Dlaczego libertarianie są przeciwko wojnom?
Autor: Jacob H. Huebert
Źródło: original.antiwar.com
Tłumaczenie: Małgorzata Kufel
Korekta: Aleksander Rozbiewski
Artykuł został opublikowany w 2010 r. Poniższy fragment pochodzi z książki „Libertarianism Today”.
Libertarianizm zdecydowanie nie łączy się z wojną. Powodem, dla którego powinno to być oczywiste jest fakt, że podczas niej rząd udziela przyzwolenia na masowe morderstwa. Można dostrzec to zwłaszcza współcześnie – efekty działań zbrojnych odczuwają nie tylko dobrowolnie walczący żołnierze, ale również niewinne osoby. Ponadto wojny muszą być finansowane z podatków, które są pobierane od obywateli wbrew ich woli – według libertarian jest to forma zalegalizowanej kradzieży. W przeszłości Stany Zjednoczone wprowadziły obowiązkowy pobór do wojska – czyli legalne niewolnictwo – by zmuszać ludzi do walki i śmierci w jej wyniku. Oprócz tego polityka zagraniczna interwencjonizmu czyni zwykłych cywili celem działań odwetowych, więc pośrednio rząd powoduje skierowanie przemocy przeciwko własnym ludziom, gdy angażuje się w problemy innych państw. Warto dodać, że wojnie zawsze towarzyszy wiele ograniczeń wolności, z których wiele określanych jest jako – rzekomo – „tymczasowe środki wojenne”, ale w rzeczywistości nic nie zmienia się po zakończeniu działań zbrojnych.
Wojna pociąga za sobą masowe morderstwa
W dzisiejszych czasach ludzie w większości akceptują to, że niewinni cywile giną podczas wojen i nie zanosi się na to, by zaczęli się tym przejmować, dopóki to zagrożenie nie dotyczy ich samych. Wojsko nazywa to „skutkami ubocznymi działań wojennych” i amerykańskie media zazwyczaj pomijają ten temat, jednak libertarianie starają się zwrócić na niego uwagę i nazywać rzecz po imieniu: w gruncie rzeczy są to masowe morderstwa.
W przeszłości konsekwencją wojen nie było mordowanie niewinnych obywateli na tak rozległą skalę. Co prawda konflikty zbrojne zawsze były zjawiskiem niepożądanym i tragicznym w skutkach, jednak w osiemnastym wieku Europa posiadała rozwinięte zasady „cywilizowanych wojen”; takie konflikty na ogół toczyły się wyłącznie pomiędzy żołnierzami, natomiast cywile znajdowali się poza granicami pola walki. Z perspektywy libertariańskiej, ten typ wojny nie jest wielkim problemem; jeżeli ludzie pragną angażować się w takie działania, mogą postępować głupio, autodestrukcyjnie, a nawet niemoralnie, ale nie jest to agresja w wolnościowym znaczeniu. Oczywiście, te wojny w dalszym ciągu prowadzą do wątpliwych z punktu etyki libertariańskiej skutków – których ogólnym celem jest zyskanie prawa do dominacji na pewnym terytorium – ale przynajmniej środki nie są tak inwazyjne.
Działania wojenne w dwudziestym pierwszym wieku to zupełnie inna bajka. Współczesne rządy – nie tylko demokratyczne – twierdzą, że reprezentują „ludzi”, więc wojny postrzegane są jako walki nie tylko pomiędzy rządzącymi, ale również między całymi społeczeństwami. Idąc tym tokiem rozumowania, to nie tylko konflikt dwóch rządów; w tym przypadku wojna działa na zasadzie „my wszyscy przeciwko im wszystkim”. W ten sposób przedstawiają sytuację politycy i niektórzy konserwatywni eksperci: albo jesteś „za ojczyzną”, albo „chcesz stracić ojczyznę” – nie ma podziału na zarząd państwa i obywateli. Jeśli prezentowany przez nich pogląd jest właściwy – jeśli rządy faktycznie reprezentują obywateli deklarując wojnę – wtedy naturalną konsekwencją jest postrzeganie zwykłych obywateli jako zwierzynę łowną na wojnie.
Oczywiście libertarianie nie zgadzają się z przedstawianiem rządu i demokracji w tej sposób. Głowy państw w rzeczywistości nie reprezentują swoich ludzi – one ich wykorzystują. Wielu ludzi w danym kraju – demokratycznym lub innym – nie wspiera całkowicie polityki swojego rządu, więc dlaczego mieliby ponosić konsekwencje decyzji podejmowanych przez polityków? Niestety, wielu z nich zostaje zamieszanych w przestępstwa rządu wbrew własnej woli za pomocą podatków, służby wojskowej i innych środków poprzez które ludzie zostają zmuszani do pośredniego lub bezpośredniego wspierania działań wojennych.
Stany Zjednoczone przetarły szlak w ignorowaniu historycznego zakazu dokonywania różnego rodzaju przestępstw na zwykłych obywatelach podczas konfliktów zbrojnych. W wojnie domowej – za aprobatą Abrahama Lincolna – generał William Tecumseh Sherman rozpętał „wojnę totalną” na południu kraju; jej skutkiem było zrównywanie miast i wsi z ziemią i niszczenie ogromnych ilości mienia cywilnego – żywności, mieszkań, narzędzi – najczęściej bez wyraźnego powodu, z wyjątkiem terroryzowania „wrogiej” ludności.
Dzięki Winstonowi Churchillowi, Brytania również zasługuje na niezbyt chwalebne miejsce w tym artykule. Podczas pierwszej wojny światowej (jako Pierwszy Lord Admiralicji) Churchill wprowadził blokadę, która spowodowała śmierć około 750 000 niemieckich obywateli z powodu głodu tudzież niedożywienia. W czasie drugiej wojny światowej, Churchill zarządził bombardowanie cywilów w niemieckich miastach, czym doprowadził do śmierci około 600 000 osób, natomiast ciężkie obrażenia odniosło prawie osiemset tysięcy obywateli.
Prezydent Harry S. Truman również odegrał tutaj swoją rolę, zabijając ponad dwieście tysięcy osób za pomocą zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki bomb atomowych – był to pierwszy i jak na razie jedyny atak jądrowy przeprowadzony przez jakiekolwiek państwo. Stany Zjednoczone w czasie bombardowania Tokio zabiły prawie 100 000 więcej obywateli – łącznie z jednym dużym nalotem, który miał miejsce po zrzuceniu obu bomb atomowych, gdy Japonia wyraziła gotowość do poddania się. Zdaniem libertarian, doprowadzanie do śmierci tych wszystkich cywilów jest nieuzasadnionym przestępstwem wojennym w każdym przypadku, a wolnościowy historyk Ralph Raico argumentował że – wbrew powszechnemu przekonaniu – bomby atomowe wcale nie były niezbędne do uratowania życia amerykańskich żołnierzy i wygrania wojny.
Podczas trwania zimnej wojny zarówno Związek Radziecki, jak i Stany Zjednoczone nadal produkowały i gromadziły broń jądrową, która – jeśli zostałaby użyta – mogła zabić ogromne masy ludności cywilnej. Nawet teraz – gdy potępia inne kraje za chęć posiadania choćby niewielkiej ilości broni jądrowej – USA wciąż ma w posiadaniu arsenał nuklearny zawierający prawie cztery tysiące gotowych do użycia pocisków nuklearnych. W przeciwieństwie do m.in. pistoletów czy karabinów, przeznaczeniem broni nuklearnej nie jest żadna usprawiedliwiona obrona; nawet teoretycznie nie można ograniczyć jej siły rażenia wyłącznie do wrogich żołnierzy. To prawda, że spełnia rolę „odstraszającą”, jednakże to niewielkie pocieszenie, zakładając że prezydent Stanów Zjednoczonych faktycznie jest gotowy i skłonny, żeby doprowadzić do nuklearnej zagłady milionów ludzi, gdyby doszło do próby sił nuklearnych potęg. Z tych powodów libertarianizm nawołuje do natychmiastowego i całkowitego pozbycia się broni nuklearnej. Libertarianie również zwracają uwagę na to, że samo istnienie broni jądrowej stanowi potężny argument skierowany przeciwko wielkim rządom – bez nich nie ma żadnej przyczyny, dla której środki mogące zniszczyć całą ludzkość miałyby rację bytu.
Zdarza się, że polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych zabija ludzi pośrednio. Na przykład, od roku 1990 do marca roku 1998 sankcje wobec Iraku nie pozwalały jego mieszkańcom na dostarczanie do kraju żywności i środków medycznych, co spowodowało śmierć co najmniej 350,000 dzieci poniżej piątego roku życia (i zarazem „nadwyżkę zgonów”, czyli umieralność ponad średnią umieralność w Iraku). W 1996 roku, przyszły sekretarz stanu Madeline Albright poproszony o wyjaśnienie, czy warto było zabić setki tysięcy dzieci, aby osiągnąć cele polityki zagranicznej USA odpowiedział: „Uważamy, że cena jest tego warta”.
Sama wojna w Iraku zabiła wiele tysięcy ludzi, powodując najmniej 90,000 udokumentowanych zgonów irackich cywilów do października 2009 roku. Według innych badań, liczba ta jest znacznie wyższa – szacunki w artykule z października 2006 roku, opublikowanego w czasopiśmie medycznym „The Lancet” mówią, że wojna spowodowała (bezpośrednio i pośrednio) śmierć ponad 650,000 osób. Dla porównania, ataki z 11 września które – niebezpośrednio – były motorem napędowym dla wojny w Iraku, zabiły 2976 Amerykanów.
Wojna jest przeciw wolnemu rynkowi
Wielu przedstawicieli prawicy nie dostrzega sprzeczności pomiędzy ich (nominalnym) wsparciem dla kapitalizmu i ich aprobatą dla wojny, zaś lewica po części uważa, że kapitalizm i militaryzm idą razem w parze. Są w błędzie – zdaniem libertarian wojna ingeruje w wolny rynek.
Wojna i ekonomia
Wojna zakłóca rynek poprzez przekierowywanie zasobów społeczeństwa od celów produkcyjnych do destrukcyjnych zastosowań, ewentualnie przeznacza je na usługi i dobra, na które ludzie nie wyrażali dobrowolnie zapotrzebowania. Niemniej jednak utrzymuje się mit, że wojna jest dobra dla ekonomii. Na przykład, wiele osób nadal upiera się przy tym, że druga wojna światowa zakończyła wielki kryzys z przełomu lat 30. i 40. XX wieku, ale libertarianie wskazali dlaczego nie jest to zgodne z rzeczywistością.
Pomysł, że wojna zapewnia dobrobyt jest przykładem błędnego myślenia, które można z łatwością obalić przy pomocy metafory zbitej szyby autorstwa wolnościowego ekonomisty, Frédérica Bastiata. Rozbicie szyby oznacza pracę i zarobek dla szklarza. Jeżeli szyba nie zostałaby jednak rozbita, jej właściciel miałby możliwość wydania swoich pieniędzy na coś innego, a społeczeństwo byłoby bogatsze – mielibyśmy nie tylko szybę w całości, ale i wytworzone dodatkowe towary i usługi.
Wojnę można porównać do takiego „wybijania szyb” na masową skalę. Tworzy ona miejsca pracy i stanowi źródło dochodu zarówno dla tych, którzy wywołali wojnę, jak i dla tych, którzy biorą w niej czynny udział – ale gdyby nie było wojny, ci ludzie mogliby robić coś, co byłoby twórcze i produktywne, a nie destrukcyjne. Co prawda bezrobocie spadło w czasie drugiej wojny światowej, ale było to łatwe – w końcu pobór obywateli do wojska niweluje problem braku pracy. Faktycznie, niewolnictwo jest programem „pełnego zatrudnienia”, ale na pewno niepożądanym – zwłaszcza, że możesz przez niego ponieść śmierć. Trudno jest dostrzec polepszenie sytuacji ekonomicznej gdy amerykańscy żołnierze zostają posyłani na front – synowie i ojcowie wyjeżdżają na wojnę, często by już nigdy z niej nie wrócić.
Handlarze śmiercią
Wojny nie przynoszą korzyści dla gospodarki, ale są dobre dla firm produkujących sprzęt wojskowy i uzbrojenie – takich, jak Lockheed Martin, Raytheon i Northrop Grumman; dla tych zapewniających „infrastrukturę” na terytorium okupowanym – takich, jak Halliburton i KBR, a także dla tych, które zapewniają prywatne usługi wojskowe – na przykład Blackwater. Tacy „handlarze śmiercią” nie są podmiotami wolnego rynku; bez rządu wypowiadającego wojny nie istnieliby w takiej postaci, w jakiej znamy ich obecnie. Są ekonomicznymi pasożytami, którzy biorą zasoby społeczeństwa, jednak nie produkują niczego dla użytku cywilnego w zamian. Libertarianie konsekwentnie powtarzali ostrzeżenie prezydenta Dwighta D. Eisenhowera odnośnie przemysłu militarnego – ostrzeżenie, które republikańscy i demokratyczni politycy niemal zawsze ignorowali, gdy rok w rok naciskali na to przedstawiciele kompleksu militarno-przemysłowego.