Wozinski: Jan Kulczyk, czyli najbogatszy polski urzędnik
Autor: Jakub Wozinski
Korekta: Aleksander Makieła
29 lipca 2015 roku w Wiedniu zmarł Jan Kulczyk, mylnie nazywany najbogatszym przedsiębiorcą w Polsce.
Ludzie powtarzają, że o zmarłych nie wypada źle mówić, lecz wziąwszy sobie tą maksymę do serca musielibyśmy też np. milczeć na temat II wojny światowej lub też PRL. Nasz świat jest niestety pełen ludzkiej krzywdy i dlatego nie można po prostu zamilknąć wówczas, gdy na ołtarze życia społecznego wynosi się osoby pokroju Jana kulczyka.
Właśnie trwa mój urlop i tak się złożyło, że stałem się przypadkowym świadkiem transmisji telewizyjnej z uroczystości pogrzebowych najbogatszego Polaka (na co dzień telewizji nie oglądam). Muszę przyznać, że dawno już nie słyszałem równie groteskowej sekwencji mów pogrzebowych, które wyrażały nie znający granic podziw i uwielbienie dla biznesmena pochodzącego z Poznania.
Nagłówki gazet oraz paski informacyjne stacji telewizyjnych informowały Polaków o tym, że zmarł najbogatszy polski przedsiębiorca, lecz bardziej prawidłowe byłoby stwierdzenie, że odszedł najbogatszy w Polsce urzędnik państwowy. Gdybyśmy uważnie prześledzili losy jego finansowej fortuny dostrzeglibyśmy jedną, najważniejszą prawidłowość: zmarły biznesmen robił interesy przede wszystkim z państwem, dzięki państwu oraz we współpracy z państwem.
Formalnie majątek Kulczyka był oddzielony od skarbu państwa, lecz w rzeczywistości obydwie pule kapitału zawsze szły ze sobą w parze. Współczesny chaos pojęciowy sprawia, że dla wielu osób moja teza może się wydawać szokująca, lecz w rzeczywistości ciężko uznać za przedsiębiorcę kogoś, kto nieustannie kręcił się wokół posłów, ministrów, premierów i prezydentów. W systemie komunistycznym miliarderami są wodzowie (Kim Dzong Un, Stalin, Hitler), choć ich osobisty majątek rzadko kiedy bywa odgraniczany od majątku państwowego. W systemie mieszanym, czyli dopuszczającym niektóre swobody, najbogatszymi ludźmi są już oligarchowie. Oligarchowie, tacy jak Kulczyk, nie są jednak prawdziwymi przedsiębiorcami, gdyż tacy mogą istnieć wyłącznie w społeczeństwie pozbawionym państwa lub też istnieją obecnie, gdy świadomie rezygnują z wszelkiej współpracy z państwem (specjalnych licencji, kontraktów, przetargów itd.). Przedsiębiorca to ktoś, kto zabiega o konsumentów i nie ucieka się do nieczystej współpracy z Lewiatanem. W rzeczy samej, prawdziwych przedsiębiorców w naszych czasach jest bardzo, bardzo, bardzo niewielu.
Aby lepiej przedstawić swój argument posłużę się przykładem państwowej fabryki z okresu komunizmu. W ramach gospodarki socjalistycznej zakład ten ma zapewniony byt z racji odpowiednich ustaw, przepisów i przywilejów. Gdyby fabrykę tą pewnego dnia podzielono na 5 części, z których każda przeszłaby w ręce 5 różnych osób, lecz całej tej branży nie odebrano by przywilejów i specjalnych ustaw, wówczas wciąż mielibyśmy do czynienia z własnością państwową, lecz nie z wolnym rynkiem. Mielibyśmy do czynienia z konkurencją, lecz nie z rynkiem. Jan Kulczyk był właśnie mistrzem w konkurencji na zasadach rozpisanych przez państwo, lecz absolutnym miernotą w zakresie konkurencji na wolnym rynku. Branże, w których działał były praktycznie bez wyjątku podporządkowane państwu, a więc nigdy nie zostały sprywatyzowane.
Kilka miesięcy temu dziennikarz Piotr Nisztor ogłosił publicznie, iż napisał książkę opisującą jak to komunistyczne służby specjalne przyczyniły się do „pierwotnej akumulacji” kapitału Jana Kulczyka. Później okazało się, że prawnicy zmarłego biznesmena wykupili prawa autorskie do niej, więc być może nigdy nie poznamy jej treści. Nawet jednak nie zapoznawszy się z jej zawartością możemy sobie o każdej porze dnia „wygooglować” najważniejsze transakcje w życiu Jana Kulczyka. Surowce, energetyka, infrastruktura – nie ma chyba branż bardziej spenetrowanych przez państwo niż te, które wybierał coroczny numer 1 na liście tygodnika „Wprost”.
Najlepiej Kulczyka podsumował, zapewne nieświadomie, Lech Wałęsa, przemawiając na jego pogrzebie tymi słowami: Pan z nikim nie rywalizował. Pan po prostu chciał, by panu nie przeszkadzano. Samo sedno! Kulczyk nie lubił konkurencji; zawsze wolał dogadać się z państwem i pilnował, aby nikt mu w tym „dziele” nie przeszkadzał. Urzędnik, nie przedsiębiorca.