Socjalizm – altruizm obdarty z wolności
Autor: Aleksander Serwiński
Korekta: Adrian Łazarski
Założeniem pomocy charytatywnej jest pomoc potrzebującym: biednym, chorym, starszym czy innym, którzy tej pomocy potrzebują. Ludzie pomagali w ten sposób, zanim państwo w ogóle zaczęło o tym myśleć. Już w starożytnym Rzymie majętni ludzie fundowali sierocińce, szpitale czy przytułki. Pomoc taka jednak nie była powszechna – nigdy nie obejmowała wszystkich, otrzymywali ją tylko ci, którzy mieli szczęście. Myśl socjalistyczna i socjaldemokratyczna zakładają, że jest to niesprawiedliwe i okrutne, gdyż taka pomoc należy się wszystkim potrzebującym.
Biednym, chorym, samotnym, starszym, grubym, brzydkim, smutnym, rudym.
Wszystkim.
Gdzie tkwi zatem problem? Pomoc ta odbywa kosztem wolności i jest wymuszona – traci całą swoją wartość i szlachetność. Państwo pomaga częstokroć nieskutecznie, ale zawsze kosztem wolności. To widać. A czego nie widać? Państwo część pieniędzy rzeczywiście przeznaczy na rzecz biednych, jednak nie możemy założyć, że ludzie, którym te pieniądze zostały zabrane, nie zrobiliby tego samego. Różnica jednak jest oczywista, państwo pomoże w takim samym stopniu osobie bezrobotnej z własnej woli jak i tej, która nagle i niespodziewanie straciła pracę. W takim samym stopniu będzie dotować chorego na marskość wątroby spowodowaną alkoholizmem, jak i tego chorego z przyczyn od niego niezależnych. Tak samo samotną matkę, która straciła męża w wypadku i „samotną” od wielu lat żyjącą z nowym partnerem.
A społeczeństwo? Człowiek tylko raz da bezdomnemu przed dyskontem na bułki; gdy zobaczy go potem nietrzeźwego, drugi raz tego nie zrobi. Wynika to na pewno z dwóch czynników: słynnych czterech sposobów wydawania pieniędzy wg Miltona Friedmana (swoje na swoje potrzeby, cudze na swoje potrzeby, swoje na cudze potrzeby i cudze na cudze potrzeby – kolejność od najwydajniejszego do najmniej wydajnego sposobu) i tego, że państwo nie jest w stanie kontrolować odbiorców państwowej pomocy. Jest ich po prostu zbyt wielu. Pomoc płynie nieprzerwanym strumieniem, a regulują ją jedynie ogólne akty prawne – które bardzo wielu wynaturzeń nie przewidują. Państwo nie jest w stanie kontrolować dotowanych przez siebie osób tak dokładnie jak każdy z nas.
„Wśród biednych mieszkanek RPA szerzy się dramatyczna praktyka celowego ostrego picia w ciąży, aby dziecko urodziło się niepełnosprawne. Dzięki temu bezrobotne matki dostają wyższe zasiłki. Doprowadziło to do gwałtownego wzrostu liczby narodzin dzieci z alkoholowym zespołem płodowym oraz alkoholizmu”.
Nawet jeżeli uwierzymy, że podłożem „charytatywnej” działalności państwa jest jakaś wyższa wartość, chęć niesienia pomocy innym czy przeciwdziałania patologii, nie da się skonstruować ustawy tak, by przewidzieć wszystkie możliwe nadużycia. W każdej znajdują się luki, każda pomoc będzie szeroko nadużywana i może stworzyć więcej krzywdy i zła niż jej brak – abstrahując już od samego faktu, że została ona wymuszona, co samo w sobie jest złe.
Czy zatem możemy porównać państwo do Robin Hooda, który zabiera bogatym, by dać biednym (przy okazji stosując przemoc)
Legenda o Robinie jest rozumiana opacznie. Zacznijmy od tego, że nie napadał on bogatych, tylko poborców podatkowych. Ludzie sami byli w stanie o siebie zadbać w obliczu codzienności, jednak nie byli w stanie chronić się przed opresją ze strony państwa. On oddawał im tylko to, co słusznie się im należało. Robin Hood szanowni państwo, nie był socjalistą – on był libertarianinem!
Wypaczono pomaganie, wypaczono też osoby, do których pomoc miała być skierowana. Stworzono roszczeniową postawę ludzi, którzy z racji problemów życiowych, własnej nieporadności czy nałogu oczekują, że z opresji zostaną wybawieni ot tak. Pomoc takiej osobie często mija się z celem i nie przynosi żadnych rezultatów. Państwo jednak nie rozróżnia poszczególnych przypadków, jak już wspominałem – to biurokratyczna machina, która każdemu potrzebującemu daje po równo.
Libertarianie wykazując te błędy, często są oskarżani o egoizm. Całkowicie niesłusznie, w dodatku taki kontrargument mija się z poprzedzającymi go argumentami. Jednakże jest to temat silnie nasączony emocjami, ludzie często są zamknięci na logikę.
Oczywiście dowodzenie czegokolwiek przez przykład, to żaden dowód – uczy się tego już w gimnazjum na matematyce, jednakże przykłady potrafią dobrze zobrazować niektóre tezy. Pomoc państwowa – przez ww. cechy, takie jak odgórna regulacja, pomaga często tym, którzy pomocy nie potrzebują. Na moim osiedlu częstym widokiem jest pewien żul, dzień w dzień chodzi pijany, a nie widziałem, by ktoś dawał mu pieniądze. Pewnego dnia po ludzku go spytałem – okazało się, że otrzymuje rentę za marskość wątroby.
Przykład zupełnie przeciwny – osoba chora na rzadką, nieprzewidzianą do refundacji chorobę – przypadek nietypowy, zwykle bardzo drogi w leczeniu… A właśnie w tym momencie, państwo zawodzi. Ta ogromna biurokratyczna maszyna nie jest w stanie się tym zająć. Czy ci ludzie umierają porzuceni? Nie! Rodzina, znajomi, przyjaciele, a nawet obcy ludzie, za pomocą wszelkiej maści fundacji, w takich sytuacjach ich ratują, wyciągając pomocną dłoń.
Wygląda to zawsze tak samo – w sprawach drobnych, w których człowiek poradziłby sobie sam, państwo sili się na rolę bohatera, który będzie dbał o ludzi. Człowiek ma zagwarantowane wizyty u lekarzy, ale zakres usług i tak jest mocno ograniczony. Co ciekawe w prywatnych klinikach ubezpieczenie podstawowe wcale nie jest droższe, niż składka na NFZ. Mógłbym rozpisać się o Himalajach absurdów, takich jak szpitalne jedzenie, które jest gorsze niż w więzieniach, czy badaniu ludzi „na oko” bo ustawiła się duża kolejka – tylko po co? Prywaciarz wcale nie będzie musiał być idealny, ale z pewnością nie będzie aż tak lekceważący – inaczej ludzie przepiszą się do innego. Państwo jako monopolista nie działa pod żadną presją. Jedyny dostawca danego dobra nie musi dostarczać go po optymalnej dla odbiorcy cenie i jakości, jednak nawet on musi się liczyć z tym, że pojawi się konkurent, ludzie zaczną korzystać z dóbr substytucyjnych, albo w ogóle z tego zrezygnują. Zatem rozporoszony mechanizm kontroli działa nawet na monopolistów. Państwo zabezpieczyło zatem swoją niemoc i nijakość przymusem. W zasadzie wszelka działalność państwa, czy to charytatywna, zdrowotna, czy emerytalna, byłaby znacznie lepsza, gdyby poddać ją mechanizmom rynkowym.
Do czego środowisko wolnościowe powinno dążyć? Właśnie do tego, żeby było kojarzone z pomocą charytatywną. Nie, nie jestem niepoważny – niech rynek zweryfikuje. Pokażmy, że oddolna pomoc jest skuteczniejsza, że nie będziemy jak mantrę powtarzać „fundacje, rynek, wolontariusze, ktoś” – tylko sami będziemy działać w tym kierunku. Podczas gdy kawiorowa lewica będzie opowiadać o tym, jak przez zabieranie bogatym buduje się dobrobyt, my będziemy go tworzyć faktycznie. Gdy zaś ludzie tej pomocy potrzebujący dostaną ją od wolnych, świadomych i silnych ludzi, może łatwiej uwierzą, że są w stanie żyć bez pomocy państwa – a z czasem stanąć na własnych nogach.
Bibliografia:
1) Fryderyk Bastiat -Co widać i czego nie widać
2) Wolny wybór – Milton Friedman
3) http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/ciezarne-pija-zeby-uposledzic-dziecko-dla-wyzszego-zasilku,298583.html