A A +

Nietypowy komentarz powyborczy

5 listopada 2015 Publicystyka

Autor: Karol Sobiecki

Artykuł powstał przed ukazaniem się „Czy warto głosować?”.

Skończyły się dwa lata permanentnych politycznych igrzysk. Przez kolejny miesiąc telewizyjni „eksperci” będą się prześcigać na powyborcze analizy, komentarze, peany pochwalne na cześć nowego rządu i lamenty przegranych. Prawie każdy wziął udział w tej szopce. Nikt jednak nie zauważył, że większości przypadła rola przeznaczonych na rzeź gladiatorów.

Jeśli spodziewasz się, że będzie to kolejne omówienie wyników wyborczych, tym razem z punktu widzenia libertarianina – daruj sobie i przestań to czytać w tym momencie.

System

Zwróćmy uwagę na jedną zasadniczą kwestię: obecny system narzuconej, przymusowej demokracji przedstawicielskiej NIE JEST sposobem na rozwiązanie jakichkolwiek problemów. Wybory nie spowodują polepszenia się poziomu nauczania w szkołach, zmniejszenia kolejek do lekarza czy zwiększenia bezpieczeństwa, nie naprawią dróg ani nie wyczarują nowej pralki. Głosowanie służy wyłącznie do wyłonienia bandy biurokratów, która przez kolejne cztery lata będzie decydować, w jaki sposób zarządzać TWOIM majątkiem.

Spójrzmy na jeden prosty fakt: rząd, wbrew temu, co się powszechnie twierdzi, wybierany jest przez mniejszość. W Polsce mieszka 38,5 mln ludzi, Polaków na całym świecie jest nawet jeszcze więcej (ok. 58,5 mln[1]). Uprawnionych do głosowania jest ok. 31 mln osób[2], na wybory poszło nieco ponad połowę z nich[3]. Nowo wybrana partia rządząca otrzymała wynik 37,58%, czyli zagłosowało na nią ponad 5,5 mln osób.[4] W dodatku prawdopodobnie większość z tej puli stanowią osoby, które zagłosowały przeciwko PO, a nie za PiSem.[5] Nowy rząd reprezentuje więc zaledwie 3 mln[6] spośród 38,5 mln osób mieszkających w Polsce. Z tego wynika, że władza w rzeczywistości ma 7% faktycznego poparcia. Jeśli dodać do tego Polaków mieszkających za granicą, to odsetek jest jeszcze mniejszy.[7]

Wolnościowcy zgadzają się raczej, co do tego, że nie ma to nic wspólnego ze sprawiedliwością. Spora część utrzymuje jednak, że można zmienić system poprzez działalność polityczną, czyli start w wyborach i zmianę systemu „od środka”. Oznacza to wejście do świata polityki osób o wolnościowych poglądach i, po uzyskaniu politycznych wpływów, redukcję ingerencji państwowego aparatu przymusu.

Libertarianie w polityce

W latach 90-tych libertarian było w całej Polsce może pięciu.[8] Dlatego niewielkie i słabe środowisko postanowiło w większości dołączyć do pro-wolnorynkowego UPRu. Związanie się z Januszem Korwin Mikkem było poważnym błędem, jest to jednak temat na osobny artykuł. Pozwolę sobie wypunktować w skrócie różnice programowe i niektóre marketingowe wpadki JKMa:

– legalizm
– przymus podatkowy
– państwowe małżeństwa
– wzrost wydatków na wojsko
– zwiększanie kompetencji policji
– prywatyzacja przez sprzedaż
– państwowy pieniądz
– państwowe drogi i lasy
– bony oświatowe
– porównywanie biednych do pasożytów
– stosunek do wojny
– prawa „własności” intelektualnej
– polityka antyimigracyjna
– „lekka pedofilia”
– stosunek do niepełnosprawnych i paraolimpijczyków
– stosowanie „argumentum ad hitlerum”
– chwalenie reżimów Putina i Łukaszenki
– stosunek do kobiet
– agitacja za monarchią
– darwinizm społeczny
– niewłaściwe stosowanie pojęć lewica i prawica
– sojusze z neofaszystami

Lista jest dłuższa.[9]
Po latach kolejnych spektakularnych porażek projektów politycznych, prowadzonych pod szyldem JKM, radykalni wolnościowcy założyli własne ugrupowanie – Partię Libertariańską. Rejestracja PL zbiegła się w czasie z początkiem wyborczego maratonu, jaki zaserwowano nam przez ostatnie dwa lata. Występujące jedne po drugich, w odstępie zaledwie półrocznym, wybory do europarlamentu, samorządowe, prezydenckie i parlamentarne nie pozwoliły nowej inicjatywie okrzepnąć i rzuciły ją od razu na głęboką wodę.

Młoda partia nie wytrzymała presji. Nie mając dość własnych sił i dopiero zaczynając budować własne struktury, Libertarianie[10] podejmowali nietrafione decyzje wiązania się z silniejszym sojusznikiem, najczęściej niewiele mającym wspólnego z wolnością. Wchodzili w koalicje kolejno z: Demokracją Bezpośrednią, Waldemarem Deską i na koniec z Kukizem. We wszystkich przypadkach byli wykorzystywani i na sojuszu mocno tracili.

Partia Libertariańska wciąż nie posiada programu, lokalnych struktur, prężnego kierownictwa czy nawet mechanizmu decyzyjnego. Brak jest refleksji na temat marketingu[11], porzucono realizację sztandarowych projektów[12], strona internetowa jest nieaktualizowana od miesięcy, brakuje realnych działań, morale spadło niemal do zera. Polityczny byt wolnościowców znajduje się w stanie hibernacji.

Pomimo niesprzyjających warunków i fatalnych decyzji z listy Kukiza weszła do sejmu prawdopodobnie pierwsza w historii Polski osoba o libertariańskich poglądach, lecz nie z Partii Libertariańskiej. Mowa o lubelskim działaczu KoLibra, Jakubie Kuleszy.[13] Tym samym Polska dołącza do zaszczytnego i nielicznego grona państw z libertariańskim przedstawicielem w parlamencie.

Parlament drogą do wolności?

Pierwsza jaskółka jednak wiosny nie uczyni. W niektórych krajach Libertarianie startują w wyborach od dawna i zawsze z marnym skutkiem. NIGDZIE partie libertariańskie nie są znaczącą siłą polityczną. Co oczywiście nie oznacza jeszcze, że to się kiedyś nie zmieni. Jest możliwe, choć mało prawdopodobne, że ugrupowania wolnościowe zdobędą wpływy i będą mogły realizować swoje propozycje.

Tylko czy na pewno dla libertarian jest to właściwa droga do celu? Czy wolnościowcy są skazani na startowanie w wyborach? A może jednak jest jakaś inna droga uzyskania upragnionej wolności? Powinniśmy zdać sobie sprawę z kilku rzeczy, które nieodłącznie wiążą się z wyborami.

Po pierwsze: działalność polityczna pochłania środki, które można by było spożytkować inaczej. Partia potrzebuje pieniędzy i materiałów na kampanie wyborcze, drukuje się plakaty, ulotki, emituje spoty, zużywa się czas i potencjał intelektualny partyjnych działaczy, sympatyków i wyborców. Materiały reklamowe to przy okazji również promocja idei, ale co ze środkami, które wydaje się na samą działalność? Zbieranie podpisów, rejestrowanie komitetów, układanie list wyborczych, negocjacje z koalicjantami, pisanie ustaw, walka o stanowiska, polityczne przepychanki to nieodłączne elementy polityki. Jednocześnie nie są to działania, które bezpośrednio przekazują idee wolności. Ruch libertariański posiada skromne środki. Czy naprawdę warto je wydawać w taki sposób?

Po drugie: libertariański poseł to wciąż funkcjonariusz państwowego aparatu przymusu. Nawet jeśli głosuje przeciw podatkom i regulacjom, to dalej pobiera pensję z pieniędzy podatników. Jest to wątpliwe moralnie z wolnościowego punktu widzenia. Tworzy się również w ten sposób niespójny przekaz: człowiek, który żyje z haraczu, nawołuje do zniszczenia mafii. Wyborcy potrafią dostrzec ten zgrzyt.

I wreszcie po trzecie: nawet bierny udział w wyborach nie jest etycznie słuszny. Głosując, wspierasz system, z którym rzekomo walczysz. Legalny przymus podtrzymywany jest głównie przez opinię publiczną[14], czyli parareligijną wiarę społeczeństwa w to, że przemoc (lub groźba jej użycia) jest właściwym środkiem do założonych celów. Nawet oddając nieważny głos, zwiększasz frekwencję wyborczą, dokładając swoją cegiełkę do legitymizacji narzuconej władzy i firmując ją swoim nazwiskiem. Biorąc udział w demokratycznym rytuale, zgadzasz się na wynik wyborów, nawet jeśli nie głosowałeś na wygranego.

Alternatywy

Start w wyborach i nawet samo głosowanie jest marnowaniem środków, których ruch libertariański nie posiada wiele. Nie oznacza to wcale, że należy zostać w domu i biernie przyjąć los owcy pędzonej na rzeź. Alternatywą jest otwarty, świadomy, ostentacyjny i głośny bojkot wyborów. Następnym razem nie głosuj, zamanifestuj swój sprzeciw, wydrukuj ulotki z antywyborczym przekazem, włącz się w czynną akcję antyfrekwencyjną, namawiaj znajomych do tego samego. Świat nie zmieni się od stania w miejscu, ale też nie zmieni się od wyrzucania pieniędzy w błoto na działania o wątpliwym moralnie wydźwięku.

Rzeczywistość nie kończy się na wyborach. Polityczne igrzyska trwają jakieś dwa – trzy miesiące, a potem wszystko wraca do normy i zaczyna się proza życia. Walka o wolność powinna być prowadzona codziennie, jeśli chcemy cokolwiek osiągnąć. Możliwości jest wiele. Wymienię tutaj tylko kilka:
– edukacja
– wychowywanie dzieci w duchu wolnościowym
– libertariański syjonizm i secesjonizm
– samorozwój
– obywatelskie nieposłuszeństwo, bierny opór
– działalność gospodarcza
– alternatywne media
– agoryzm

Istnieje kilka świetnych organizacji wolnościowych, które realizują niektóre z tych sposobów na osiągnięcie wolnościowych ideałów. Edukacją zajmują się z powodzeniem Instytut Misesa i Stowarzyszenie Libertariańskie. Wychowanie leży w gestii rodziców i nowoczesnych szkół, które ostatnimi latami powstają, jak grzyby po deszczu. Libertariański syjonizm to rozwój od zera społeczności wolnościowych w miejscach, w których nikt nie mieszka (lub gęstość zaludnienia jest mała), warto w tym kontekście wspomnieć choćby Liberland, Seastanding Institute czy Free State Project. Samorozwój umożliwiają liczne publikacje w języku polskim i angielskim publikowane na stronie Instytutu Misesa, na tym portalu lub na liberalis.pl. Obywatelskie nieposłuszeństwo, akcje informacyjne czy manifestacje są organizowane przez różne organizacje takie jak np. KoLiber. Działalność gospodarczą związaną stricte z ideą wolności prowadzą niektóre wydawnictwa, media, organizacje wolnościowe. Tworzeniem alternatywnych mediów zajmują się redaktorzy tego portalu czy działacze Kontestacji. Wszystkie te podmioty potrzebują rąk do pracy, pieniędzy, pomysłów. Warto je wesprzeć, zamiast bawić się w politykę!

Agoryzm

To o czym chciałem tutaj szerzej wspomnieć to agoryzm.[15] Nie rozumiem, dlaczego ta metoda jest marginalizowana i opatrzona łatką niemożliwej do zrealizowania. Nikt nie traktuje propozycji Konkina poważnie. Moim zdaniem to błąd.

Agoryzm jest prawdopodobnie najbardziej spójnym stanowiskiem libertariańskim, bez wątpliwych moralnie politycznych przepychanek. Wolnościowa teoria połączona z praktyką. Możliwość uwolnienia się już teraz, bez konieczności czekania latami na zmiany polityczne. Do tego dochodzi jeszcze satysfakcja i finansowy zysk. Dwie pieczenie na jednym ogniu!

Agorystą można być, dostarczając pożądanych dóbr na wiecznie nienasycony rynek. Można nim być, edukując, tworząc alternatywne szkoły, media, instytuty badawcze i organizacje. Agorysta może też zaangażować się w oddolne inicjatywy społeczne, charytatywne, proekologiczne czy robiąc cokolwiek poza państwowym obiegiem. Sukces tego typu działań mógłby pokazać skuteczność i sprawiedliwość wolnego społeczeństwa oraz przyćmić nieudolny aparat władzy. Ruch miłośników wolności nabrałby przy tym wiarygodności w oczach pozostałych ludzi.

Dlaczego zatem agoryzmem jest zainteresowanych tak mało osób, mimo tylu zalet obrania tej drogi? Moim zdaniem wynika to z kilku rzeczy. Po pierwsze: za mało jest publikacji na ten temat, przede wszystkim praktycznych poradników agorystycznego biznesu. Po drugie: ruch agorystyczny nie ma swojego przekazu. Jest podpięty pod libertarianizm, więc, póki co, nie może mieć większej liczby zwolenników niż jakiś odsetek ruchu wolnościowego. Po trzecie: brakuje koordynacji działań, konsolidacji, agorystycznych instytutów, mediów, organizacji i sieci gospodarczych zależności. Efekt powyższych jest taki, że nikt nie wierzy w agoryzm, bo nie ma agorystów, a nie ma agorystów, bo nikt nie wierzy w agoryzm. Błędne koło!

Dlatego zwracam się z prośbą do wszystkich, którzy przynajmniej w części się ze mną zgadzają: zbudujmy nowy ruch agorystyczny! Nie mam zamiaru dzielić naszego, i tak mocno rozdrobnionego, środowiska. Chcę je uzupełnić o nową jakość, dodać świeżości i ożywić zmartwiałe struktury libertarianizmu. Zapraszam do współudziału! Naszymi celami będą: zaciekła krytyka państwa w niezależnych mediach, badania i rozwój w dziedzinie nauk społecznych, działalność gospodarcza w szarej strefie oraz aktywizm społeczny i podejmowanie oddolnych inicjatyw edukacyjnych, charytatywnych itd.

Oczywiście ruch nie będzie żadną partią polityczną, ani nawet zarejestrowanym stowarzyszeniem. Będzie niezależnym zrzeszeniem libertarian koordynujących swoje działania w zorganizowanych, ale niezarejestrowanych strukturach. Nie ma znaczenia nazwa. Może to być Ruch Agorystów, Sojusz Libertarian, Stowarzyszenie Antypaństwowców, Antypartia, Zrzeszenie Miłośników Wolności lub jakakolwiek inna, która się przyjmie. To tylko slogan, hasło, szyld, pod którym będziemy się rozpoznawać. Mogą być też w obiegu różne nazwy. W końcu konkurencja zawsze wychodzi na dobre.

Każdego, zainteresowanego stworzeniem od zera ruchu agorystów, proszę o przesłanie mi krótkiego maila z poparciem na adres: blogwolnosciowca@gmail.com i/lub zapisanie się do grupy na facebooku: https://www.facebook.com/groups/194829334188007/

[1] Wynik zsumowania liczby obywateli polskich zamieszkałych w Polsce i pozostałych. Szacunkowe dane zaczerpnięte stąd: http://wspolnota-polska.org.pl/polonia_w_liczbach.html.
[2] Liczba z poprzednich wyborów: http://prezydent2015.pkw.gov.pl/
[3] W momencie pisania tego tekstu nie znamy dokładnej frekwencji. Szacowana jest na ponad 50%: http://www.portalspozywczy.pl/inne/polityka-i-spoleczenstwo/wiadomosci/ponad-50-proc-frekwencja-w-wyborach,121002.html
[4] http://www.forbes.pl/pkw-oficjalne-wyniki-wyborow-do-sejmu-i-senatu-2015,artykuly,200033,1,1.html
[5] Badania motywacji wyborczych można znaleźć np. tutaj: http://tajnikipolityki.pl/w-poszukiwaniu-partii-idealnej-dlaczego-wybieramy-mniejsze-zlo/
[6] Zaokrągliłem w górę.
[7] Około 4,5-5%
[8] Dokładnych danych nie posiadam. Proszę o poprawienie, jeśli się pomyliłem.
[9] Przedstawiony wykaz jest subiektywny.
[10] Pisani dużą literą Libertarianie oznaczają partyjnych działaczy, libertarianie małą literą to ogół wszystkich identyfikujących się z tą filozofią.
[11] Nieskromnie polecam w tym zakresie własne teksty opublikowane na tym portalu.
[12] Takich jak np. seria 1000 faktów i mitów.
[13] http://www.dziennikwschodni.pl/wybory/n,1000169651,wybory-2015-wyniki-jak-bedzie-wygladal-podzial-mandatow-dla-lubelskiego.html
[14] Wskazywał to David Hume, a za nim Murray Rothbard: http://mises.pl/blog/2006/02/10/265/
[15] O tym, co to jest agoryzm, można się dowiedzieć na tych stronach: http://www.libertarianizm.pl/encyklopedia:agoryzm, http://liberalis.pl/2009/10/04/samuel-edward-konkin-iii-%E2%80%9Enowy-manifest-libertarianski%E2%80%9D/, http://libertarianin.org/o-kontrekonomii-i-wspolczesnym-agoryzmie/ oraz w najnowszej publikacji Marcina Chmielowskiego „Agoryzm. Teoria i praktyka”.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress