Sobiecki: Przegrane wojenki
Autor: Karol Sobiecki
Źródło grafiki: fillu.wordpress.com
Zgodnie z obietnicą, postaram się omówić podstawowe błędy wizerunkowe ruchu wolnościowego w Polsce. Na początek trzeba podkreślić fakt, że libertarianie w Polsce wciąż stanowią zdecydowaną mniejszość. Z tego powodu nie mają zbyt dużych środków na walkę z systemem. Brakuje pieniędzy, wpływów w mediach, czasu czy ludzi. Tą niewielką pulą należy zatem gospodarować oszczędnie, ponieważ każde niepotrzebne posunięcie np. w postaci źle zorganizowanej akcji może kosztować utratę i tak ograniczonych zasobów.
W tym kontekście nieracjonalnym jest prowadzenie działań mających rozpropagować te libertariańskie poglądy, które i tak nikogo nie obchodzą. Można stracić mnóstwo nerwów na walkę z regulacją zakazującą trzymania żywego hipopotama w ogródku, ale po co to robić, skoro taki przepis uderza jedynie w garstkę osób?
Jeszcze gorsze są próby spopularyzowania idei, która nie dość, że nikogo nie obchodzi, to jeszcze jest bardzo kontrowersyjna i mało kto się z nią zgadza. Marnotrawi się przy tym energię na prowadzenie „wojenki” z góry skazanej na porażkę. Przykładem tego typu akcji jest gromadne poparcie udzielone przez libertarian Kelthuzowi.
Kielecki muzyk oskarżony o zamieszczenie w Internecie utworów o treści rasistowskiej wydawał się idealnym pretekstem do dyskusji na temat wolności słowa. Jednak mało kto chce się identyfikować z ksenofobią, więc obrona Kelthuza automatycznie stawia jego obrońców na straconej pozycji. W dodatku jest to szkodliwe dla idei libertariańskiej, ponieważ psuje jej wizerunek. Ruchu wolnościowego zwyczajnie nie stać na to, żeby poradzić sobie z łatką „faszystów”.
Dużo lepszą okazją do poruszenia kwestii wolności słowa był przypadek Roberta Frycza, twórcy strony AntyKomor.pl skazanego za znieważenie ówczesnej głowy państwa. Mało kto w Polsce zgadza się z przepisem o obrazie prezydenta, więc nagłośnienie tej sprawy i powiązanie jej z libertarianizmem mogłoby przynieść sławę wolnościowcom oraz stworzyć obraz ruchu libertariańskiego, jako tego, który staje po właściwej stronie mocy.
O ile hipopotamy w ogródku czy możliwość wypowiadania rasistowskich tekstów są mało istotną częścią wolnościowej doktryny, o tyle niestety niektóre ważne problemy gospodarcze również można zaklasyfikować jako te, które, przy dzisiejszej wiedzy przeciętnego Polaka, są nie do odwojowania. Jako przykład można podać ustawową płacę minimalną.
Znaczna większość społeczeństwa nie rozumie szkodliwości tej regulacji i nie zmienią tego nawet najbardziej błyskotliwe argumenty libertarian. Oczywiście likwidacja zakazu pracy za niższe wynagrodzenie jest bardzo ważna, ale w tej chwili ruch wolnościowy nie ma środków do tego, by wyedukować w tej kwestii cały kraj. Z punktu widzenia marketingu z kolei sytuacja jest jeszcze gorsza, ponieważ ten, kto proponuje zniesienie płacy minimalnej, od razu stawiany jest niemal na równi ze złodziejem.
Zamiast prowadzić przegrane wojenki, wolnościowcy powinni się skupić na tych problemach, których nagłaśnianie mogłoby przysporzyć im poparcia społecznego. Zaangażowanie całych posiadanych środków w kilka istotnych i jednocześnie popularnych spraw byłoby idealną reklamą libertarianizmu.
Zwiększenie kwoty wolnej od podatku, walka z biurokracją i nadregulacją, cięcia w administracji, uproszczenie i obniżka podatków, zniesienie zakazu rozdawania leków oraz likwidacja podatku od darowizn i innych ograniczeń na działalność charytatywną, antywojenne nastawienie w polityce zagranicznej czy choćby zajęcie się wspomnianym wyżej przepisem o obrazie prezydenta to propozycje, które od razu zyskają rozgłos i poprawią wizerunek ruchu wolnościowego. Warto więc od nich zacząć i na takich solidnych fundamentach powoli budować siłę libertarian w Polsce.