Nieroby? Pracoholicy!
W powszechnej świadomości parlament jest sercem demokracji, a demokracja jest nośnikiem wolności. Co ciekawe, w tej samej powszechnej świadomości parlament jest „siedliskiem nierobów”. Marzę o tym, by to była prawda!
Tylko w maju tego roku w dzienniku ustaw pojawiły się takie rzeczy jak:
- Rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 25 kwietnia 2014 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie nadania statutu Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
- Rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 30 kwietnia 2014 r. w sprawie szczegółowych wymagań dla silników spalinowych w zakresie ograniczenia emisji zanieczyszczeń gazowych i cząstek stałych przez te silniki.
- Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 8 maja 2014 r. w sprawie dokumentacji hydrogeologicznej i dokumentacji geologiczno-inżynierskiej.
- Rozporządzenie Ministra Gospodarki z dnia 29 kwietnia 2014 r. w sprawie wzoru świadectwa.
- Ustawa z dnia 14 marca 2014 r. o zmianie ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy oraz niektórych innych ustaw.
Czyż nie czujemy się dumni, że Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ma swój statut? Po co w ogóle taka agencja? Czyż nie czujemy się zdrowsi wiedząc, że od teraz zanieczyszczenia gazowe z silników spalinowych będą ograniczone? Mnie od razu przestało wszystko boleć. Nawet gorączka mi spadła. Czyż nie czujemy się bezpieczniej wiedząc, że każda dokumentacja hydrogeologiczna i geologiczno-inżynierska spełniać musi surowe kryteria? Dzięki temu nie zapadniemy się znienacka w jakąś jaskinię krasową. Czyż nie czujemy się mądrzej wiedząc, że nasze świadectwa będą miały odpowiedni wzór? Bo przecież każdy chce mieć wzorowe świadectwo. I czyż bezrobotni nie czują się mniej bezrobotni mając świadomość, że rząd zmienia ustawy o promocji zatrudnienia? Pewnie już im się telefony urywają z ofertami zatrudnienia.
Odpowiedź na wszystko brzmi – tak! Od tego jest przecież parlament – by na skalę wręcz przemysłową „ulepszać” co tylko się da. Spójrzcie jak bardzo podniósł się nasz standard życia w ciągu zaledwie dwóch tygodni. To połowa jednego miesiąca. Jedna kadencja parlamentu trwa około czterdziestu ośmiu miesięcy. A właśnie mija ósma kadencja parlamentu III RP. Przedtem był jeszcze parlament PRL…
Sami widzicie jak bardzo nasi posłowie starają się nam dogodzić. Doceniajmy to, bo ich praca nie należy do bezpiecznych. Szczególnie tak wytężona. Skutkiem przepracowania może być na przykład bezsenność. Mogą to być też zaburzenia koncentracji oraz pamięci, a czasem po prostu zwykłe pomyłki bądź przeoczenia wynikające z nadmiaru pracy. Czasem można się też po prostu rozmyślić a nawet zmienić zdanie. I tak, w latach 2007-2010:
- Kodeks Postępowania Cywilnego zmieniał się 37 razy (w tym 12 zmian to skutek wyroków Trybunału Konstytucyjnego);
- Kodeks Cywilny ulegał zmianie 11 razy;
- Kodeks Postępowania Karnego ulegał zmianie 29 razy (w tym 9 zmian to skutek wyroków Trybunału Konstytucyjnego);
- Kodeks Karny zmieniał się 15 razy;
- Kodeks Spółek Handlowych zmieniał się 9 razy (w tym 6 zmian weszło w życie w roku 2009);
- Kodeks Pracy ulegał zmianie 13 razy (a w okresie vacatio legis pozostają 4 zmiany);
- prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi zmieniane było 8 razy;
- prawo upadłościowe i naprawcze zmieniane było 9 razy;
- prawo zamówień publicznych zmieniane było 13 razy (w tym 7 razy od przyjęcia ostatniego tekstu jednolitego);- prawo o adwokaturze ulegało zmianie 8 razy.
O tym, że ich przemęczenie nosi znamiona przewlekłego i permanentnego, w dodatku posłom żadnej kadencji nie udało się go ustrzec, niech świadczy poniższa tabelka:
Ale biednemu zawsze wiatr w oczy. Nawet gdy posłowie zarwą noce by napisać bezbłędnie swoje projekty na ich drodze stanąć mogą niespodziewane przeszkody. Projekt może się po prostu nie spodobać. Oczywiście jeśli wszyscy wytrwają do końca procedury.
Posłowie mają też swoje rozrywki. Uwielbiają na przykład definiować. Posiadanie czegoś zdefiniowanego daje poczucie pewności, stabilności, a sam proces definiowania można porównać do procesu prokreacji. Wszystko musi być zdefiniowane, choć co prawda nie udało mi się znaleźć ustawy definiującej i ustalającej czym w zasadzie jest definicja. To poważna luka w naszym prawie, która musi być czym prędzej załatana. Definiowanie w istocie musi być czymś przyjemnym, skoro w latach 2004-2011 pięciokrotnie zmieniano definicję „usługi”, sześciokrotnie definicję „dostawy towarów”, osiem razy zmieniano zdanie na temat tego czym jest sama „dostawa” a aż osiemnaście razy decydowano czym tak naprawdę są „koszty”. Wniosek jest jeden – definiowanie jest wspaniałym uczuciem. No chyba, że posłowie płakali jak głosowali.
Do innych parlamentarnych rozrywek, będących jednym ulubionych hobby pań i panów posłów należy tak zwane „zasiadanie w komisjach sejmowych”:
Niezrażeni trudnościami losu i ograniczeniami własnych ciał, w 2010 roku bohatersko uchwalili 229 ustaw. Rok później o dziesięć ustaw więcej. Z niewiadomych przyczyn rok 2012 przyniósł nam zaledwie 138 regulacji i ulepszeń naszego życia. Być może posłowie uwierzyli w koniec świata i uznali, że po co pisać ustawy skoro świat i tak się zaraz skończy? Ale nie samymi ustawami Polska stoi. Pozycji w Dzienniku Ustaw pojawia się rokrocznie zawsze ponad półtora tysiąca. Dziennik Ustaw zawiera wszystkie akty prawne przewidziane Konstytucją. Jest niejako odbiciem płodności naszych prawodawców.
Ale hej, wzrost bezpieczeństwa, spadek bezrobocia i zadowolenie społeczne to niejedyne korzyści które na co dzień wynikają z aktywności parlamentarnej. Tyle aktów prawnych, tyle regulacji, automatycznie wymusza wzrost liczby urzędników. W ten sposób ich liczba ze 159 tysięcy (1990) wzrosła do prawie pół miliona w 2010 roku. Ile to nowych miejsc pracy, ile stymulowania gospodarki. Ale przecież nikt nie wątpi, że jest to potrzebne – wszak mamy nieustającą transformację ustrojową. Co więcej – jeszcze długo nabierała ona tempa po jej oficjalnym początku, transformowaliśmy coraz szybciej, coraz więcej. Na przełomie lat 80 i 90 liczba aktów prawnych wynosiła około 500 rocznie. Potem dwa razy tyle. W okresie największej mutacji było to dwa i pół tysiąca. Dziś utrzymuje się na wspomnianym poziomie 1500 aktów rocznie. To trzy razy więcej niż podczas „zmiany ustroju”. Trzeba przecież produkować ich jak najwięcej, bo jeszcze ktoś – nie daj Boże! – pomyśli, że posłowie się obijają. Każdy chce dorzucić coś od siebie:
Posłowie! Apeluję do Was. Nie przepracowujcie się tak. Zróbcie sobie urlop. Najlepiej na stałe. Już nawet żyjcie sobie z naszych podatków, co zresztą i tak robicie. Będziecie odprężeni a nas wyniesie to mniej niż koszta skutków waszych literackich fantazji. Niech „serce demokracji” nie zabiera nam już więcej wolności. Bo chcąc nie chcąc parlament w obecnej formie tylko temu służy.
„Corruptissima re publica plurimae leges (przy największym państwa nierządzie najliczniejsze (są) prawa)” – Tacyt
Dla zainteresowanych tematem:
http://www.lex.pl/czytaj/-/artykul/niebezpieczna-inflacja-prawa
http://polska.newsweek.pl/sejm-uchwala-malo-i-dobrze,100085,1,1.html
http://www.ecddp.pl/download/Relacja_z_konferencji_ECDDP.pdf
A także wszelkie inne artykuły i opracowania poruszające problem inflacji prawa (nadregulacji).