Jak w wolnym społeczeństwie będzie funkcjonować…?
Autor: Christopher Cantwell
Źródło: christophercantwell.com
Tłumaczenie: Karolina Olszańska
Źródło grafiki: wearelibertarians.com
Bardzo często ludzie pytają mnie, w jaki sposób ten czy inny problem zostałby rozwiązany, gdyby nie istniał rząd. Oczywiście odpowiedź na każde z tych pytań jest inna, jednak istnieje kilka fundamentalnych koncepcji, które mogą pomóc ci dojść do własnych wniosków. Tak więc następnym razem, kiedy będziesz się zastanawiał, jak moglibyśmy przeżyć bez naszych wielmożnych panów, zadaj sobie pytanie: Czy byłoby to opłacalne?
Być może socjaldemokraci już tego nie rozumieją, ale nawet przeciętny wyznawca Fox News przyzna, że rynek zawsze weryfikuje. Jeżeli da się coś zrobić, a ludzie chcą za to zapłacić, zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał ich w to (za odpowiednią zapłatą) zaopatrzyć.
Kto będzie budował drogi? Kto zapewni nam ochronę? Kto zajmie się edukacją dzieci? Kto będzie kontrolował produkty spożywcze i leki? Bez zagłębiania się w szczegóły każdego z tych problemów (a nawet bez podkreślania, jak beznadziejnie obecnie radzi sobie z nimi rząd), łatwo zauważyć, że większość ludzi chce, żeby drogi istniały, dzieci się uczyły, a jedzenie i leki były bezpieczne. Ludzie chcą tego wszystkiego do tego stopnia, że są gotowi zaakceptować podatki, wojny i ucisk, byle tylko to sobie zagwarantować. A skoro tak, to na pewno chcieliby zapłacić za te dobra i usługi dobrowolnie, bez angażowania aparatu przymusu i wszystkich okrucieństw właściwych etatyzmowi. Jeżeli natomiast chcieliby za nie zapłacić dobrowolnie, logicznym jest, że ktoś za pewną opłatą będzie chciał je zainteresowanym zapewnić.
To wszystko jest tak proste, że aż ciężko w to uwierzyć. Przez całe życie, na każdym kroku wmawiają nam, iż te wszystkie sprawy są tak skomplikowane, że wymagają mądrych ludzi u góry, którzy by nimi zarządzali za nas. Ale jak wiemy z doświadczenia, ludzie, którzy dochodzą do władzy, raczej nie są najmądrzejszymi przedstawicielami naszego gatunku. W rzeczywistości są po prostu najbardziej uzdolnionymi i wyrafinowanymi kłamcami. Poza tym, ludzie mądrzy nie starają się komplikować spraw, ale robią wszystko, by je uprościć. Dlatego zatrważająca ilość głupców u władzy sprzyja powstawaniu problemów w społeczeństwie.
Jedynym narzędziem, jakim może posługiwać się rząd jest przemoc. Ilu znasz ludzi inteligentnych, którzy w codziennym życiu wykorzystują przemoc? Pomijając bezwarunkową miłość, jaką wielu ludzi obdarza policjantów i żołnierzy, ludzie, którzy stosują przemoc są na ogół uznawani za zakałę społeczeństwa. Nie bez powodu. Przemoc jest narzędziem ludzi, którzy nie mają odpowiedzi. Nikt normalny nie wyważa drzwi – chyba że nie ma do nich klucza. A więc jeżeli opiekę nad drogami, bezpieczeństwem, edukacją, żywnością i lekami powierzymy ludziom, którzy nie mają odpowiedzi, nie dziwmy się, że stoimy w korkach, zagrożeni, niedoedukowani i chorzy.
Nawet najbardziej pobieżne przestudiowanie dzieł prawdziwych (austriackich) ekonomistów pokazuje, że na wolnym rynku – dzięki zjawisku konkurencji – najlepsze dobra i usługi oferowane po najlepszych cenach wygrają z produktami o niskiej jakości i nieadekwatnej cenie. Na wolnym rynku człowiek sprzedający niebezpieczne produkty będzie cierpiał na brak klientów, szkoła, w której nauczyciele uczą kłamstw upadnie, a przedstawiciele agencji ochrony, która popełnia więcej przestępstw niż ich zwalcza zostanie zaaresztowana przez tę agencję, która naprawdę dba o pokój.
W sytuacji, w której świadczeniem tych usług zajmują się jednostki na wolnym rynku, zawsze dochodzi do dobrowolnych transakcji. Inaczej wygląda to w przypadku rządu, który swe usługi świadczy drogą przymusu, zawsze gotów użyć przemocy, by osiągnąć swe cele.
Rząd nie tylko nie upada, kiedy nie udaje mu się osiągnąć określonych wcześniej celów, ale wręcz nagradza się za to poprzez podniesienie podatków, pożyczanie pieniędzy od przyszłych pokoleń i inflację.
Podczas gdy dla ludzi świadczących usługi na wolnym rynku porażka wiąże się z kosztami i nieprzyjemnymi konsekwencjami, rząd nagradza się za własne porażki, oświadczając, że potrzebuje jeszcze więcej środków, które pod przymusem zabiera tym, którzy na wolnym rynku zwyczajnie skorzystaliby z usług świadczonych przez kogoś innego.
Dlaczego nie uczą nas tego w szkołach publicznych? Jak wspomniałem w moim artykule o własności intelektualnej, jeżeli zadasz sobie jakieś pytanie i nie znajdziesz na nie odpowiedzi, odpowie na nie rząd – odpowie tak, jak odpowiada na wszystko. Przemocą. Rząd może istnieć wyłącznie wtedy, gdy nie mamy odpowiedzi na różne problemy i pytania. Jeżeli to państwo zarządza edukacją, w jego interesie jest, żebyśmy nie potrafili znaleźć odpowiedzi na większość problemów. Jaki więc interes ma w tym, aby zapewnić nam edukację wysokiej jakości? Żaden. Przeciwnie – ma interes w tym, żeby edukacja stała na jak najniższym poziomie.
Jeżeli to państwo jest odpowiedzialne za drogi i nagradza się za własne porażki dopływem środków, jaki ma interes w tym, żeby drogi były lepsze? Żaden. Przeciwnie – ma interes w tym, żeby drogi były jak najgorsze.
Jeżeli to państwo jest odpowiedzialne za to, żeby nasze pożywienie jest bezpieczne, a niebezpieczne pożywienie zwiększa jego budżet, jaki interes ma w tym, żeby zadbać o to, by to co jemy było bezpieczne? Żaden. Przeciwnie – ma interes w tym, żeby było jak najwięcej niebezpiecznego pożywienia.
Mógłbym tak wyliczać w nieskończoność, ale mam nadzieję, że już rozumiesz do czego zmierzam. Jeżeli nawalisz w pracy, tracisz ją. Jeżeli to rząd nawali, dostaje podwyżkę. Jak wykonywałbyś swoją pracę, gdyby stosowano w niej taki system wynagrodzeń?
Tragedia wspólnego pastwiska
Za Wikipedią: „W ekonomii, tragedia wspólnego pastwiska (ang. tragedy of the commons) jest uszczupleniem wspólnych środków danej grupy osób przez jednostki należące do tej grupy, działające we własnym interesie, pomimo świadomości, iż jest to działanie sprzeczne z interesem grupy jako całości”.
Podstawą etatyzmu jest założenie, że musimy mieć jakieś wspólne zasoby, którymi bez rządu trzymającego nad nimi pieczę i regulującymi je, nie moglibyśmy się cieszyć. Gliniarze-radarowcy są nam koniecznie potrzebni, bo gdyby nie oni, wszyscy jeździlibyśmy po pijaku i olewali czerwone światła, co doprowadziłoby do masowych mordów i destrukcji. „My” musimy zakazać picia alkoholu w miejscach publicznych, żeby dzieci mogły bezpiecznie bawić się w parkach. Na powszechnej edukacji korzysta całe społeczeństwo, więc nawet ludzie, którzy nie mają własnych dzieci muszą płacić za edukację innych.
Z dnia na dzień, rząd stara się zakwalifikować jako „wspólne zasoby” coraz więcej dóbr i usług. Wszystko – zaczynając od leków, a kończąc na napojach gazowanych – jest ludziom potrzebne, a więc rząd musi się wpychać – z typową dla siebie przemocą – we wszystkie nasze sprawy.
A teraz bez owijania w bawełnę. Jedynym rozwiązaniem dla tragedii wspólnego stada jest wyeliminowanie wspólnego stada.
Nie istnieje coś takiego, jak tragedia własności prywatnej. Jeżeli ktoś jest właścicielem jakiegoś dobra, zwykle o nie dba. Nikt nie kupuje domu po to, by go spalić. Podobnie, nikt nie kupuje jakiegoś zasobu, na który jest wysoki popyt po to, żeby zatrzymać go dla siebie – przetwarza go i sprzedaje za adekwatną cenę, aby mieć środki na zakup większej ilości tego zasobu (lub na zakup innych dóbr).
Nie twierdzę, że w ogóle nie byłoby wspólnych dóbr – byłyby one po prostu rozsądniej rozporządzane. Zastanówmy się. Rząd zarządza drogami publicznymi, parkami i policją, a jednocześnie prowadzi wojny, tworzy programy przeznaczone do śledzenia wszystkich ludzi na całej planecie i wszystkie inne okropieństwa, za które nienawidzimy państwa. Firma prywatna natomiast byłaby w stanie świadczyć wszystkie pożyteczne usługi za niższą cenę, bez konieczności opłacania kosztów usług niemoralnych i ze świadomością konsekwencji porażki. Biorąc pod uwagę, że obecnie aby zapłacić za wszystkie te „usługi”, musisz wyłożyć 10 tysięcy dolarów rocznie w ramach samego podatku od nieruchomości, a jeszcze do tego płacisz podatek dochodowy, obrotowy, inflację i inne bzdury – czy zapłacenie jednego dolara za wizytę w parku byłoby naprawdę takie straszne? Naprawdę taka straszna byłaby konieczność zapłacenia dwóch dolców za przejechanie się autostradą? W ostatecznym rozrachunku zapłaciłbyś znacznie mniej za znacznie lepsze usługi – no i nie groziliby ci ludzie uzbrojeni w broń atomową…
Technologia
Jeżeli zamiast rynku regulowanego przez rząd, pozwolilibyśmy na swobodną wymianę dóbr i usług, jak wpłynęłoby to na technologię? Nawet teraz, pomimo ciężkiego brzemienia licencjonowania, regulacji, podatków i ochrony własności intelektualnej, technologia z dnia na dzień rozwija się coraz szybciej. Możemy więc założyć, że bez owego brzemienia, rozwijałaby się jeszcze szybciej.
Dziś ludzie pytają anarchistów „Kto będzie budował drogi?”. Kiedyś pytali abolicjonistów „Kto będzie zbierał bawełnę?”. Czy w tamtych czasach ktokolwiek byłby w stanie wyobrazić sobie maszyny, które pobierałyby ropę z wnętrza ziemi i przerabiały ją na paliwo napędzające inne maszyny wykonujące te wszystkie prace automatycznie?
Tak więc kiedy pytasz mnie „Kto będzie budował drogi?”, moja odpowiedź brzmi „Pieprzyć drogi, ja chcę latać!”.
Wiele lat temu, rząd uznał elektryczność za tak wspaniały wynalazek, że wykorzystał swoją władzę nad zasobami wspólnymi, aby stworzyć linie elektryczne dostarczające ją do naszych domów. A gdyby tak brak zasobów wspólnych zmusił inżynierów do stworzenia bardziej wydajnych generatorów, które każdy z nas posiadałby w swoim domu? Nie byłoby przerw w dostawie prądu ani ciągłego grożenia nam pod pozorem ochrony cyberprzestrzeni i całej infrastruktury. Taka technologia już istnieje i myślę, że byłoby cię nią stać gdybyś nie musiał płacić za wojny, szpiegostwo i wszystkie działania rządu nierozerwalnie związane z ciągłym inicjowaniem agresji wobec nas wszystkich.
Wnioski
Kiedy pytasz się jak będzie coś funkcjonowało, jeśli nie będzie istniał rząd, jedyną odpowiedzią, jaką mogę i jaką powinienem ci zaoferować jest: „Nie wiem”. Jeżeli zadałbyś to pytanie kilkunastu różnym anarchistom, otrzymałbyś kilkanaście różnych odpowiedzi. Cechą wolnego społeczeństwa jest to, że jednostki mogą dokonywać różnych wyborów. To, co odpowiada mi, niekoniecznie musi odpowiadać komuś innemu. Jeżeli będziemy nawzajem szanować nasze decyzje i pozwolimy działać wolnemu rynkowi, nie możemy przewidzieć jakie rozwiązania zaoferuje nam tenże rynek. Wiemy natomiast, co zaoferuje nam rząd. Biedę, niedolę i śmierć. Przez większość czasu, sami dogadujemy się między sobą, współpracujemy i wybieramy rozwiązania problemów korzystne dla obu stron. Rząd natomiast – w najlepszym wypadku – sprawia, że jeden z nas zostaje pokrzywdzony, a w większości przypadków – cierpimy na tym wszyscy.
Pozwolę sobie zakończyć artykuł, cytując Roberta Higgsa:
To nie anarchiści próbowali przeprowadzić masową rzeź Ormian w Turcji, to nie oni zagłodzili miliony Ukraińców na śmierć, to nie oni stworzyli obozy śmierci dla Żydów, cyganów i Słowian, to nie oni bombardowali większe miasta niemieckie i japońskie, to nie oni spuścili bombę atomową na dwa z nich, to nie oni przeprowadzili «wielki krok naprzód», który doprowadził do śmierci milionów Chińczyków, to nie oni próbowali zamordować każdego wykształconego obywatela Kambodży, to nie oni rozpoczynali kolejne brutalne wojny, jedna po drugiej i to nie oni wprowadzili sankcje gospodarcze, które doprowadziły do śmierci 500 tysięcy irackich dzieci.
W debatach pomiędzy anarchistami i etatystami, to ci drudzy powinni być zmuszeni do obrony własnej idei. Chaos wprowadzony przez anarchię jest tylko potencjalnym zagrożeniem. Natomiast chaos wprowadzony przez rządy jest niezaprzeczalnym, straszliwym faktem.