Wozinski: Mit bałkanizacji
Terminu „bałkanizacja” używa się zawsze, gdy chce się wykazać negatywne skutki rozpadu państw. Prawie nikt jednak nie zdaje sobie sprawy z tego, dlaczego na Bałkanach dochodziło do tak licznych konfliktów.
Półwysep Bałkański zamieszkuje wiele narodowości posługujących się różnymi językami oraz wyznających rozmaite religie. Prawdę powiedziawszy, region ten nie różni się pod tym względem znacząco od innych części Europy, niemniej jednak to właśnie Bałkanom przypadła w udziale etykieta wiecznego punktu zapalnego kontynentu. Na taką opinię „zapracował” przede wszystkim zamach w Sarajewie z 1914 roku oraz wojna w Bośni i Hercegowinie (1992-1995).
Współcześnie termin „bałkanizacja” pełni rolę słowa-klucza, które otwiera umysły zbiorowej świadomości na zagrożenie płynące z dążeń separatystycznych, secesjonistycznych oraz niepodległościowych. Propagatorom tego terminu udało się skutecznie utworzyć skojarzenie między rozdrobnieniem politycznym regionu oraz krwawymi konfliktami i niepokojem. „Bałkanizacja” stała się niejako pożytecznym dla wielu mitem, którego wykorzystanie daje gwarantowany sukces u szerokiego grona odbiorców.
Niestety, mało komu chce się dziś zrozumieć, na czym polegały oraz nadal polegają główne problemy nękające Półwysep Bałkański. Uważna analiza dziejów i struktury społecznej regionu pokazuje tymczasem wyraźnie, że największą jego bolączką nie było wcale rozdrobnienie, lecz centralizacja władzy oraz narzucana siłą wola światowych imperiów.
Bałkański „kocioł” był podgrzewany przez wiele wieków, lecz potężne imperia starannie pilnowały, aby nie doszło do wielkiego wybuchu. Słowianie południowi, Rumuni, Albańczycy, Grecy oraz pozostałe narody regionu właściwie nigdy, aż do czasów nam współczesnych, nie miały szansy na długotrwałą niezależność polityczną. Co jakiś czas na mapie politycznej świata pojawiały się efemeryczne państwa (jak choćby Królestwo Bośni z XV wieku), lecz szybko pochłaniały je regionalne potęgi. Po upadku Bizancjum cały bałkański region podporządkowało sobie Imperium Osmańskie oraz Imperium Habsburgów.
Samo pojęcie „bałkanizacji” pojawiło się dopiero pod koniec I wojny światowej i było używane do opisu politycznej sytuacji, która wynikła tuż po rozpadzie Austro-Węgier oraz Imperium Osmańskiego. Nowo ukuty termin miał ukazywać rzekomo fatalną kondycję całego regionu. Choć prawdą jest, że całe Bałkany były wówczas niczym beczka prochu, nie można zapominać, że życie pod władaniem Habsburgów i osmańskich Turków wcale nie było idyllą oraz obfitowało w krwawe konflikty. Szczególnie XIX wiek naznaczony był przez powstania i wojny, które toczyli z Turkami Albańczycy, Bośniacy, Wołosi (Rumuni), czy też Serbowie. Identycznie zaciekłe i krwawe boje toczyły także narody niewolone przez Habsburgów (Chorwaci, Serbowie).
Przekonanie, że dokonane w XX wieku rozdrobnienie polityczne na Bałkanach przyniosło niespotykaną wcześniej falę przemocy i ofiar, należy włożyć między bajki. XIX-wieczne konflikty o wyzwolenie spod jarzma imperiów kosztowały wszak życie setek tysięcy osób – zdecydowanie więcej niż wszystkie XX-wieczne bałkańskie konflikty toczone między nowo powstałymi państwami. Imperium Habsburgów oraz Osmańskie nie gwarantowały wcale pokoju, gdyż pod ich powierzchnią wrzało wielkie niezadowolenie z narzuconej siłą dominacji.
Termin „bałkanizacja” zrobił szczególną karierę w momencie, gdy w Europie doszło do poważnego naruszenia dawnego układu sił. Dążąc do jego przywrócenia, zaczęto niesłusznie krytykować nowo powstałe państwa jako źródło napięć politycznych i konfliktów. W rzeczywistości zaś wielkie wojny XX wieku oraz nieporównanie większe ofiary w ludziach pociągnęły za sobą właśnie wielkie imperia: Cesarstwo Niemieckie, Imperium Rosyjskie (później Związek Radziecki), czy też Imperium Brytyjskie. Ich wyścig o dominację oraz zwiększenie terytorium swoich kolonii i terytoriów zależnych wpędziły świat w piekło światowych wojen. Łagrów, obozów koncentracyjnych oraz bomby atomowej nie wymyślili Bośniacy czy Serbowie, lecz wielkie państwa, które przez tak długi czas były przeciwne uzyskaniu przez narody Bałkanów niezależności.
Po raz wtóry bałkanizacja zagościła w powszechnej świadomości po rozpadzie Jugosławii. Brutalny konflikt między Serbami a pozostałymi narodami pragnącymi niezależności kosztował życie dziesiątek tysięcy osób. Należy jednak pamiętać o tym, jak bardzo sztucznym tworem była sama Jugosławia, która najpierw trwała w istnieniu głównie z woli europejskich potęg, a następnie komunistów. Stoczony w latach 90. spór stanowił tak naprawdę wynik niefortunnych ustaleń sprzed 70 lat, gdy zamiast pozwolić na istnienie małych państw, zdecydowano się na powołanie premiującego Serbów narodowościowego zlepka.
Obecnie mamy rok 2015. Jeszcze 200 lat temu cały Półwysep Bałkański dzieliły między siebie zaledwie dwa państwa. Obecnie w tym samym regionie funkcjonuje ok. 15 państw. Przez ten czas Bałkany przeszły liczne przeobrażenia. Przede wszystkim w nowych, głównie słowiańskich państwach, Europa zyskała stabilne zabezpieczenie przed ekspansją wojowniczego islamu. Po drugie, większość krajów regionu wyszła ze stanu cywilizacyjnego marazmu, który panował w nich uprzednio. I rzecz nie mniej ważna, cały region jest dziś wyjątkowo pokojowy (nawet uwzględniwszy konflikt w Kosowie) – tak spokojnie nie było tu od setek lat.
Region Bałkanów przeszedł przez długotrwały proces burzliwych secesji, lecz ostateczny rezultat można uznać za jednoznacznie korzystny. W regionie nie ma już wielkich mocarstw szykujących się do wielkiego konfliktu, a przed miejscową ludnością stoi ogromna szansa bycia pominiętym przy procesie tworzenia nowego europejskiego imperium o nazwie Unia Europejska.
Oceniając sytuację na Bałkanach, nie można oczywiście zakładać różowych okularów. W regionie nie brakuje problemów, a żyjące tam narody nie wykazują zbytniego zamiłowania do wolności gospodarczych. Bałkany stanowią wciąż region masowej emigracji, gdyż nowo powstałe państwa stwarzają ludziom bardzo wiele przeszkód do życia. Niepokojące są także silne ruchy nacjonalistyczne, które głoszą radykalne hasła. Co jednak najważniejsze, Bałkanom daleko do libertariańskiego ideału przede wszystkim dlatego, że istniejące tam obecnie państwa mogłyby z powodzeniem podzielić się na jeszcze mniejsze. Proces „bałkanizacji” nie powinien się więc zatrzymywać na stanie obecnym, lecz przechodzić na coraz niższy poziom regionów i miast.
Niechęć do procesu rozpadu państw nie jest niczym nowym. Nieodparta chęć zamieszkiwania możliwie najbardziej ludnego i potężnego państwa jest głęboko zakorzeniona w naszej kulturze, choć zbyt często zapomina się, że wielkie państwa są najczęściej zbudowane na krzywdzie małych ojczyzn. W przypadku Bałkanów mamy dziś do czynienia z bezprecedensowym podziałem politycznym, który przez wiele wieków wydawał się tylko i wyłącznie nierealnym marzeniem.
Libertariański projekt decentralizacji i podziału państw na możliwie jak najmniejsze jednostki spotyka niezmiennie spora fala krytyki. Negatywna ocena tej strategii wsparta jest jednak m.in. na fałszywym micie bałkanizacji, którego popularność niestety wciąż nie przemija. Krytyczny stosunek do przemian politycznych wzmaga też niestety żywa pamięć czystek etnicznych dokonywanych w krajach byłej Jugosławii. Winą za te wydarzenia należy obarczyć przede wszystkim instytucję państwa, która na terenach o wysokim zróżnicowaniu etnicznym wywołuje szczególnie brutalne konflikty o przejęcie kontroli nad aparatem przymusu.
Bałkanizacja nie jest oczywiście z libertariańskiego punktu widzenia ideałem, lecz najważniejszą strategią przybliżającą nas do pożądanego stanu rzeczy. Na pewno nie zasługuje na aż tak negatywną ocenę, jaką wystawiono jej współcześnie.
Autor: Jakub Wozinski
Korekta: Agnieszka Płonka
Źródło: libertarianin.org
Źródło obrazka: krzychol.blogspot.com