A A +

Kubiak: Deska ,,dobry – zły” kandydat

Autor: Damian Kubiak
Korekta: Agnieszka Płonka
Źródło: libertarianin.org

Odnośnie do kandydatury Waldemara Deski na fotel prezydenta RP wystąpiło sporo kontrowersji w samym środowisku libertariańskim. Z jednej strony pojawiły się głosy, że Deska nie jest wcale libertarianinem, a na domiar złego, co rusz wygaduje rzeczy, które z libertarianizmem nie mają zbyt wiele wspólnego. Z drugiej strony głos zajęli jego obrońcy, którzy mówili, że taki kandydat może przyciągnąć niezdecydowanych wyborców, którzy, mając poglądy wolnościowe (czy też lewicowo-wolnościowe), nigdy nie zagłosują na Janusza Korwin–Mikkego.

Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Waldemar Deska był dobrym kandydatem na prezydenta, trzeba przeanalizować kilka kwestii. Na początek zastanówmy się, jaki musi być kandydat na prezydenta, aby mógł nie tyle wygrać, ile zaistnieć – czyli pokazać się w mediach. Wśród kandydatów na urząd Prezydenta RP wyróżniamy bowiem dwie kategorie: takich, którzy mają zapewnione określone poparcie już na starcie niezależnie od tego, jaki poziom prezentują (przykład: obecny prezydent), oraz takich, którzy są nieznani i muszą się pokazać. Pierwsza kategoria kandydatów to osoby popierane przez partie zasiadające w sejmie, czyli ludzie, którzy na pewno będą zapraszani do telewizji. Oni nie muszą się w żaden specjalny sposób wyróżniać, ponieważ mają już elektorat. Drugą kategorię stanowią kandydaci spoza układu, czyli tacy, o których media będą milczeć, jeśli nie wyróżnią się z tłumu. Partia Libertariańska jest przeciętnemu Polakowi znana mniej więcej na równi z jakimś rzadkim gatunkiem drzewa, który występuje na drugim końcu świata. Dlatego też, aby zaistnieć, PL musiała wystawić kandydata, który jest bardziej znany od niej samej. Wybrano Waldemara Deskę, muzyka związanego z zespołem Daab, prywatnie walczącego z bezsensownym dla dużej części Polaków prawem wymagającym uzyskania pozwolenia na wybudowanie domu (szopy) na własnej działce. Tak więc Partia Libertariańska wystawiła kandydata, który był z jednej strony artystą (nie lubię używać tego słowa i zazwyczaj tego nie robię, ale przyznaję, że można byłoby stosować je z dobrym skutkiem w czasie kampanii), z drugiej strony – czynnie walczył z głupim prawem, a jeszcze do tego miał oryginalny, czyli wyróżniający go z tłumu wygląd. Jednym słowem – na starcie było bardzo dobrze.

Niestety, niektóre z późniejszych wydarzeń pokazały, że członkowie Partii Libertariańskiej nie potrafią prowadzić kampanii wyborczej. W sytuacji, w której partia wystawia kandydata nie do końca zapoznanego z ideą libertarianizmu, zarząd musi na samym początku ustalić zasady gry – tzn. to, co kandydat libertarian powinien mówić, co lepiej przemilczeć, na co zwracać uwagę w pierwszej kolejności etc. To jest bardzo ważna kwestia, gdyż pozwoliłaby wyeliminować sytuację, w której kandydat libertarian zapewnia w wywiadach, że ,,libertarianie nie są przeciwnikami państwa”, albo wśród swoich wolnościowych mistrzów wymienia Buddę i Mahometa, a zapytany wprost o swojego wolnościowego idola wymienia Boba Marleya… Moim skromnym zdaniem kandydat wystawiony przez Partię Libertariańską powinien promować libertarianizm, a nie na odwrót. Wiadomo, że Deska nie miałby żadnych realnych szans w wyścigu o fotel prezydenta, ale już samo uczestnictwo w takim wyścigu jest doskonałą okazją do promocji idei. Trudno jednak o promocję, jeżeli osobą mająca promować nie za bardzo wie, co promuje.

Podsumowując, Deska nie był na pewno moim wymarzonym kandydatem, ale na pewno też nie można odmówić tej kandydaturze potencjału. Mam nadzieję, że członkowie Partii Libertariańskiej wyciągną z tej lekcji wnioski na przyszłość i następną kampanię przeprowadzą już znacznie lepiej. Czego im szczerze życzę.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress