Adam Kokesh – bojownik o wolność
Przez ostatnie parę lat poznaliśmy kilku bojowników o wolność. Julian Assange, Edward Snowden, Bradley Manning, Dread Pirate Roberts i Adam Kokesh. Lista powinna być dłuższa, ale są to anonimowe dla większości osoby. O Assange’u, Snowdenie i Manningu wiecie z mediów, o DPR pisaliśmy tutaj, natomiast o Kokeshu nadal nie ma materiałów po polsku, poza Forum Libertarian.
Kim jest Adam Kokesh? To 31-letni libertarianin, który jest weteranem wojennym i sprzeciwia się dalszym wojnom. Był w Marines 8 lat, brał udział w wojnie z Irakiem, zdobył stopień sierżanta, ale został zdegradowany za przywiezienie z wojny pistoletu. Brał udział w wielu protestach i manifestacjach, np. w marszu weteranów wojennych popierających Rona Paula w 2012. Ma również swój podcast, który możecie znaleźć tutaj. Startował w wyborach do Kongresu 2010 r. w stanie Nowy Meksyk, ale przegrał z Tomem Mullinsem, startowali z Partii Republikańskiej. Adam zdobył 9011 głosów, a to stanowi 29% wszystkich oddanych głosów.
Ale czy to wszystko czyni go kimś…szczególnym? I tak, i nie. Osobiście uważam, że najważniejszy jest jego pomysł z maja, czyli marsz ludzi popierających prawo do posiadania broni, który miał się odbyć w Waszyngtonie w Dzień Niepodległości (4 lipca). Miał być pokojowy, a jego uczestnicy mieli w razie czego nie stawiać oporu podczas aresztowania.
Po majowym zatrzymaniu, tj. 23 maja, Adam zdecydował, że marsz powinien być rewolucją, a nie zwykłą manifestacją. Co ciekawe, jako były wojskowy, nie owija w bawełnę i mówi ludziom wprost, że mogą albo dołączyć do Amerykańskiej Armii Rewolucyjnej, albo „zostać w domu, przytyć, oglądać fajerwerki z bezpiecznej odległości i pozwolić, aby Dzień Niepodległości był dniem jak każdy inny”.
Miesiąc przed marszem wrzucił na swój kanał na serwisie YouTube 23-minutowy film, który rozpoczyna słowamiListen up, pussies!”. Próbuje przywołać do porządku m.in. internetowych wojowników, amerykańskich libertarian i tych, którzy potrzebują kogoś, kto by decydował o ich życiu. Mówi, że ruch wolnościowy ma do wyboru dwie drogi — drogę Misesa, Hayeka itd., czyli edukację, pracę u podstaw, i drogę walki z państwem. Wyśmiewa fakt, że ludzie wolą siedzieć na kanapie i narzekać na brutalną policję, na drony zabijające dzieci, zamiast przeciwstawić się Lewiatanowi. Dostaje się również takim postaciom jak Lew Rockwell, John Stossel czy Ron Paul, którzy ani słowa nie powiedzieli nt. zatrzymania Adama. Oburza go też fakt, że ludzie uznają, np. Rockwella, który namawiał Rona Paula do bycia trochę bardziej rasistowskim, aby przekonać rasistów do libertarianizmu, za lidera ruchu wolnościowego. Przypomina także, że Amerykańska Rewolucja nie była o konstytucję, a o wolność. Czy Adam Kokesh ma rację? Zapewne tak, skoro nawet w polskim ruchu wolnościowym niektórym ludziom nie chce się robić spotkań czy akcji edukacyjnych, nie wspominając o praktycznym agoryzmie. Czy to wina ludzi? Częściowo tak, aczkolwiek można im wybaczyć, ponieważ ci ludzie mają rodziny i jeśli mają wybrać między swoimi bliskimi, a walką, w której mamy małe szanse na wygraną, to co wybiorą? Mało kto decyduje się na tak duże ryzyko, dlatego środowisko wolnościowe powinno się bardziej zintegrować i wspierać się, mimo różnic ideologicznych. Wtedy być może wolnościowcy będą bardziej ryzykować i bardziej poświęcać się walce o wolność. Należy również pamiętać o dużym wpływie świadomości o wielkości aparatu przymusu.
Wcześniejsze ujęcia nie były aż tak ważne. Raz po pewnym zatrzymaniu został zapytany przez reportera o pozwolenie na protest, w odpowiedzi wyciągnął konstytucję Stanów Zjednoczonych i odpowiedział, że posiada takie zezwolenie, a nazywa się ono „prawem do zgromadzeń”. Liczą się dwa ostatnie — z maja i z lipca. Dlaczego więc został nie tak dawno zatrzymany dwukrotnie?
W maju, już po zapowiedzi marszu, został zatrzymany na imprezie przeciwko prohibicji za „palenie marihuany” i „stawianie oporu podczas aresztowania”. Zarzuty okazały się nieprawdziwe i został prędko wypuszczony. Dość szybko odwołał marsz, który miał się odbyć w stolicach wszystkich stanów. Dlaczego? Być może było zbyt mało chętnych.
W Dzień Niepodległości zrobił jednoosobową manifestację, którą nakręcił i wrzucił na YouTube. Na krótkim filmiku z jego przemówieniem ładuje strzelbę w Dystrykcie Kolumbia, czyli w amerykańskiej stolicy, a tam zabronione jest przenoszenie broni — ukrytej jak i widocznej. Bohater artykułu znajdował się na Freedom Plaza, więc w tle możemy zobaczyć Biały Dom. Policja debatowała nad tym, czy go zatrzymać, ponieważ mógł użyć blue box. Na szczęście waszyngtońskiej policji Adam Kokesh przyznał się do „winy”:
Byłem tutaj i załadowałem strzelbę w Dzień Niepodległości, ale nie zabiłem nikogo. Nie zabiłem żadnego dziecka, nie ukradłem żadnemu dziecku przyszłości. Nie zadłużyłem tego kraju. Nie popełniłem żadnej ze zbrodni za które jest odpowiedzialny człowiek mieszkający dwie przecznice stąd, w Białym Domu.
9 lipca oddział SWAT amerykańskiej Służby Parków Narodowych zrobił nalot na dom Kokesha. W nalocie udział wzięły dwa helikoptery, ponad 20 członków oddziału SWAT i lekki pojazd opancerzony. Przeszukanie trwało parę godzin i znaleźli parę sztuk broni, a także małą ilość grzybów halucogennych, które są zakazane. Adam się do nich nie przyznał i twierdzi, tak jak jego współlokatorzy, że zostały podrzucone. Należy pamiętać, że amerykańskim policjantom idea podrzucania narkotyków nie jest obca. Ba, nawet w Polsce pojawiają się głosy, że policjanci podrzucają ludziom narkotyki, aby mieć lepsze statystyki. Aktualnie bohater naszego artykułu pozostaje nadal zamknięty.
Czy Adam wyjdzie z tego bez szwanku? Czy dokona reorganizacji ruchu wolnościowego w Ameryce? Czy dotrzyma słowa i 4 lipca 2014 r. zobaczymy bunt przeciwko rządowi federalnemu? Mam nadzieję, że wkrótce otrzymamy odpowiedź na te pytania.
PS: Pierwsza agorystyczna agencja ochraniająca swoich klientów przed państwem i wspierająca ich w kontrekonomii stwierdziła, że Adam Kokesh nie jest już jej klientem. Dlaczego? Cóż, jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. Więcej informacji znajdziecie tutaj.
Autor: Aleksy Przybylski