A A +

Pasty z dyskusji internetowych cz.3

31 października 2014 Publicystyka

Trzecia odsłona różnych ciekawych, często kontrowersyjnych fragmentów wątków wyciągniętych z wolnościowych for internetowych. Zachęcam do przysyłania swoich własnych (samo napisanych lub znalezionych) past, które mogą pojawić się w kolejnych częściach. Pisownia w dużej mierze oryginalna, poprawiłem jedynie najbardziej rażące literówki i braki przecinków.

O konflikcie w rodzinie, czyli dlaczego frondziarze, pseudopoganie i korposzczury gówno wiedzą o Halloween

  (UPADEK OKCYDENTU)


Temat który N. podjął zasługuje na bliższe przyjrzenie się sprawie, ponieważ nic chyba nie wywołuje takiego bólu dupy i egzaltacji u wszystkich, od tradsów po neopogan, poprzez śmieszków i frondziarzy. Więc rozłóżmy to na czynniki pierwsze

Halloween, jak sama nazwa wskazuje, nie oznacza to nic więcej jak „wigilia wszystkich świętych” i jest zlepkiem kilku katolickich tradycji (tak katolickich): irlandzkich zwyczajów które wróciły w IX wieku i zlały się z obchodami WŚ, które jak wszyscy wiedzą obchodzono w maju, a potem papież na wniosek świętego cesarza rzymskiego Lotara I przeniósł na listopada, potem doszedł dzień zaduszny 2 listopada, ale Irlandczycy zostali przy swoich obchodach, bo tam od czasów Patryka heterodoksja była zawsze silna. Drugim obyczajem, który się na to złożył, jest późnośredniowieczny obyczaj francuski, zbiegający się z początkiem motywu danse macabre w sztuce (trauma po czarnej śmierci, takie tam), a który najbardziej rozwinął się w kulturze barokowej. Wyglądało to tak, że procesja przebranych za szkielety i duchy tańcowała przez miasto i bawiła wieczorem 2, listopada po dwóch dniach pobożności i zadumy – pomysł na taką formę został wzięty z zabaw z okresu dotyczącego karnawału, a kiedyś karnawał był obchodzony w różnej formie parę razy w roku (ale o tym kiedy indziej). Te dwie tradycje spotkały się, kiedy irlandzcy emigrancie przynieśli do USA swoje tradycje, a montrealscy frankofońscy i włoscy emigranci swoje, ale czegoś tu brakuje chyba? No właśnie Meksykanie. Odkąd w granicach amerykańskich znalazło się sporo Meksykanów, przynieśli oni swój zwyczaj święta zmarłych; zapewne ktoś myśli, że to zaadaptowane indiańskie zwyczaje po chrystianizacji? Taki chuj, kiedy w XVI-wiecznych kościołach meksykańskich świeżo nawróceni Indianie zobaczyli motyw szkieletów i danse macabre nie wzięli tego za artystyczną antropomorfizację śmierci, tylko zaczęli traktować dosłownie – misjonarze mówili, że chuj, że to nie tak, ale w końcu obyczaj się tak przyjął, że uznano to za heterodoksje, tak jak bardzo silny lokalny meksykański kult Santa Muerte. Święta Smierć, czyli personifkacja anioła śmierci, przyjęła się do tego stopnia, że do tej pory margines społeczny Meksyku uznaje ją za patronkę i ma swoje całkiem popularne święto (kto oglądał Breaking Bad ten ma kminę jak to wygląda), jedni mają kremówki, inni piniatę z czaszką, co kto lubi.

No i mamy komplet, wszystko dzięki imigrantom spopularyzowało się w USA; pech chce, że USA nawet pod koniec XIX wieku były kulturowo turbo-protestanckie, więc nie było mowy o adaptacji Wszystkich Świętych, bo nie ma mowy o kulcie świętych, został więc zlepek około świeckich zwyczajów. Protestanci dołożyli tylko zwyczaj ‘trick or treat’ wzięty z Anglii, z obchodów dnia Guya Fawkesa. Jak wiadomo obecnie uwielbianemu kato-anarcholowi nie udało się niestety wyjebać w powietrze purytańskiego tyrana Jakuba I Stuarta i powstało święto 5 listopada. Kiedy katolicy przestali być prześladowani i łaskawie pozostawiono im bardzo ograniczone prawa obywatelskie, pijani anglikanie mieli w zwyczaju odwiedzanie domów katolickich w stanie upojenia i domaganie się „podarku lub psikusa”, oczywiście miało to wtedy raczej formę „dawaj wódę papisto albo wpierdol”. W USA obchodzenie 5 listopada przestało mieć sens, ale parę zwyczajów pozostało, no i tak w ogólnym zarysie przedstawia się historia tego amerykańskiego zwyczaju, który jest odbiciem etno-tygla tego kraju.

Więc czy to rozwiązuje problem, można adaptować, śmieszkować itp. jak z walentynkami? Za chuja pana nie.

Tradsi jak wiadomo spinają się o wszystko, tutaj spina wynika z faktu, że kulturowi marksiści i inne barachło chce użyć amerykańskiego zwyczaju, aby zastąpić nim katolickie WŚ i wprowadzić śmieszko-kulturę korpo do domów Polaków. Przywoływany jest tutaj też stary argument Filipa z Wrocławia (wychowanek jezuitów nazywany śląskim Loyolą) o chęci zyskiwania mamony na święcie przez handlarzy w skutek sprzedaży około karnawałowych bibelotów i odwrócenia uwagi wiernych od sprawy własnego zbawienia. Miałoby to może i odbicie w rzeczywistości, gdyby nie jeden detal. Polacy na skutek PRL nie obchodzą już Wszystkich Świętych; Polacy obchodzą dwudniowe święto zmarłych, gdzie wydają krocie na znicze i wiązanki i w pospiechu odwiedzają mogiły swoich bliskich, gdzie raz na jakiś czas pojawi się zaduma i pytania egzystencjalne. I jest to piękny zwyczaj, tyle że zsekularyzowany w ogromnym stopniu, bo 1 listopada mało kto myśli i zastanawia się nad własną świętością oraz adoruje tych, którzy zbawienia dostąpili, więc w wielu przypadkach nawet jeżeli mówimy o typowym niedzielnym katoliku, to w jego wydaniu mamy właśnie takie obchody 1 listopada, o właśnie, już sam fakt tego jak duża część starszego pokolenia mówi „1 listopada” a nie „wszystkich świętych” wiele pokazuje.

Kolejne grupy to jednak dwie strony tego samego obola, frondziarze i korpośmieszki.

Korpośmieszki, jak zauważył N, aż pędzą, aby przed listopadowym ‘grobingiem’ zażyć jeszcze cotygodniowego rytułału ‘piąteczku’, czyli obowiązkowej najebki w lans-towarzystwie, tyle że tym razem dochodzi dynia, jakieś przebranie za ducha i imprezka halołinowa, jest dodatkowa okazja, bo czasem halołinowy ‘piąteczek’ może wypaść w środe, więc tym lepiej! Tymczasem frondziarze nie dają za wygraną, niczym hugenoccy kaznodzieje grzmią z portali o tym, że pagan, satan i ciężki rock zjedzą ich duszę, a dzieci przebrane za superbohaterów łażące od drzwi do drzwi skazują się na wieczne potępienie, albo co gorsza zaczną sobie wstrzykiwać marihuanę i słuchać Popka z Firmy.


Ale zarówno śmieszki jak i frondziarze zapomnieli o jednym, o tym, że mamy w kraju obyczaj tak przejebany i szatański, że święto dyni wygląda przy tym jak herbatka u pastora… andrzejki

Mix pogańskich obrzędów i XIX-wiecznych zabaw w okultyzm, wróżbiarstwo i wczesnonowożytne legendy o czarownicach – wszystko wrzucone razem, wrzucone do kotła i pomieszane z wódą i piwskiem, a z patronem Szkocji i rzeźników ma to tyle wspólnego co psi kutas, ale tutaj nikt nie bóldupi, oj nie, śmieszkowie i tak będą w swoim spierdoleniu w firmie chcieli pokazać, że są światowi, więc nie będą się przebierać na polskie andrzejki, bo jeszcze im kurwa wąsy wyrosną. Frondziarzy też ten temat nie zajmie i nie będą przestrzegać przed diabłem, oj nie. Przecież wiadomo, że jebanie po dzieciakach w strojach na szkolnej imprezie jest bardziej widowiskowe i można wyglądać na bardziej dojebanego przedstawiciela antemuralis christianitatis, niż kiedy skrytykuje się coś, co ma związek z polska tradycją, bo wtedy ani bracia Karnowscy, ani Cejrowski nie poprą, chuj że zwyczaje andrzejkowe mają wiele wspólnego w swych korzeniach z nekromancją oraz ze składaniem ofiar z ludzi, ale nie kurwa, tu problemu nie ma, a może poprostu frondziarze są zbyt tępi, aby zobaczyć koniunkturę medialną zaledwie miesiąc później? E nie, na pewno nie, przecież wszystkie ich akcje są przemyślane od deski do deski.

Zastanawiacie się więc w świetle powyższych, która grupa jest najbardziej spierdolona na punkcie dyni? Czy są to polscy „racjonaliści”, którzy nic poza ‘bogiem urojonym’ nie czytali i obchodzą racjonalne jak chuj święto myśląc, że pochodzi z pogaństwa (też oczywiście racjonalnego jak chuj), tylko po to, aby wkurwić kler? Nie, najbardziej spierdolona grupą są neo-poganie.

Już widzę te krzyki wśród czcicieli Swarożyca „jak to tak, halloween dobrze, bo to jak nasze Dziady, impreza, chlanie, Samhain, Celtowie!”. No i taki chuj.

Samhain nie było miłą uroczystości – problem polega na tym że współczesnym zlewa się to z dożynkami celtyckimi obchodzonymi na początku października – wtedy były ognie, piwo i jebanie się po kątach. Samhain było początkiem zimy, co dla ludów na północ od Alp oznaczało trwogę; w czasie Samhain gaszono ognie nie tylko na polach, ale i w domach, przebierano się w szmaty, smarowano twarze popiołem i bano się, aby duch zmarłego w tobie nie zamieszkał, od czasu do czasu dla pewności składano też ofiary z ludzi i na pewno wtedy nie bawiono się na hucznych imprezach. Inna rzecz, że osobną notkę warto by poświęcić w całości neo-poganom, którzy bawią się w pogaństwo, a chcą przy tym zachować judeochrześcijańska etykę, tzn. oni pewnie nie wiedzą, że takie rzeczy jak przyrodzona godność ludzka i wolna wola nie wzięły się z dupy i jeśli chcieliby wrócić do ‘rodzimej wiary kurwo’, musieliby popierdolić takie rzeczy jak kształtowanie własnego życia i zdać się na przeznaczenie utkane przez Moiry i Norny, oraz mieć świadomość, że jak plony będą chujowe, to nie jest to wina czynników naturalnych, więc trzeba udoskonalić produkcję i coś zmienić, tylko trzeba będzie przyjąć, że bogowie się obrazili i złożyć co lepsze dupy na osiedlu im w ofierze, aby ich przebłagać (albo chociaż Pikusia złożyć). Tak to już jest z pogaństwem – wszystko fajnie, dopóki tańczymy przy ognisku, schody zaczynają się wtedy, kiedy coś nie wyszło i trzeba ustawić wickermana z drewna i kogoś w nim spalić.


Ale oni zaraz zaczną krzyczeć „Dziady, Dziady, precz z chrześcijańskim zabieraniem świąt!” (Od razu powiem, że o pół-trylobitach od zeitgeista na zasadzie „chrześcijaństwo nie ma własnych świąt, wszystko ukradli” będzie inna notka w grudniu, bo nie można już tego pierdolenia słuchać). Dziady były obchodzone 2 listopada, a nie 31 października, i też o ile się orientuję, były świętem smutnym jak pizda bogini Hel, gdzie kładziono jadło na mogiłach zmarłych i nie upijano się, więc śmieszkowanie 31 paźdzernika nie jest zbyt ‘rodzimowiercze’; druga rzecz, że tzw. rodzimowierstwo jest sztucznym tworem i pokłosiem panslawizmu – dość powiedzieć, że jego wyznawcy wierzą w te XIX-wieczne carskie brednie o tym, że Słowianie przybyli tutaj w V wieku i są jedną rodziną. Każdy lud w tej części Europy około VI/VII wieku był już mieszanką nowo przybyłych i autochtonów; w przypadku ziem polskich główną role odegrali Wandalowie, którzy wiele przejęli po Celtach i związaną kulturą łużycką; nawet w XII wieku w kronikach pisano, że Polacy to potomkowie Wandalów. No ale po chuj w to wierzyć, lepiej uznawać mit ‘słowiański’ i zapomnieć, że Dziady maja pochodzenie zapewne scytyjskie; lepiej jest przyjąć 170 letni konstrukt, używać staroruskich nazw i określać to ‘rodzimym” oraz zapomnieć, że te ludy nigdy nawet nie stworzyły spójnego panteonu. A stąd już jest tylko krok do politycznego panslawizmu i do podniecania się Donatanem, który mówi, że jakie to wszystko ‘obce, nie nasze, a nasze prawdziwe jest słowiańskie, świaszczycy znak, Rosjanie i armia czerwona to nasi bracia”. Jak więc widzicie, Donatan ma gówno zamiast mózgu i chce nas odciąć od wszystkiego co łacińskie niczym doktrynerzy Bieruta.

Tak wiec pamiętajcie, że od jarania się halloween jest już prosta droga do bycia fanem Dontana, a Donatan to nie tylko upadek Okcydentu, to odcięcie się od Okcydentu. /S

Przydatne lektury:
Jaques le Goff „Kultura średniowiecznej Europy”
Philippe Walter „Mitologia chrześcijańska”

Źródło: https://www.facebook.com/UpadekOkcydentu/posts/324167961098477

1920299_323789371136336_7948001092224820293_n

Kuce a Putin – Tomasz Maciejczuk

Do przyjaciół kuców zachwycających się Putinem:

Szanowny przyjacielu Kucu,

Czy jako radykalny wolnorynkowiec, zatwardziały obrońca wolności człowieka i zdecydowany przeciwnik wszystkiego co państwowe… popierasz interwencjonizm Putina? Budowanie państwowych firm rolniczych? Hmm, nie? No to może zwiększanie podatków w celu finansowania państwowych programów socjalnych? Też nie? No to może popierasz ograniczenia w dostępie do broni wśród zwykłych obywateli? Znowu nie? No to może podoba Ci się, że Putin za pieniądze podatników buduję fabryki samochodów, których nikt nie chce kupować, więc idzie krok dalej, nakłada 200% cła na samochody spoza Rosji, a później jeszcze ratuje państwowego producenta samochodów pieniędzmi podatników i robi to co roku za każdym razem obiecując, że będzie lepiej? A może podobają Ci się nowe propozycje zmian w prawie dotyczące obywateli Rosji posiadających drugie obywatelstwo przewidujące zakaz opuszczania kraju do czasu zdecydowania się, które obywatelstwo chcemy zatrzymać, a którego chcemy się pozbyć? Hmm, a może podoba Ci się ustalanie przez państwo minimalnych cen na alkohol i papierosy? Albo może popierasz wypłacanie odszkodowań przez państwo w przypadku, gdy komuś woda zaleje dom, bo wybudował się na terenach zalewowych? Hmm, może jeszcze to… popierasz nowe przepisy wprowadzające obowiązek podawania danych paszportowych przy logowaniu się do publicznej sieci Wi-Fi? A może popierasz utrzymywanie kolei państwowych z pieniędzy podatników? Lub finansowanie produkcji filmowych z budżetu państwa?

Nie? To dlaczego wspierasz Putina? Bo chcesz zrobić na złość mainstreamowi? Kucu, ogarnij się, nie tędy droga.

Kieżun – Tomasz Malinowski

Nie czytałem „Patologii transformacji”, natomiast widziałem i czytałem wywiady z prof. Kieżunem – i muszę powiedzieć, że po prostu pierdoli jak potłuczony, wychodząc z absurdalnego i sprzecznego z faktami założenia, że gospodarka PRLu była gospodarką świetnie funkcjonującą, a transformacja ustrojowa doprowadziła do ruiny. Skoro za PRLu było tak dobrze, to dlaczego było tak źle?

Otóż dlatego, że w przypadku gospodarki PRLu nie można mówić w ogóle o jakimkolwiek racjonalnym funkcjonowaniu. Ustrój gospodarczy PRLu uniemożliwiał kalkulację ekonomiczną, w związku z czym działania gospodarcze były prowadzone w oderwaniu od realnych potrzeb społeczeństwa. I profesor Kieżun może się rozpływać nad ilością i jakością polskich kondensatorów albo statków – ale fakty są takie, że ludzie w tym czasie nie potrzebowali kondensatorów i statków, tylko butów, cukru, papieru toaletowego i sznura do snopowiązałki, a tego jakoś nie było. Zresztą skoro polska elektronika była taka dobra (jeden z przykładów podawanych przez Kieżuna), to dlaczego po transformacji korzystaliśmy w telefonów, kserokopiarek i komputerów produkcji amerykańskiej, japońskiej albo niemieckiej? Otóż dlatego, że polska elektronika na papierze wyglądała świetnie, ale w rzeczywistości była niewiele warta.

Gospodarka PRLu była gospodarką funkcjonującą w oderwaniu od zapotrzebowania społeczeństwa, gospodarką tragicznie zacofaną, gospodarką nie potrafiącą dostarczyć podstawowych dóbr i usług. Zagraniczne inwestycje po 1989r. wcale nie pogrążyły polskiej gospodarki, bo nie było nawet czego pogrążać – zagraniczne inwestycje pozwoliły przynajmniej częściowo nadrobić zapóźnienie cywilizacyjne, które zawdzięczaliśmy „światłym planistom” pokroju prof. Kieżuna. Czy prywatyzacja i zagraniczne inwestycje zostały przeprowadzone bez zarzutu? Oczywiście nie. Czy pozostawienie gospodarki w rękach państwa i jego „światłych zarządców” pokroju Kieżuna dałoby lepsze efekty? Nie, doprowadziłoby jedynie do utrwalenia tego zapóźnienia cywilizacyjnego.

Podsumowując: kompletnie nie rozumiem jarania się leśnym dziadkiem smutającym, że nikt nie słuchał jego światłych rad i pieprzącym farmazony o tym, jak to zajebiście było w PRLu i jak zagraniczni prywaciarze to wszystko rozpieprzyli.

Większość firm w trakcie transformacji miała ujemne kapitały własne – czyli de facto w większości były to przedsiębiorstwa bliskie upadłości. Zresztą tutaj problem jest o wiele bardziej złożony niż wszystkim się wydaje. Problemy firm pojawiały się od momentu pierwszych reform Messner’a – quasi-ceny rynkowe, początki reform sektora bankowego etc.etc. Dopóki wszystko leciało na centralnym planowaniu bez możliwości rachunku ekonomicznego nikt nawet nie wiedział co jest efektywne, a co nie jest. Pierwsze reformy i wtłoczenie tylko kilku elementów gospodarki rynkowej już pokazywało jaki jest status tych przedsiębiorstw. Po 2 oczywistą oczywistością jest strategia zajmowania rynków przed zagranicznych przedsiębiorców. Na początku były stosowane projekty joint-venture etc.etc. z drugiej strony sytuacja przedsiębiorstw była tak tragiczna, że trzeba było je sprzedać czym szybciej. Pojawiają się głosy kilku prof. o wartości godziwej i aktywach firm państwowych, które były sprzedawane i o nakładach inwestycyjnych w latach ’80 i tworzenia tzw. pillar industries, ale to można włożyć pomiędzy bajki!

Te rzekomo wspaniałe zakłady w 1989 i 1990, po zetknięciu się z regułami ekonomii, zwyczajnie zaczęły padać jak muchy. Jak to wyglądało? Po pierwsze brak było kultury pracy, kultury zarządzania… Odziedziczyliśmy masę upadłościową. Ile osób pamięta, że chciano produkować te wszystkie wyroby, ale nikt ich kupować nie chciał? Co zabawne, niektórzy profesorowie wciąż mylą dwa pojęcia: wartość księgowa i wartość rynkowa. Proszę sprzedać chłam w wartości księgowej. Wyrobów ówczesnych polskich firm nikt kupować nie chciał, a na zakup technologii pieniędzy nie miały, zaś pracownicy, od góry do dołu mieli szalenie niską kulturę pracy.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej istotnej rzeczy – hiperinflacji, indeksowaniu środków trwałych, zaburzeniu dla „przedsiębiorców” możliwości oceny inwestycji, zaburzeniu ogólnej struktury cen etc.etc. Niech sobie każdy z was przypomni jak coś przyjechało z zagranicy i było sprzedawane bezpośrednio z TIRa. Teraz o tych wszystkich problemach początku lat ’90 zapominamy, ale to był ciężki kawałek chleba. Brałeś kredyt na inwestycję i miałem telefony z banku o ile więcej musisz dopłacić tylko przez kwestię związane z hiper-inflacją. Transport miał się bardzo dobrze, bo w większości płacone było w markach niemieckich .


Średniowiecze – Paweł Włodzimierz Awdaniec Słomka

Zanim się ktoś wypowie nt. organicyzmu i feudalizmu w Europie przed absolutyzmem i przed merkantylizmem, to wypadałoby, aby coś na temat przeczytał, nim zacznie bazować na hollywood itp. itd. Widac że pan Piotrowski należy raczej do tej kategorii ludzi, którzy żadnej fachowej literatury mediewistycznej w życiu nie czytali i popisuje się na lewo i prawo ignorancją. Nie zacznę więc od polecenie literatury, skoro mamy do czynienia z poziomem wiedzy jak po przeczytaniu podręcznika ze stalinowskiej podstawówki, wiec polecę coś popularnonaukowego w formie audiowizualnej – zacznę od siebie (a co):

http://www.youtube.com/watch?v=nbagdsm9CHo

potem polecam zobaczyć ten króki filmik

http://www.youtube.com/watch?v=cOjTpGmOyfw 

oraz nagrodzony emmy dokument nieocenionego popularyzatora mediewistyki Terryego Jonesa (jednego z Pythonów):

http://www.youtube.com/watch?v=Yg3YDN5gTX0

Nie wiem też jak bardzo oderwanym od rzeczywistości trzeba być, aby nie tyle patrzeć na historię w kategoriach nienaukowej i wiele razy obalonej teorii walki klasowej, co nie kojarzyć faktów, tzn mylić niewolnictwo okresu późnostarożytnego z Europą, gdzie obowiązywał już prawonaturalizm i etyka judeochrześcijanska, i powtarzać bzdury o ‚zakazie poruszania się” itp. itd. i inne wyssane z palca bajki. Fakt czemu Gwiazdowski odniósł się do okresu I RP (bo tak było w oryginale dyskusji, ktoś przerobił mema, aby było bardziej chwytliwe) jest oczywisty – w I RP nie doszło do absolutyzacji i centralizacji władzy oraz do utworzenia systemu merkantylistycznego, jak w krajach absolutystycznych (w Polsce po prostu utrzymał się ogranicyzm, który funkcjonował w Europie w dobie rozkwitu i późnego średniowiecza) i wg szacunków w XVI i XVII wieku chłopi płacili nie mniej niż 10% i nie więcej niż 15% tego co wytworzyli – to takie obrachunki, żeby przeciętny odbiorca zrozumiał, bo tu łatwo wpaść w pułapkę i nawet Gwiazdowski w nią wpadł. Dzień jest jednostką obrachunkową, nie dosłowną – oznaczało to w przybliżeniu wielkość pola, którą w jeden dzień zaora jeden człowiek, z tym że wszelkie świadczenia były naliczane nie per capita, tylko od gospodarstwa, tzn. że np. 4 osoby pracował na tzw. pańskiej części raz na dwa tygodnie, czyli gospodarz mógł wysłać syna albo parobka. Oczywiście dla kogoś tak pozbawionego rozeznania jak osoba która twierdzi że pracowało się ’16 godzin w polu’ warto przypomnieć, że praca polowa nie trwa cały rok (serio rola to nie fabryka) i nie było limitowanego czasu pracy – jednego dnia mogłeś pracowaś 6 godzin, innego 12, waśne abyś wykonał daną pracę w sezonie który jest najbardziej optymalny dla przyszłych zbiorów. Oczywiście muszę też wytłumaczyć fakt, że to co my nazywamy neologizmem ‚chłopstwo’, to stan społecznym a nie klasa społeczna – stany społeczne odróżniała kwestia prawna, tzn. kto ma jakie prawa i jakie obowiązki wobec wspólnoty, natomiast co do kwestii majątkowych, to mamy do czynienia z klasami społecznymi; społeczność wiejska składała się z mnogich klas majątkowych, bogatych i zamożnych chłopów, gospodarzy i obszarników, a po drugiej stronie chłopów bezrolnych, którzy pracowali u tych bogatszych. Oczywiscie potem (w Polsce też) pojawił się czynsz, z tym ze w krajach absolutystycznych pojawiły się podatki centralne i tym sposobem wprowadzono czynsz przymusowy, który nie zawsze był opłacalny i nie został wprowadzony dla wygody, w Polsce natomiast to samo środowisko wiejskie, czy jak kto woli chłopskie, pod koniec XV w. przeforsowywało fakt, aby świadczenia były dalej odróbkowe a nie monetarne, ponieważ w tym czasie mieliśmy do czynienia z krótkotrwałym spadkiem koniunktury na zboże i świadczenia czynszowe były tu nie opłacalne. Wstawki o decydowaniu o tym, kto się ma z kim ożenić, nawet nie będę komentował, bo widać mamy do czynienia z osobnikiem, który zapewne jako argument chetnie przywołałby wymyślone przez XIX-wieczną literature prawo pierwszej nocy (bo to jest mniej więcej ten poziom). Zanim zacznie się zabierać głos w jakiejś materii należy najpierw coś podstawowego w tym temacie przeczytać, bo inaczej wyjdzie się na całkowitego ignoranta. Przeglądanie internetu nie zrobi z Ciebie kolego z automatu ni to intelektualisty, ni polimaty. Pozdrawiam.

Zaoranie Nóg Prawicy nr 1 – (Upadek Okcydentu)

Jednym z bardziej odrażających zjawisk trawiących Okcydent jest samonapędzający się tandem prawicowych politycznych atencjuszek i ich fap-orszaków. I właśnie im jest dedykowany ten wpis. Raczej nie wyczerpie on tematu gnicia, w którym przyszło nam żyć. I na pewno też nic nie zmieni. No ale jakbym stawiali na skuteczność, to bym był w młodzieżówce SLD, a chyba nie o to chodzi.

Zwykłe atencjuszostwo różnych tam dzierlatek które dorwały się do lustrzanki i krzywią swoje buźki tak, aby nadać ustom kształt dzioba kaczki, można jakoś jeszcze zrozumieć. Głupie dziunie były, są i będą. Ich amatorów też nie zabraknie, bo i niby dlaczego miałoby tak się stać. Normalne zjawisko, nad którym można co najwyżej załamać ręce i wrócić do czytania św. Tomasza. Kiedy jednak do typowego atencjuszostwa dorabiana jest ideologia (a właściwie to ideololo), to niestety, ale zaczyna się uciążliwa choroba, która niczym przykra sraczka trawi Okcydent.

No bo jaki jest dziś najprostszy sposób na to, żeby poprawić sobie samopoczucie, oczywiście o ile jest się względnie młodą kobietą? To bardzo proste. Punkt pierwszy. Wkładamy na cycki tożsamościowy t-shirt z orzełkiem (wersja narodowa) lub feniksem (wersja kanapowa). Punkt drugi, cykamy sobie focię. Punkt trzeci, zakładamy profil publiczny na fb. Punkt czwarty to już czyste liczenie zaczepek, komentów od beta-orbiterów, wiader utoczonego przez nich nasienia, gorzkiego jak łzy grubasa bitego po WFie w szatni przez kolegów z klasy. Czysty zysk, ego leci do gwiazd.

Niech mi tylko ktoś w końcu wytłumaczy, co te lachy (zarówno w wersji kanapowej jak i narodowej) tak naprawdę osiągnęły. Skąd ich zatrważająca popularność. Czy one naprawdę wiedzą, co naprawić, jak zmienić Polskę? Mają firmy, doświadczenie życiowe, pokończone długoletnie, porządne studia? Skąd ta atencja w stosunku do panienek, może i czasem nawet ładnych, które nawet nie potrafią się normalnie wygadać, w najlepszym razie powtarzając banały? Wydrzeć ryja, nawet umalowanego, nie jest trudno. Podobnie jest z prowadzeniem targowiska próżności. Tyle że „Czołem Wielkiej Polsce” albo „Niskie podatki, daniny i składki” to może i chwytliwe hasła, ale co dalej? Gdzie jakikolwiek namysł wykraczający ponad prowadzenie v-bloga z cytatami z Dmowskiego-Korwina, lub profilu dla fapusów? Odpowiedź brzmi: po co to wszystko, skoro atencja się zgadza.

Bo tego zjawiska by rzecz jasna nie było, gdyby fejsbuk wprowadził zasadę polegającą na tym, że osobniki płci męskiej z zalajkowanymi profilami Korwina lub narodowymi nie mogą się zalogować przed zbiciem gruchy. Bo to właśnie tacy „rycerze” prawicy nakręcają spiralę atencji kilku lachonom. To zresztą pokazuje biedę tego towarzystwa. Jakoś nie ma dziesiątek atencjuszek z kręgów innych środowisk politycznych. Nawet tych które są powszechnie uważane za raczej przygłupie czy bezkrytyczne. Wielcy prawicowi Prawdziwi Mężczyźni, wspaniali self-made mani, współcześni Krzyżowcy i potomkowie XIX wiecznych przemysłowców to tak naprawdę setki nieruchaczy, którzy z nadzieją godną obrońców Festung Breslau oferują swoje marne wdzięki internetowym syrenom, które zresztą mają ich w dupie, co zresztą nie dziwi. I na tym stoi ten dil, na nieumiejętności znalezienia sobie panny w Realu. Liczy się Twój lajk kucu i narodowcu, nie to, że chciałbyś Prawdziwą Kobietę Prawicy zabrać na wycieczkę szlakiem Orlich Gniazd. Laski, które lajkujesz, to skrajne egocentryczki karmiące się tym, że ktoś je zauważa, a Wy dalej rzucacie się jak psy na łańcuchu tylko o to, że np. zupełnie anonimowa (w kręgach ludzi, którzy nie są ideowymi spadkobiercami Onana) dziewczyna wyszła z Ruchu Narodowego i poszła grać na fortepianie na kanapę. Anonimowy dawca lajków przecież nic z tego nie ma. Oprócz marzeń. W nieco lepszej sytuacji jest prawicowa atencjuszka. Ona przynajmniej ma coś z tej wymiany, choć podtrzymywanie własnego ego tym, że nieruchacz dał lajka na fejsbuniu, to rzecz jasna dość niewiele. Coś jak skórka z ziemniaka znaleziona na śmietniku, którym stał się Okcydent.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress