, że próba odśrodkowej zmiany instytucji politycznych – a więc instytucji z definicji wyrosłych z kultury zinstytucjonalizowanej przemocy, syndromu sztokholmskiego i libido dominandi – jest w stanie w znaczącym stopniu przełożyć się na rozwój wolnego społeczeństwa. Znacznie bardziej obiecujące są w tym kontekście wszelkie formy społecznej przedsiębiorczości, łączące w sobie edukację ekonomiczną i etyczną, i jednocześnie wykazujące, w jaki sposób wynikające z niej wartości intelektualne i moralne przekładają się nie tylko na materialny dostatek, ale też na najszerzej rozumianą życiową satysfakcję.
Michał Zawadzki: Czy świadome wykorzystywanie wrodzonych/nabytych mechanizmów psychologicznych innych osób (np. marketing) łamie aksjomat o nieagresji?
Jeśli uznajemy istnienie wolnej woli, która jest w stanie przeciwstawić się nawet najbardziej subtelnym technikom perswazyjnym, to musimy dojść do wniosku, że wykorzystywanie tego rodzaju technik nie narusza zasady nieagresji. Aby dojść do wniosku przeciwnego, musielibyśmy wykazać, że istnieje możliwość dosłownego, fizycznego programowania zachowań ludzkich poprzez bombardowanie odpowiednio podatnych osób odpowiednio sformatowanymi komunikatami bądź sygnałami. Tego rodzaju odkrycie postawiłoby jednak pod znakiem zapytania całą naszą naturę jako swobodnie działających podmiotów teleologicznych, a tym samym zasadność jakichkolwiek dyskusji o kwestiach etycznych.
Arkadiusz Nalepa: Czy zwierzęta są absolutną własnością człowieka i może zrobić z nimi co zechce?
Jeśli nawet w sensie własnościowym może, to z całą pewnością nie powinien, i nietrudno wyobrazić sobie, że osoby okrutne wobec zwierząt byłyby w dotkliwy sposób ostracyzowane przez większość mieszkańców libertariańskich społeczeństw, z definicji ceniących w końcu pokój i potępiających agresywne okrucieństwo we wszelkich jego przejawach. Można sobie nawet wyobrazić, że samozwańczy obrońcy zwierząt wykradaliby lub siłowo odbierali torturowane zwierzęta ich właścicielom, następnie byliby skazywani na stosowną karę restytucyjną, po czym ich długi byłyby spłacane na bazie dobrowolnych zbiórek organizowanych przez członków danego społeczeństwa, doceniających heroiczne działania obrońców zwierząt, którzy gotowi są tymczasowo przyjąć rolę słusznie osądzanych kryminalistów, aby stało się zadość jednocześnie zasadom libertarianizmu i minimalnie przyzwoitego traktowania wszystkich żywych istot zdolnych do odczuwania cierpienia.
Michał Zawadzki: Co jest esencją libertarianizmu?
Uznanie wolności osobistej za najważniejszą wartość społeczną, bezwarunkowy szacunek dla której jest warunkiem niezbędnym realizacji jakichkolwiek innych społecznych wartości, oraz uznanie praw własności prywatnej za kluczowy przejaw wolności osobistej w świecie (ekonomicznie) rzadkich dóbr.
Grzegorz Truszkowski: W punktach granicznych prawo naturalne zdaje się załamywać, dlatego nawet wśród rothbardystów pojawiają się nieustanne problemy, np. kiedy dziecko staje się zdolne do samoposiadania, czy aborcja jest łamaniem prawa do samoposiadania itd. Czy zgodnie z postawą pragmatyczną powinna o tym decydować interpretacja lokalnej kultury czy też istnieje inna droga zuniwersalizowania „jedynej poprawnej
Aksjomaty z definicji opisują pojęcia abstrakcyjne (liczby, kształty, relacje, wartości, itp.), a więc pojęcia nieostre w odniesieniu do empirycznej rzeczywistości. W związku z tym stwierdzenie, że zjawisko nieostrości wyżej wspomnianych pojęć w danej sytuacji empirycznej może dowodzić niekompletności czy interpretacyjnej arbitralności aksjomatu jest elementarnym błędem kategorialnym. Dla libertarianina lockowsko-rothbardiańskiego aksjomaty nieagresji i samoposiadania są fundamentami logicznej struktury interpretacyjnej, którą można następnie odnosić do poszczególnych nieostrych sytuacji empirycznych, tak samo jak aksjomaty arytmetyki czy geometrii są takimi fundamentami dla inżyniera czy przyrodnika. Geometrzy nie kłócą się raczej o interpretacje aksjomatów geometrii (robią to najwyżej filozofowie matematyki), natomiast inżynierowie mogą kłócić się o to, jak z tych aksjomatów skorzystać w danej jednostkowej sytuacji – wtedy jednak oni również nie kłócą się o interpretacje aksjomatów, ale raczej o interpretacje empirycznych okoliczności miejsca i czasu, w jakich się znaleźli. W związku z tym nie należałoby mówić, że prawo naturalne „załamuje się” w konfrontacji z pojęciami takimi jak pełnoletność czy warunki konieczne pierwotnego zawłaszczenia – prawo naturalne dość precyzyjnie opisuje logiczny kształt tych pojęć i nadaje kierunek dedukcyjnym rozważaniom na ich temat, natomiast w odniesieniu do konkretnych, nieostrych, kulturowo kontekstowych, każdorazowo unikatowych sytuacji nie mających miejsca w świecie platońskich form trzeba zdać się w pewnym stopniu na komplementarną wartość tymologicznej interpretacji, czyli przedsiębiorczej roztropności.
Wiktor Gonczaronek: Co myślisz o filozofii obiektywizmu? Da się to jakoś pogodzić z libertarianizmem?
Mój stosunek do obiektywizmu jest ambiwalentny, choć w ostatecznym rozrachunku raczej pozytywny. Z jednej strony nie lubię w nim arbitralnego redefiniowania pojęć i karkołomnych prób udowodnienia karkołomnej tezy, że traktowanie swojego interesu własnego jako jedynego celu samego w sobie wymaga bezwarunkowego szacunku dla wolności i własności innych. Nie lubię też w nim na ogół aroganckiego i nie podpartego widoczną wiedzą odcinania się od całego dorobku wcześniejszej filozofii z wyjątkiem na ogół zwulgaryzowanego Arystotelesa. Z drugiej strony doceniam w nim konsekwentne podkreślanie tego, że każda dobrowolna interakcja międzyludzka jest rodzajem transakcji handlowej, gdzie walutą są w ostatecznym rozrachunku niematerialne wartości lub przymioty charakteru. Poza tym doceniam fakt, że, przy wszystkich swoich intelektualnych niedostatkach i ideologicznych ornamentach, obiektywizm jest prawdopodobnie jedyną oryginalną filozofią współczesną, która została pozytywnie zweryfikowana przez szeroki rynek konsumentów idei i jako taka przyczyniła się do tworzenia użyteczności społecznej – zwłaszcza bezkompromisowo indywidualistycznego wyłomu w czasach galopującego, triumfalistycznego etatyzmu lat powojennych w USA. Co do zgodności z libertarianizmem, to o ile między tymi dwiema filozofiami widać wiele oczywistych punktów stycznych, o tyle nie wiem, czy obiektywista może być libertarianinem, gdyż większość ortodoksyjnych obiektywistów (a jest to przecież filozofia mocno dbająca o swoją ideologiczną koszerność) wprost twierdzi, że libertarianami nie są i być nie mogą.