Podatki i opodatkowanie, czyli rzecz o grabieży
Tekst referatu przygotowanego na Ogólnopolską Konferencję Naukową „KODEKS PODATKOWY – CZY JEST POTRZEBNY?”, która odbyła się w dniach 27-28 marca 2014 r. na Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii UWr. Autor: mgr Przemysław Hankus, doktorant w Instytucie Studiów Międzynarodowych UWr.
By odpowiedzieć na pytanie, postawione w tytule konferencji: Kodeks podatkowy – czy jest potrzebny?, należy w pierwszym rzędzie podnieść zagadnienie istoty podatku i opodatkowania oraz kwestię dot. tego, czym w rzeczywistości jest podatek oraz jaki ma on charakter.
Przyjmując za podstawę teoretyczną niniejszej analizy ideologię libertariańską[1] zaprezentujemy, iż podatek jest formą „zalegalizowanej grabieży”; że jest to bezprawne pozbawienie konkretnej jednostki prawowicie i sprawiedliwie nabytej przez nią własności, które w żaden sposób nie przyczynia się do poprawy jej oraz innych bytu (stanu posiadania). Analizując ustalenia Franza Oppenheimera, Frédérica Bastiata, Murraya Newtona Rothbarda czy Hansa-Hermanna Hoppego wykażemy, iż podatek to zastosowanie środków politycznych resp. realizacja interesów politycznych człowieka (zamiast środków ekonomicznych resp. interesów gospodarczych człowieka) przez daną grupę jednostek (państwo tudzież rząd), która cechuje się groźbą zastosowania przemocy, użycia siły bądź też jej zastosowaniem i użyciem wobec jednostek produktywnych w społeczeństwie, mimo iż te drugie nie popełniają żadnego wykroczenia resp. przestępstwa względem tych pierwszych.
Czym jest podatek?
Jedna z powszechnych definicji podatku, pochodząca jeszcze z lat 80. XX w. stwierdza, że podatek to[2]:
przymusowe, nieodpłatne świadczenie materialne, pobierane przez państwo lub inny związek publiczny, w celu pokrycia jego wydatków. Podatek jest prawno-ekonomiczną kategorią podziału produktu dodatkowego, która wykształciła się w wyniku powstania państwa i wyodrębnienia aparatu nieprodukcyjnego, co stworzyło konieczność przymusowego ściągania środków na jego utrzymanie.
Mimo, iż jest to definicja z elementami marksistowskimi, to zwraca jednak uwagę na jedną, niezwykle istotną cechę: występowania płatników i konsumentów resp. beneficjentów podatków; grupy korzystającej z opodatkowania i grupy, która musi utrzymywać tą pierwszą; występowania podziału na tych, którzy produkują i przyczyniają się do powstania jakiejś własności i wartości oraz tych, którzy przy pomocy aparatu państwowego pozbawiają ich owoców ich pracy, sami czerpiąc z tego korzyści[3].
Inna z definicji określa, że podatek jest[4]:
ciężarem, który ponoszą podatnicy na rzecz państwa. Jest świadczeniem o charakterze pieniężnym, przymusowym, powszechnym, bezzwrotnym i nieodpłatnym. Powszechność podatków oznacza, że odnoszą się one do ogółu, a nie konkretnej jednostki. W przeciwieństwie na przykład do pożyczki nie podlegają zwrotowi. Nieodpłatność podatków wynika z faktu, że nie są one związane z żadnym świadczeniem wzajemnym.
Możemy zatem skonstatować, iż podatek to przymusowa danina społeczeństwa pobierana przez rząd; niedobrowolne przeniesienie własności, czyli mówiąc wprost: (zinstytucjonalizowany i zbiurokratyzowany) rabunek; „zinstytucjonalizowana groźba przemocy” bądź też danina wymuszana z zastosowaniem aparatu administracyjnego; jest to także „najpowszechniejsza instytucja przemocy”, jaka istnieje we współczesnych państwach. Podobnie jak inflacja, pod kątem natury i skutków podatki nie różnią się od rabunku i fałszerstw, ponieważ w obu przypadkach jedna grupa ludzi czerpie korzyści kosztem drugiej grupy ludzi. Analogicznie do napadu rabunkowego, podatki stanowią rodzaj interwencji binarnej, polegającej na wymuszeniu przez agresora (państwo) na podmiocie interwencji transakcji wymiany lub złożenia „podarunku” w postaci dobra lub usługi. Należy także pamiętać, iż wszystkie interwencje państwa opierają się na interwencji binarnej ergo na opodatkowaniu[5].
Nie zapominajmy także, iż poza podatkiem sensu stricto istnieją także inne formy opodatkowania, które choć ex definitione podatkiem nie są, to ich skutek jest tożsamy z tym, jaki opisaliśmy powyżej. Chodzi nam w tym miejscu o inflację (i związany z nią monopol państwa na emisję prawnego środka płatniczego), dług publiczny i podatek emisyjny, które możemy określić mianem iluzji podatkowej[6].
Mechanizm opodatkowania
Wbrew często przytaczanemu stwierdzeniu Benjamina Franklina, iż „w życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki”, te drugie nie są immanentną cechą rzeczywistości, nie są konstruktem pod względem ontologicznym naturalnym ipso facto nie można w przypadku podatku mówić o iście eschatologicznym determinizmie. Wręcz przeciwnie: podatek to konstrukt społeczny, tworzony przez ludzi, przez nich modyfikowany, ustalany itd. ergo nie można go uznać za element wieczności, niemożliwy do zakwestionowania[7]. Przyjrzyjmy się zatem społecznemu mechanizmowi, który stoi za opodatkowaniem.
Człowiek może zapewnić sobie warunki oraz dobra niezbędne do przeżycia na dwa sposoby: po pierwsze poprzez pracę (produkcję) lub dobrowolne wymiany (przedmiotów własności) z innymi jednostkami, po drugie zaś przywłaszczając sobie owoce pracy i własność innych. Pierwszy z nich nazwiemy środkami ekonomicznymi resp. interesami gospodarczymi człowieka, drugi natomiast środkami politycznymi resp. interesami politycznymi człowieka. Pierwszy jest sprawiedliwym źródłem własności, skutkującym powstaniem i funkcjonowaniem wolnego rynku, pieniądza towarowego (złoto) i wolnej bankowości, drugi z kolei niesprawiedliwym źródłem grabieży, skutkującym powstaniem państw („organizacji środków politycznych”), interwencjonizmu i monopolizacją pieniądza i bankowości[8]. Co więcej, środki ekonomiczne są zgodne z ludzką naturą, natomiast środki polityczne stoją z nią w zdecydowanej sprzeczności[9].
Nasuwa się pytanie, dlaczego szkodliwa, niesprawiedliwa i bezprawna działalność jaką jest grabież, nie została wyrugowana z interakcji międzyludzkich bądź też ograniczona do niemal niedostrzegalnego minimum, marginesu życia społecznego? Stało się tak dlatego, że została ona zalegalizowana. Zanim przedstawimy jak do tego doszło, zatrzymajmy się na moment przy definicji samej grabieży. Otóż grabież jest to „zamach na własność”. Ma miejsce wtedy, gdy „część czyjegoś bogactwa przechodzi czy to siłą, czy podstępem od tego, kto ją posiada, bez jego zgody i bez zapłaty do tego, kto jej nie stworzył i nie nabył”. Grabież jest tym zjawiskiem, które prawo zawsze powinno zwalczać, a nigdy sankcjonować czy na nie zezwalać w jakiejkolwiek formie. „Jeżeli zaś prawo samo dokona czynu, który powinno zwalczać”, wówczas jest to grabież i to „ze społecznego punktu widzenia grabież jeszcze bardziej obciążająca”[10]. Wyjaśniwszy czym jest grabież, możemy teraz przejść do rozróżnienia na grabież nielegalną i legalną.
Obok tradycyjnie rozumianej nielegalnej grabieży, polegającej na kradzieży czy oszustwie, zdefiniowanej i karanej dzięki zapisom kodeksu karnego, wyłoniła się także legalna grabież, której źródłem są ludzki egoizm i fałszywa filantropia. Legalna grabież ma miejsce wtedy, gdy „prawo staje po stronie grabieżcy i bierze udział w procederze. Czasem wspiera grabież bezpośrednio (…) Kiedy indziej oddaje cały swój aparat sądownictwa, policji, żandarmerii i więzień w służbę grabieżcy, a broniącego się ograbianego traktuje jak złoczyńcę”. By zidentyfikować legalną grabież należy sprawdzić, czy „prawo zabiera jednym to, co do nich należy i daje innym to, co do nich nie należy. Trzeba sprawdzić, czy prawo dokonuje na korzyść jednego obywatela i ze szkodą dla innych czynu, którego obywatel ten nie mógłby sam dokonać, nie popełniając jednocześnie przestępstwa”. Gdy w ustawach zapisano grabież, by jej bronić ipso facto możliwym stał się zamach na cudzą osobę, jej wolność i własność lege artis. Jako że grabież kończy się wtedy, gdy „staje się bardziej uciążliwa i bardziej niebezpieczna niż praca”, w konsekwencji doszło do sytuacji, w której ustawodawca ustanawiał takie prawo, które było najkorzystniejsze właśnie dla niego i które pozwalało mu na dysponowanie owocami pracy innych właśnie poprzez legalną grabież. Nie trzeba chyba w tym miejscu dodawać, iż skutkiem opisanej działalności było rozmycie pojęć sprawiedliwości i niesprawiedliwości w ludzkich umysłach i sumieniach[11].
Z wielką przenikliwością F. Bastiat zauważył, że wprowadzenie opodatkowania jako zalegalizowanej grabieży doprowadziło do wykoślawienia i wypaczenia idei prawa. Jako że w ujęciu Bastiata prawo to zorganizowana sprawiedliwość pyta on: „czy można żądać od prawa czegoś innego, jak eliminacji grabieży? Czyż prawo, dysponując siłą jako niezbędną sankcją, może być racjonalnie użyte w innym celu niż ochrona praw każdego? Sprzeciwiam się temu, by używać go do innych celów, gdyż jest to nadużycie prowadzące w konsekwencji do stosowania siły przeciw prawom ludzi”. Ciężko jest odmówić francuskiemu autorowi racji.
Skutki i sposoby usprawiedliwiania opodatkowania
Wprowadzenie opodatkowania ma dwa zasadnicze skutki: 1) zniekształcenie społecznej alokacji zasobów – niemożność najbardziej efektywnego zaspokojenia potrzeb przez konsumentów oraz 2) odcięcie „dystrybucji” od produkcji – „problem dystrybucji” (redystrybucja podatkowa). „Podatek obniża poziom życia podatników, albo pozbawiając ich czasu wolnego, albo dóbr wymiennych”[12].
Istnieje bardzo wiele prób usprawiedliwiania podatków[13], jednakże wszelkie tzw. „kanony sprawiedliwości podatkowej”, zaproponowane przez Adama Smitha w Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów[14], kontynuowane następnie przez wielu myślicieli, są po pierwsze błędne (zarówno w odniesieniu do ekonomii, jak i etyki), a po drugie nie koncentrują się na podstawowej kwestii: czy samo opodatkowanie jest czymś sprawiedliwym. „Jeśli tego nie można udowodnić, a do tej pory – jak przekonuje Murray N. Rothbard – tego nie uczyniono, poszukiwanie «sprawiedliwego podatku» jest próżnym wysiłkiem. Jeśli opodatkowanie jest niesprawiedliwe, to nie ulega wątpliwości, że żadnej, choćby najbardziej pomysłowej alokacji obciążeń podatkowych nie można uznać za sprawiedliwą”[15]. Ponadto, wbrew opinii argumentujących przykładowo za opodatkowaniem progresywnym, każdy podatek – niezależnie od tego, czy w wysokości 5% dla „biednego” i 75% dla „bogatego” – jest rabunkiem, ponieważ pozbawia zarówno tego pierwszego, jak i tego drugiego jego własności. Kluczowym w rozważaniach podatkowych nie jest – jak błędnie uważa większość specjalistów – rodzaj opodatkowania, poszczególne kategorie i rodzaje wprowadzanych i funkcjonujących podatków, ale całkowity poziom opodatkowania: „wielkość dochodów rządu w porównaniu z dochodem sektora prywatnego”[16].
Mając na uwadze powyższe ustalenia należy jeszcze raz i z całą mocą podkreślić, że w ostatecznym rozrachunku każdy podatek przynosi negatywne skutki dla opodatkowanego (płatnika) i pozytywne dla beneficjenta resp. konsumenta pieniędzy, pochodzących z wpływów podatkowych. Nie ma znaczenia, czy podatek ma w założeniu obciążać konsumpcję, inwestycje-oszczędności, dochód, kapitał, nieruchomości, spadki i darowizny itd., ponieważ „w pewnym sensie, wszystkie podatki są podatkami od kapitału”, albowiem by zapłacić jakikolwiek podatek trzeba uprzednio zdobyć (zaoszczędzić) jakieś środki, którymi pokryty zostanie koszt spłacenia daniny. Każde nałożenie podatku jest zniekształceniem i naruszeniem wolnego rynku i karaniem produktywnych i gospodarujących jednostek[17].
W formie ciekawostki dodajmy, że podatki potrącane z pensji (głównie podatek dochodowy) to jak podaje Rothbard przykład „wojennego” rozwiązania, które obecnie wydaje się czymś zupełnie „normalnym”; jawi nam się jako immanentna cecha systemu podatkowego. Słusznie więc Rothbard stwierdza, że „w związku z jego istnieniem biznesmeni zmuszeni są bezpłatnie pełnić funkcję poborców podatkowych. Jest to rodzaj interwencji binarnej szczególnie szkodliwej dla małych firm, na które nakładane są więcej niż proporcjonalne obciążenia”[18].
Podsumowując ustalenia dot. prób usprawiedliwiania opodatkowania należy stwierdzić, że: 1) nie da się określić żadnej zasady sprawiedliwego opodatkowania; nikt nie może skutecznie ustanowić takich zasad oraz 2) neutralny podatek – jako ideał, stanowiący przedmiot wielu poszukiwań – jest niemożliwy do osiągnięcia pod względem konceptualnym. W związku z powyższym ekonomiści (i inni specjaliści) muszą „porzucić wysiłki opracowania sprawiedliwego albo neutralnego podatku”, ponieważ istnieją dla nich jedynie dwa wyjścia: albo „całkowicie odrzucić neutralność jako cel, albo odrzucić samo opodatkowanie”[19].
Obciążenia podatkowe pod kątem podmiotowym
Jak zaznaczyliśmy na wstępie naszych rozważań, skutkiem wprowadzenia opodatkowania jest podział danej grupy ludzi na dwie klasy: płatników i beneficjentów. Podczas gdy jedni tworzą dobra, przedmioty własności, dobra kapitałowe etc. drudzy przywłaszczają sobie ich część (mniejszą lub większą) z użyciem przemocy, żyjąc na koszt tych pierwszych. Przypomina to opisywaną przez H.-H. Hoppe w książce pt. Demokracja – bóg, który zawiódł relację pasożytniczą[20]. Zastanówmy się teraz, dlaczego tego typu relacje międzyludzkie w dalszym ciągu mają miejsce.
Dzieje się tak, ponieważ – mówiąc językiem Bastiata – pewne rzeczy i skutki określonej aktywności widać, a innych nie widać[21]:
Zyski urzędników płynące z podatków widać; dobro, jakie z nich wynika dla dostawców urzędników, też widać. To rzuca się w oczy. Ale straty, jaką ponoszą płatnicy, nie widać; szkody, jaka z tego wynika dla ich dostawców, także nie widać, mimo że rozum powinien od razu je dostrzec. Kiedy urzędnik wydaje pięć franków więcej, oznacza to, że podatnik wydaje pięć franków mniej ale wydatki urzędnika widać, ponieważ ich dokonał. Tymczasem wydatków podatnika nie widać, gdyż niestety nie pozwolono mu ich dokonać.
Co więcej, wbrew temu, co twierdzą urzędnicy i inni konsumenci wpływów podatkowych, grupa ta wcale nie płaci podatków za swoją „pracę” czy „usługi”. Państwowa biurokracja resp. administracja nie płaci żadnych podatków. Biurokraci nie mogą płacić podatków, ponieważ płacenie przez nich podatków (dochodowych) na równi z innymi jest z natury rzeczy niemożliwe. To m.in. dlatego ideału jednolitego dla wszystkich opodatkowania dochodu nie da się zrealizować. Trzeba zdawać sobie sprawę, że urzędnik, pobierający pensję np. 50 tys. zł rocznie, oddając rządowi w „podatkach” 10 tys. zł jest jedynie podmiotem „księgowej transakcji nie mającej znaczenia ekonomicznego (pomijając marnotrawstwo papieru, wysiłku i czasu).” Dzieje się tak dlatego, że ów urzędnik nie płaci podatków a jedynie „otrzymuje” 40 tys. zł z „funduszu podatkowego”[22].
Widzimy zatem, że twierdzenia o tym, iż wszyscy korzystamy na płaceniu podatków, że państwo poprzez zbieranie podatków i finansowanie z nich wydatków publicznych przyczynia się do zwiększenia dobrobytu nas wszystkich jest nie do utrzymania. „Wydatki zbiorowe, realizowane drogą podatków, są [bowiem] z zasady niekorzystne”. Publiczne wydatki z zasady nie zwiększają ilości pracy, a jedynie ją przemieszczają[23]. Korzystający na opodatkowaniu będą co prawda utrzymywać, że podatki są elementem sine qua non „finansów państwa”, które to państwo musi przecież posiadać, jednakże zwolennicy tej przymusowej opłaty natrafiają na argument, który ciężko jest podważyć, a mianowicie: w jaki (obiektywny) sposób można ustalić ramy i granice tego finansowania ipso facto wydatki państwa? W tym przypadku nie mamy bowiem do czynienia ze zbiorem zamkniętym, a wręcz przeciwnie – z przysłowiową studnią bez dna[24].
Wnioski
Podsumowując, wszelkie kodeksy podatkowe są – wbrew zaleceniom Williama Ockhama – mnożeniem bytów ponad miarę, bądź też próbą sankcjonowania bezprawia. Etyka libertariańska nie dopuszcza żadnych podatków, bowiem stanowią one pogwałcenie własności jednostki – zarówno prawa do własności samej siebie (autowłasności resp. samoposiadania), jak i do sprawiedliwie nabytych dóbr (poprzez pierwotne zawłaszczenie, zmieszanie dobra występującego w stanie natury ze swoją pracą, poprzez akt dobrowolnej wymiany lub przekazanie własności przez inną jednostkę). W związku z tym niemożliwe jest etyczne uzasadnienie redystrybucji (podatkowej), bowiem „nie da się etycznie uzasadnić przekazywania majątku jednej osoby innej osobie tylko z uwagi na to, że ta druga osoba jest słabiej sytuowana”. Jak konstatuje Tomasz Sommer, podejście libertariańskie nie stoi w sprzeczności z żadnym prawem z kanonu praw człowieka[25].
Bastiat niezwykle trafnie wykazał, że „kiedy grabież staje się sposobem życia zbiorowości ludzi połączonych więzią społeczną, z czasem tworzy ona sobie prawo, które tę grabież sankcjonuje, i moralność, która ją gloryfikuje”, a zatem, że umieszczenie pewnych grabieżczych czynności jako form dopuszczalnych lege artis w żaden sposób nie zmienia ich istoty: nie przestają być one grabieżą[26] i jako takie powinny być prezentowane i piętnowane. Co więcej, funkcjonowanie wielu z systemów podatkowych prowadzi do naruszenia sfery intymności – prawa do prywatności[27].
Odpowiadając na pytanie Kodeks podatkowy – czy jest potrzebny?, w świetle powyższych ustaleń należy stwierdzić, stosując zasadę ad minori ad maius, że nie znajdując usprawiedliwienia dla podatku i opodatkowania, nie można także znaleźć usprawiedliwienia dla istnienia czy też tworzenia kodeksu podatkowego.
[1] Szerzej o libertarianizmie zob. przykładowo: D. Sepczyńska, „Libertariański”, „libertarianin”, „libertarianizm”. Wczesna historia pojęć w Stanach Zjednoczonych, (w:) Oblicza anarchizmu i libertarianizmu w filozofii i polityce, red. J. Michalczenia i A. Sobiela, Olsztyn 2012; a także D. Sepczyńska, Libertarianizm. Mało znane dzieje pojęcia zakończone próbą definicji, Olsztyn 2013; J. Bartyzel, Geneza i próba systematyki głównych nurtów libertarianizmu, (w:) Libertarianizm: teoria, praktyka, interpretacje, red. W. Bulira i W. Gogłoza, Lublin 2010; oraz T. Teluk, Koncepcje państwa we współczesnym libertarianizmie, Warszawa 2006.
[2] T. Sommer, Czy da się usprawiedliwić podatki? Czyli sposoby usprawiedliwiania podatków w świetle ideologii praw człowieka, Warszawa 2006, s. 31.
[3] Zob. M.N. Rothbard, Interwencjonizm, czyli władza a rynek, Warszawa 2009, ss. 24-25.
[4] T. Sommer, op. cit., ss. 31-32.
[5] M.N. Rothbard, op. cit., ss. 25 i 121-122; a także T. Sommer, op. cit., ss. 10, 22 i 32.
[6] Istotą iluzji podatkowej jest to, że pobieranie podatków z niej wynikających nie jest w zasadzie określona w prawie: „podatki te w systemie prawnym nie funkcjonują jako podatki, tylko jako jakieś inne operacje o charakterze finansowym”. Zob. T. Sommer, op. cit., ss. 35-36. Podobnie można także twierdzić na temat tzw. „składki na ubezpieczenie emerytalne”, która de iure podatkiem nie jest, jednak de facto ma wszelkie cechy podatku.
[7] T. Sommer, op. cit., ss. 19-22.
[8] F. Oppenheimer, The State: Its History and Development Viewed Sociologically, New York 1914, s. 25; oraz F. Bastiat, Dzieła zebrane. Tom 1, Warszawa 2009, s. 62; a także H.-H. Hoppe, Ekonomia i etyka własności prywatnej. Studia z zakresu ekonomii politycznej i filozofii, Warszawa 2011, s. 106.
[9] „Człowiek przechwytujący cudzą własność żyje w podstawowej sprzeczności ze swą ludzką naturą. Jest tak, gdyż człowiek może żyć i prosperować tylko dzięki swej własnej produkcji lub wymianie produktów. Z drugiej strony, agresor nie jest w ogóle producentem, lecz drapieżnikiem; żyje pasożytniczo z pracy i produkcji innych. Zatem, zamiast żyć w zgodzie z ludzką naturą, agresor jest pasożytem, który żywi się eksploatacją pracy i energii innych osób. Jest to jawne naruszenie powszechnej etyki, ponieważ człowiek zwyczajnie nie może żyć jak pasożyt; pasożyty muszą mieć swoich nie-pasożytów, producentów, których kosztem się żywią. Pasożyt nie tylko nie wnosi niczego do koszyka społecznych dóbr i usług, ale wręcz całkowicie zależy od produkcji dokonywanej przez żywiciela”. M.N. Rothbard, Etyka wolności, Warszawa 2010, s. 133.
[10] F. Bastiat, Prawo, (w:) Dzieła zebrane. Tom 1, Warszawa 2009, ss. 72-73.
[11] Ibidem, ss. 62-69 i 72.
[12] M. N. Rothbard, Interwencjonizm…, ss. 126, 139.
[13] Zob. T. Sommer, op. cit. rozdział dot. ideologicznego i heurystycznego usprawiedliwiania podatków.
[14] Zob. Adam Smith, Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów. Tom 2, Warszawa 2007, ss. 500-502.
[15] M.N. Rothbard, Interwencjonizm…, ss. 193-196.
[16] Ibidem, ss. 128 i 169.
[17] Ibidem, ss. 134, 144, 159-161. Argumentację Rothbarda podziela m.in. Frank Chodorov, który stwierdza, że podatek dochodowy jest w zasadzie podatkiem od kapitału, gdyż rząd odbiera nie to, co jest konsumowane, a to, co mogłoby zostać zaoszczędzone. Uniemożliwia to np. lokowanie pewnych oszczędności w banku, skąd mogliby je pożyczyć inwestorzy (choćby na modernizację swojej produkcji, czy też na badania nad nowymi technologiami, które można by zastosować w ich branży). „Skutkiem podatku dochodowego jest osłabienie struktury kapitałowej gospodarki całego kraju”. Podatek dochodowy przyczynia się także do ograniczenia inwestycji kapitałowych w przedsiębiorstwie, co może skutkować redukcją miejsc pracy, obniżką stawek płac, zahamowaniem wzrostu podaży danego doba i w rezultacie wzrostem jego ceny – na czym najbardziej stracą konsumenci. Zob. F. Chodorov, O szkodliwości podatku dochodowego, Warszawa 2005, s. 53.
[18] M.N. Rothbard, Interwencjonizm…, ss. 83-84.
[19] Ibidem, s. 225.
[20] Zob. H.-H. Hoppe, Demokracja – bóg, który zawiódł. Ekonomia i polityka demokracji, monarchii i ładu naturalnego, Warszawa 2006, ss. 86-88.
[21] F. Bastiat, Co widać i czego nie widać, (w:) Dzieła zebrane…, s. 17.
[22] M.N. Rothbard, Interwencjoniizm…, ss. 170 i 200.
[23] F. Bastiat, Co widać…, ss. 48-49.
[24] T. Sommer, op. cit., s. 33.
[25] T. Sommer, op. cit., s. 89.
[26] F. Bastiat, Państwo, (w:) Dzieła zebrane…, ss. 112 i 306.
[27] T. Sommer, op. cit., s. 133.
Autor: Przemysław Hankus
Źródło grafiki: podatki.egospodarka.pl / © MF – Fotolia.com