To nie my uczłowieczyliśmy rynek, to rynek uczłowieczył nas
Autor: Steven Horwitz
Źródło: fee.org
Tłumaczenie: Krystian Pospiszyl
Korekta: Agnieszka Płonka
W ten weekend – podczas Dnia Pracy – słyszałem wielu moich przyjaciół twierdzących, że związki zawodowe i rządowe interwencje „uczłowieczyły kapitalizm”, wprowadzając 8-godzinny dzień pracy i 40-godzinny tydzień pracy, zakończając pracę dzieci et cetera. Niestety, wszyscy ci ludzie stoją na bakier z historią.
To nie my uczłowieczyliśmy kapitalizm, to kapitalizm uczłowieczył nas. Bogactwo wytworzone przez kapitalizm pozwoliło nam grymasić i wybrzydzać na sposoby, które nie były dotychczas możliwe, gdyż człowiek egzystował na granicy śmierci.
Nie można mieć 8-godzinnego dnia pracy, 40-godzinnego tygodnia pracy, braku pracy dzieci, póki odpowiednie warunki materialne nie umożliwią takich zmian. Pracownicy nie przepracowywali długich godzin, a dzieci nie decydowały się na pójście do pracy dlatego, że ich pracodawca przystawiał im pistolet do głowy. I nie robili też tego, bo kochali wykonywanie ciężkiej fizycznej pracy przez 20 godzin na dobę.
Oni, podobnie jak my, woleli krótsze godziny i lepsze warunki pracy oraz wyższe płace. Jednakowoż, kiedy kapitał jest deficytowy, płace będą niższe, a żywiciele rodzin będą musieli pracować dłużej, by utrzymać żony i dzieci.
ŚWIAT SAM SIĘ SOBĄ ZAJMIE
To wzrost oszczędności i kapitału uczynił pracę ludzką bardziej efektywną, jak zresztą Ludwig von Mises bezustannie tłumaczył. Umożliwiło to większej ilości ludzi wykarmienie siebie i swoich rodzin, nie wspominając już o możliwości wyedukowania swoich dzieci. Płace robotników zależały od ich produktywności – kiedy pracownik ma lepsze, łatwiejsze w obsłudze środki kapitałowe, jest efektywniejszy i zarabia więcej.
Kiedy właściciel kapitału musi rywalizować z innymi, by nająć robotnika, będzie musiał zaoferować lepsze płace i warunki pracy niż konkurencja. Rezultatem ulepszenia kapitałowych środków produkcji są więc większe płace robotników, co daje im możliwość przetrwania bez posyłania dzieci do pracy. Nie wspominając o tym, że firmy skrócą tydzień pracy.
Ten proces działał, nim pojawiła się jakakolwiek forma uzwiązkowienia lub rządowych regulacji i ten trend nie zmienił się, kiedy te rzeczy się pojawiły.
Przyjrzyjmy się tu bliżej szczegółom dotyczącym pracy dzieci.
Na początku dziewiętnastego wieku dzieci były chętnie zatrudniane do pracy na rodzinnej farmie lub we wczesnych fabrykach. W obu przypadkach utrzymanie domu wymagało dziecięcego wkładu.
Historyk pracy dzieci Steven Mintz zaznacza, że płace dzieci w przedziale wiekowym 10-15 „często stanowiły 20% rodzinnego przychodu i ochraniały ich rodziny przed całkowitą nędzą”. Jak Mintz zauważa, „kluczowe decyzje (…) były podejmowane z powodu potrzeb rodziny i nie były indywidualnym wyborem(…) [w] kooperatywnej ekonomii rodzinnej”.
Z pewnością, jeśli rodzice z tamtego okresu mogliby przetrwać bez pracy swoich dzieci, nigdy nie pozwoliliby swoim potomkom pracować, co można wywnioskować ze względnego braku dziecięcej pracy wśród bogatych rodzin z tamtych czasów. Jednak większość rodziców po prostu nie mogła sobie pozwolić na brak pracy swoich pociech.
KIEDY MNIEJSZY POPYT JEST DOBRY
Dowód na większą rolę bogactwa niż ustawodawstwa pochodzi od Clarka Nardinelli, który pokazuje spadek ilości pracujących dzieci w brytyjskich fabrykach bawełny i lnu. Spadek ten miał miejsce wcześniej, niż uchwalony został Factory Act w 1833 roku. Coraz mniej dzieci pracowało w fabrykach jedwabiu, chociaż aż do 1890 roku nie uchwalono żadnego aktu, który zakazywałby pracy dziecięcej w tej gałęzi gospodarki.
Razem te dowody potwierdzają rolę kapitalizmu w podnoszeniu płac i standardu życia robotników oraz w redukcji dziecięcego zatrudnienia. Rola dzieci pracujących na farmach w utrzymaniu swoich rodzin malała w miarę, jak ulepszona maszyneria zmniejszała zapotrzebowanie na ich pracę i pozwalała posiadaczowi ziemi na najęcie wykwalifikowanego robotnika spoza rodziny.
Nie ma wątpliwości, że warunki dzieci dawniej pracujących w fabrykach (i wciąż parających się tym niemiłym zajęciem w niektórych zakątkach świata) były, patrząc z naszej perspektywy, nieprzyjemne, jednak życie na farmach z całą pewnością było gorsze. Jeśli uwzględnić większy dochód rodzin i większy dostęp do zasobów, wliczając w to medykamenty, które mieli pracownicy nowo zurbanizowanych fabryk, życie młodocianych pracowników fabryk było lepsze niż życie młodocianych pracowników farm. Nardinelli podsumowuje to w wartym zacytowania tekście:
„Wzrastający dochód dziewiętnastowiecznych Brytyjczyków był po 1835 roku najważniejszym czynnikiem, który pozwolił rodzicom na nieposyłanie dzieci do pracy w fabrykach tekstylnych. Dzieci pracowały w tych fabrykach, ponieważ ich rodziny były biedne; w miarę, jak ich dochód się zwiększał, zmniejszało się ich zatrudnienie. W istocie to wzrost przychodów rodziny sprawiał, że młodsze dzieci nie musiały iść do pracy tak wcześnie, jak ich siostry czy bracia. Znana wiktoriańska troska o dobro dzieci była odzwierciedleniem wzrastającego dochodu. Stąd można wywnioskować, znając gwałtowny wzrost przychodów w ostatniej połowie XIX wieku, że ilość dzieci pracująca w przemyśle tekstylnym zmniejszyłaby się znacznie bez jakiejkolwiek interwencji”.
Z pewnością prawa miały swój wkład w tym procesie, jednak najważniejszym czynnikiem, który pozwolił zakończyć pracę dzieci, był zwiększony dochód rodzin, który zaistniał dzięki industrializacji i kapitalizmowi.
Wbrew opiniom krytyków kapitalizmu, system ten nie stworzył nieprzyjemnej pracy dzieci, gdyż ta praca istniała od zawsze na farmach. Zamiast tego, kapitalizm był główną przyczyną zniknięcia dziecięcej pracy po raz pierwszy w ludzkiej historii, chociaż wpierw tę pracę uwidocznił, kiedy dzieci przestały pracować na farmach, a zaczęły w fabrykach.
SPOŁECZEŃSTWO PRZEZWYCIĘŻA EGO
Dobrze jest zapytać, dlaczego to prawa zainicjowane przez rząd figurują dzisiaj w książkach jako coś, co zakończyło pracę dzieci (oraz skróciło dzień i tydzień pracy). Obrazuje to nasze ewolucyjne i intelektualne uprzedzenia, które każą nam myśleć, że jesteśmy w stanie kontrolować społeczeństwo w większym stopniu, niż naprawdę możemy. Łatwiej i przy okazji bardziej satysfakcjonująco jest wierzyć, że celowo skończyliśmy coś nieprzyjemnego poprzez przeciwstawianie się temu, niż zrozumieć zasady procesu, którego nie kontrolujemy.
Widać tu również pewien trend, zgodnie z którym prawa zabraniające pewnych zachowań – praktyk będących obecnie dla nas niemoralnym, godnym potępienia reliktem przeszłości – wprowadzane są dopiero wtedy, kiedy zachowania te już w większej mierze nie występują, co sprawia, że ich nadal obecne na świecie przykłady są dla nas znacznie bardziej naganne i szokujące. Zjawisko to ilustruje fakt, że pracą dzieci zaczęto się znacznie bardziej przejmować już wtedy, gdy zaczęła bogacić się klasa średnia i zmniejszyło się ich zatrudnienie.
Weźmy przykład z naszych czasów – ilość osób palących tytoń z roku na rok się zmniejsza, gdyż ludzie zorientowali się, jakie problemy niesie ze sobą palenie. Rząd zaczął wprowadzać wiele regulacji dotyczących tego nałogu już po rozpoczęciu się trendu spadkowego. Możnaby to samo powiedzieć o przemocy – jest obecnie bardziej widoczna i szokująca, gdyż coraz rzadziej występuje.
Łatwiej jest uchwalić ustawę przeciwko praktykom, które są już od dawna ekonomicznie niepotrzebne i niechciane. Praca dzieci i wielogodzinna praca były historycznie (i są dziś w niektórych zakątkach świata) obecne tylko i wyłącznie dlatego, że rodziny potrzebowały ich, by przetrwać. Skończyły się, gdy ich warunki materialne polepszyły się na tyle, że można było utrzymać rodzinę bez tych dodatkowych godzin pracy.
Prawdziwy wkład w zniknięcie pracy dzieci i skróceniu czasu pracy miał kapitalizm, który pozwolił na ulepszenie kapitałowych środków produkcji, a w następstwie zwiększenie produktywności robotników, co wzbogaciło i kapitalistę, i robotnika. Bogatsi ludzie mogą pracować mniej i cieszyć się lepszym życiem.
Związki zawodowe i rząd nie uczłowieczył kapitalizmu. To kapitalizm stworzył warunki, które pozwalają nam żyć na prawdziwie ludzkim poziomie.