Prywatna inicjatywa a wojna z Rosją
Jednym z czołowych zarzutów wobec anarchokapitalizmu jest „a kto cię obroni, gdy wejdą ruskie?”. Ten sam argument występuje w bardziej uniwersalnej wersji, czyli: kto zorganizuje obronę? Kto wyszkoli ludzi? Kto dostarczy sprzęt? Kto da na niego pieniądze? Jedyną odpowiedź jaką (na pierwszy rzut oka) mamy to „ludzie”. Większość się zaśmieje i popuka w czoło, bo „jak to? Ludzie? W sensie, że społeczeństwo? Panie, bzdury opowiadasz jakich mało”! Czyżby?
Około dziesięć miesięcy temu na Ukrainie wybuchły protesty na placu Niepodległości w Kijowie (opis wydarzeń na Majdanie mających miejsce w grudniu). Na tymże placu przez bodajże 3 miesiące siedzieli ludzie. Nieważne czy był środek dnia, czy środek nocy, czy był weekend, czy tydzień roboczy. Nieważne czy temperatura była dodatnia, czy grubo poniżej zera. Przez cały ten okres Majdan był zajęty przez nawet kilkaset tysięcy (a w niektórych dniach było ich prawdopodobnie ponad milion) osób.
W trakcie protestów dochodziło do szturmów berkutu na Majdanie, były walki o ulice, o park. Ukraińcy są w grubej większości biedni, a prawo dot. posiadania broni nie jest tak liberalne jak w np. Stanach Zjednoczonych, dlatego „majdanowcy” musieli uzbroić się w pałki, kije itp., a gdy starcia z milicją stały się regularniejsze to zaczęli tworzyć koktajle mołotowa, nieliczne osoby pod koniec zdobyły broń palną (w tym wiatrówki). Powstała Samoobrona Majdanu, która w początkowej fazie starć z siłami rządowymi była naprawdę kiepsko zorganizowana, uzbrojona czy „umundurowana”, ale po pewnym czasie jej członkowie byli szkoleni m.in. przez weteranów wojny ZSRR z Afganistanem, a cała Samoobrona została zorganizowana i podzielona na oddziały. Chcę podkreślić jedno – członkowie Samoobrony uzbroili się (przynajmniej w większości) za WŁASNE pieniądze, a później z WŁASNEJ woli stanęli na Majdanie i walczyli z berkutem, który dysponował przewagą w wyposażeniu (gaz łzawiący, działka wodne, broń palna z gumowymi pociskami, ale i ostrą amunicją, a także wsparciem tituszek, czyli opłaconych kiboli, którzy w końcowych fazach Majdanu zaczęli używać broń palną). Warto wspomnieć o tym, że protestujący zbudowali… katapulty. To działo się nie tylko w Kijowie, ale i w innych miastach ludzie się zorganizowali (choć nie na taką skalę) – m.in. we Lwowie.
Sama organizacja Majdanu była ogromnym przedsięwzięciem. Obóz był finansowany z… zbiórek pieniędzy wśród zwykłych ludzi – głównie z Ukrainy, ale datki szły m.in. też z Polski. Nie mówię o rządzie polskim, tylko o zwykłych Polakach. Powstał też tzw. Automajdan, który zajmował się przewozem ludzi (bezpłatnie!) na plac Niepodległości.
Jak wszyscy wiemy – protesty na Majdanie się powiodły i to dzięki zwykłym ludziom, a nie państwu. Powiecie, że to za mało? Że z wojskiem sobie nie dadzą rady? Okej, zobaczmy.
Po upadku rządu Janukowycza itd. na Krym weszły „zielone ludzki”, czyli rosyjscy żołnierze bez oznaczeń i go zajęli, a rząd Ukrainy oddał go bez ani jednego wystrzału. Wspaniała obrona, prawda? Nie twierdzę, że ukraińska armia powinna walczyć na śmierć i życie o Krym, ale jest to dowód tego, że nie zawsze państwowa armia cię obroni. Wracając do wydarzeń na Ukrainie, na wschodzie kraju wybuchły protesty i… scenariusz był bardzo podobny. Uzbrojeni ludzie (część to zapewne Ukraińcy, a część Rosjanie) zajęli dość spory teren i przeprowadzili niby-referendum, ogłosili niepodległość itd. Jak zareagował rząd? Nie wprowadził stanu wojennego, czyli nie mógł użyć regularnej armii, więc kto wziął na swoje barki ciężar praktycznie całego konfliktu? Wojska MSW do których należą siły specjalne („specnaz”) oraz Gwardia Narodowa, która składa się z… ochotników – wielu z nich to członkowie Samoobrony Majdanu – ale istnieją również bataliony ochotnicze, których liczba jest imponująca, wg KyivPost jest ich 44, z czego 2 działają w ramach Gwardii, a ich łączna liczebność wynosi około 11-12 tys. żołnierzy. Mało? Być może. Jednak należy wziąć pod uwagę to, że kolejne bataliony dopiero się tworzą i będą gotowe do walki za parę miesięcy. Niektóre bataliony zostały utworzone i były (są?) sponsorowane przez ukraińskich oligarchów (ale też sponsorowali armię, np. jeden oligarcha przekazał 11 mln hrywien na rozwój karabinów przeciwpancernych). Tak, mają swój interes w tym. Tak, dorobili się na układach z rządem. Jednak nie zmienia to jednego – nikt im nie nakazał ustawą powołania tychże organizacji bojowych. Sami wyszli z taką inicjatywą i chyba nawet wyprzedzili rząd Ukrainy. Czy kogoś to dziwi? Mnie nie.
Nie wszyscy wiedzą, ale przez rząd Janukowycza wydatki rządowe na armię były poniżej minimalnego progu, przez co sprzęt ukraińskich sił zbrojnych jest stary, niezmodernizowany, niesprawny, a także są duże braki m.in. w noktowizorach, sprzęcie służącym do łączności, ale brakuje również kamizelek kuloodpornych czy hełmów. Dlatego na początku konfliktu powstała zbiórka publiczna (np. pewna sportsmenka przekazała 100 tys. hrywien, czyli wtedy to było chyba ok. 40 000 złotych; ludzie mogli przekazywać pieniądze m.in. wysyłając smsy – z tego zebrano 28 mln hrywien [dane z 14. maja], a [oficjalnie] z ogólnych datków zebrano 122 mln hrywien [dane również z 14. maja], tutaj zobaczcie historię kursu hrywny ukraińskiej i sami policzcie) z której pieniądze miały zostać wykorzystane przez rząd na zakup potrzebnego sprzętu. Wiecie co się stało z pieniędzmi? Zostały wydane na sprzęt (choć też nie wszystkie, wg tego artykułu tylko 1/6, to prawda, ale władza robiła niezłe przekręty na przetargach. Zdziwieni? Dlatego powstały organizacje, które zbierają pieniądze z pominięciem rządu. Ukraińcy są wspomagani m.in. przez mieszkańców Polski czy Zjednoczonego Królestwa. Efekty zbiórek organizowanych przez fundację Otwarty Dialog można zobaczyć tutaj (na tej samej stronie jest numer konta, jeżeli chcesz wspomóc zbiórkę). Jednak przykładów, gdzie ludzie przekazywali naprawdę spore sumy (przynajmniej jak na Ukrainę) jest więcej, oto kilka z nich: lwowskie apteki przekazały sprzęt medyczny i leki o wartości ponad 63 tys. hrywien, w Czerkasach zamiast kwiatów dla nauczycieli i wykładowców całe pieniądze przekazano na finansowanie ATO/sił zbrojnych (zebrano 190 tys. hrywien), Ukraiński Związek Piłki Nożnej przekazał 1 mln hrywien, organizacja zajmująca się uchodźcami z Krymu – 10 mln hrywien, prawosławna cierkiew Kijowskiego Patriarchatu 500 tys. hrywien. Tutaj też są dane dotyczące m.in. zbiórek, ale nie tylko. Wywiad z Uljaną Didycz, inicjatorką lwowskiej akcji „Pomóż frontowi”, pokazuje w pewnym stopniu profesjonalizm oraz zasięg akcji charytatywnych.
Wracając do sprzętu ukraińskich sił zbrojnych. Ludzie poświęcili swój prywatny czas, aby za darmo zamontować na nich dodatkowe zabezpieczenia, a przedsiębiorstwa (nie wszystkie) przestawiły swoją produkcję na potrzeby ukraińskich sił zbrojnych – w ramach wolontariatu.
Operacja „antyterrorystyczna” szła całkiem nieźle, dopóki kilkanaście dni temu (od dnia pisania artykułu, czyli 30. sierpnia 2014) armia rosyjska nie zaczęła (znowu) wysyłać ogromne ilości sprzętu i żołnierzy „separatystom”.
Podsumujmy. Ukraińcy, których gospodarka była (i możliwe, że jest nadal) skorumpowana przez wiele lat i niszczona przez sojusz państwa z oligarchami, byli w stanie zebrać imponującą sumę pieniędzy, które zostały poświęcone na wsparcie żołnierzy. Byli w stanie zorganizować się samemu i w części przypadków (chodzi głównie o bataliony) samemu zadbać o sprzęt dla żołnierzy, i stanąć przeciwko Niedźwiedziowi ze Wschodu. I to z pewnymi sukcesami!
Jednak trzeba przyznać, że teraz ukraińskie siły są w odwrocie. Być może jest to wina tego, że walką z separatystami zajęli się ochotnicy, a nie regularna armia. A może jednak jest to wina istnienia „V. kolumny” w dowództwie operacji antyterrorystycznej i w MON (bo bataliony z nimi współpracują), a także ich ogromnej nieudolności i korupcji? Patrząc na niektóre działania służb specjalnych trudno nie odnieść wrażenia, że rosyjscy agenci są nadal żywi na Ukrainie. To nie jest aż tak ważne, bo nawet mimo tego Ukraińcy całkiem dobrze podołali zadaniu zorganizowania de facto prywatnej armii.
Na zakończenie – gdy zacząłem to pisać to pojawiły się wieści o okrążeniu Mariupola. Mariupol to bardzo ważne miasto dla ukraińskiej gospodarki, ponieważ przez nie przechodzi duża część ukraińskiego eksportu. Spytacie co z nim? Otóż jego mieszkańcy zebrali się i decydowali o tym, jak pomóc ukraińskiej armii w obronie miasta, ponieważ władze miasta „nie potrafią się odpowiednio zorganizować”. Efekt? Ukraińskie siły otrzymały pomoc przy kopaniu rowów przeciwczołgowych i okopów, a do tego prawdopodobnie zostaną utworzone „partyzantki”, aby walczyć z Rosjanami, gdy wejdą do miasta. Obecnie mieszkańcy obwodu charkowskiego pomagają straży granicznej w przygotowywaniu umocnień obronnych, są też prowadzone szkolenia dla mieszkańców z zakresu używania broni, pierwszej pomocy i orientacji w mieście. Jednak i inne rejony się organizują i szkolą ochotników z „podstaw służby wojskowej, topografii, obchodzenia się z bronią oraz taktyki wojny partyzanckiej” – mowa m.in. o Odessie, Chersoniu oraz Nikołajewie.
Więc odpowiedz sobie na to pytanie: gdy nadejdzie wróg to na kogo będziesz liczył – swoją rodzinę, swoich sąsiadów, przyjaciół i rodaków czy może na polski rząd?
Autor: Aleksy Przybylski