Bierzmy przykład z lewicy!
W ,,Barwach ochronnych” Krzysztofa Zanussiego jest pewien genialny dialog, który w doskonały sposób obrazuje otaczającą nas rzeczywistość. Wymiana zdań zachodzi między idealistą, a cynikiem. Cynik tłumaczy idealiście, że w konkursie na najlepszą pracę w dziedzinie językoznawstwa, liczą się układy, znajomości, wzajemne sympatie etc. Idealista odpowiada: ,,To smutne co pan mówi, bo z tego by wynikało, że sama praca już się nie liczy”, na co cynik ,,Liczy się! Liczy! … ale nie sama”. Tak samo jest z prawdą…
Artykuł ten piszę w odpowiedzi na polemikę, którą w stosunku do mojego ,,Manifestu wolnościowca” (NCZAS nr 32 -33 ) wysunął pan Radosław Żak (Bez pochlebstw i anty-słów-młotów – NCZAS nr 36- 37). Cieszę się, że p. Żak ją podjął, ponieważ to pozwoli mi wyjaśnić przyczyny, dla których napisałem ów manifest. Ayn Rand twierdziła, że kapitalizm przegrywa, ponieważ nikt nie staje w jego obronie. Nikt nigdy nie wytworzył dla kapitalizmu moralnego usprawiedliwienia. Taka sytuacja powoduje, że w obecnych czasach ludzie obwiniają go o wszystko. A dzieje się tak dlatego, że anty-wolnościowcy stworzyli swój przemysł pogardy wymierzony w wolność, podczas gdy wolnościowcy ograniczyli się co najwyżej do napisania kilku mądrych książek, których nikt oprócz nich samych nie czyta.
Prawda się liczy, ale nie sama!
Pan Radosław Żak twierdzi, że po naszej stronie stoi prawda, a ona obroni się sama, dlatego też żadnych manifestów pisać nie trzeba. Wystarczy tylko mówić prawdę, a wygramy. Prawda się liczy, ale niestety… nie sama… I nie chodzi mi o to, ażeby przestać ją mówić, tylko o to aby tę prawdę odpowiednio ładnie opakować. I tu musimy brać przykład z lewicy, skopiować jej taktykę. Lewica od razu zorientowała się jaka jest najkrótsza droga do osiągnięcia swoich celów. Tą drogą było przejęcie na własny użytek pisarzy, scenarzystów, reżyserów, producentów, dziennikarzy etc. Jeden odpowiednio popularny film zrobi więcej dla sprawy niż tuzin mądrych książek naukowych. Prawica jednak miała zawsze z tym problem. Jej podejście najlepiej obrazuje postawa pewnego księdza rozmawiającego ze św. Maksymilianem Kolbe na temat kina. Ów ksiądz uważał kino za dzieło szatana, natomiast św. Maksymilian próbował go przekonać, że powinniśmy je przejąć do naszych celów, ponieważ jest to najwspanialsze narzędzie do ewangelizacji! Niestety polski święty pozostał odosobniony w swoim poglądzie wśród ludzi kościoła. Proszę się zastanowić, czy nie dobrym pomysłem byłoby stworzenie przez Kościół Katolicki własnej wytwórni filmowej w Hollywood! Ileż dobrego filmy takiej katolickiej wytwórni mogłyby zrobić, ileż prawdy przekazać, iluż nawrócić ludzi, ile dobra wnieść do współczesnego świata. Niestety wśród prawicy utarło się przekonanie, że kultura jest genetycznie lewicowa, a jej zastosowanie dla własnych celów po prostu nie uchodzi dobremu konserwatyście. Pan Radosław Żak zarzuca mi, że chce kopiować sposób działania naszych wrogów, a ja jeszcze raz podkreślam – tak, jestem zwolennikiem brania przykładu ze skutecznej taktyki. Sam sposób działania lewicy nie jest ani zły, ani dobry w kategoriach moralnych, on jest zwyczajnie skuteczny, jeżeli chodzi o osiągnięcie zamierzonych celów (chodzi mi o sposób działania, który opisuję w tym tekście; nie żaden inny praktykowany przez lewicę).
Czym jest poprawność polityczna?
Pan Żak zwraca uwagę, że ośrodek stanowiący poprawność polityczną trzeba zniszczyć, a nie go przejmować. Uważa przy tym, że ośrodkiem kreującym poprawność polityczną jest państwo. Takie postawienie sprawy powoduje, że sytuacja wydaje się prosta, jednakże tak wcale nie jest. Ośrodkiem stanowiącym nieoficjalne prawo nie jest wcale państwo, ponieważ państwo tworzy prawo oficjalne, natomiast politpoprawność jest tworem jak najbardziej prywatnym. Chodzi mi o to, że prawo państwowe może być mniej lub bardziej zgodne z panującą politpoprawnością, jednak nigdy nie jest z nią tożsame dlatego, że polityczna poprawność jest zawsze bardziej postępowa od panującego prawa, które siłą rzeczy musi być w stosunku do niej konserwatywne. Prawo oficjalne zostało stworzone w przeszłości, dlatego odzwierciedla status quo z przeszłości, natomiast politpoprawność to nieoficjalne prawo teraźniejszości, które w przyszłości być może stanie się prawem oficjalnym.
Zlikwidowanie politycznej poprawności jest niemożliwe i sprzeczne z empirią. Poprawność polityczna istniała zawsze i będzie istnieć dopóty, dopóki na Ziemi pozostanie przynajmniej dwóch ludzi żyjących razem. Polityczna poprawność jest bowiem pożądanym wzorcem myślenia, zespołem poglądów, które w danym czasie uchodzą za ,,normalne”. Pogląd niepoprawny politycznie to pogląd, który stoi w sprzeczności z politpoprawnością obowiązującą w danym czasie. Wynika z tego, że politpoprawność może być lewicowa lub prawicowa, wolnościowa lub anty-wolnościowa, kościelna lub antykościelna, ale zawsze jest jakaś. Jako przykład na to, że polityczna poprawność istniała zawsze i w różnych okresach historii świata była odmienna, niech posłuży kwestia podejścia do niewolnictwa i monarchii. Przez większą część historii ludzkości za normalny uchodził pogląd, że niewolnictwo jest jak najbardziej w porządku, a monarchia to jedyny słuszny sposobem rządzenia. Dzisiaj jest na odwrót – zwolennicy niewolnictwa są uznawani za barbarzyńców, a monarchiści w najlepszym wypadku za ekscentryków. Stało się tak dlatego, że kiedyś dawno temu grupka intelektualistów, postanowiła stworzyć konkurencyjną politpoprawność i ją ze wszystkich sił promować. Z czasem udało im się wygrać, co spowodowało, że poglądy uznane początkowo za wywrotowe i nienormalne, stały się jak najbardziej normą.
Trzy grupy
Ja proponuję zrobić to samo tzn. stworzyć wolnościową politpoprawność i robić wszystko, aby ludzie przyjęli ją jako normę. Wielu mądrzejszych ludzi przede mną doszło do wniosku, że ludzi można podzielić na trzy kategorię: 1. Tych którzy twórczo myślą (filozofowie) – jest ich jakieś kilka procent. 2. Tych, którzy wymyślone przez filozofów idee przekazują społeczeństwu – (publicyści, dziennikarze, scenarzyści, reżyserzy, producenci, ludzie, którzy czytają książki i przekonują innych) – jest ich góra 10 proc. 3. Pozostali. Grupa ,,pozostali” stanowi jakieś 85 procent. Są to ludzie, którzy ograniczają się do przyjmowania za pewnik tego, co im powiedzą pozostałe dwie grupy, a szczególnie druga, będąca pasem transmisyjnym od świata idei.
Lewica od razu zauważyła, że aby przekonać do swoich pomysłów całe społeczeństwo nie trzeba koniecznie zajmować się przekonywaniem wszystkich ludzi. Prawidłowością jest, że wystarczy przekonać jakąś część z tych 15 proc., na które składa się tzw. elita intelektualna, a ona już zrobi resztę. Proszę zwrócić uwagę, że zdecydowana większość ludzi ma poglądy uchodzące za ,,normalne”, oni się nie zastanawiają czy te poglądy są słuszne czy nie. One po prostu są ,,normalne” – zgodne z politpoprawnością.
Taka jest koncepcja lewicy, proszę powiedzieć, czy nie warta naśladowania? Lewica nie zajmuje się traceniem czasu na dyskusję merytoryczne z plebsem. Ona plebsem najzwyczajniej gardzi. Uważa plebs za grupę ludzi, którzy się muszą od czasu do czasu napić i najeść, obowiązkowo wyspać, a za szczyt intelektualnej rozrywki uważają wspólną imprezę ze znajomymi, seans ulubionej telenoweli, czy też obejrzenie meczu w telewizji. Pan Radosław Żak proponuje merytoryczne argumenty, aby przekonać tego typu osoby. Oczywiście można i trzeba to robić, jednakże jak pokazuje doświadczenie to zdecydowanie za mało. Trudno bowiem, przekonać człowieka, który uważa, że jest tak jak jest – bo tak jest, a uważa tak jak uważa – bo tak uważa. Nie mówię oczywiście, że nie można przekonać w ten sposób myślącego człowieka, racjonalną argumentacją, ale uważam to za zadanie bardzo trudne do wykonania (czy do kogoś, kto myśli irracjonalnie, trafi argument racjonalny?). Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chodzi mi o to aby podobnie jak lewica tymi ludźmi gardzić. Uważam tylko, że taka lewicowa interpretacja otaczającego nas świata jest zgodna z rzeczywistością.
Naśladujmy lewicę
Po raz kolejny proszę zwrócić uwagę na to, co robi lewica. Jako przykład podam środowisko filmowe w USA. Specjalnie przywołuję tu przykład kina zza wielkiej wody, aby pokazać czytelnikom oraz panu Żakowi, że polityczna poprawność nie musi być koniecznie związana z działalnością państwa. O ile bowiem kino europejskie, sponsorowane i dotowane przez państwo, jest i owszem przeżarte lewactwem do kości, ale jego wpływ na ludzi jest dużo mniejszy od prywatnej inicjatywy filmowej rodem z Hollywood (powód: firma prywatna jest zawsze wydajniejsza od państwowej). Lewica, począwszy od lat 20 XX wieku, wykonuje tytaniczną pracę u podstaw w środowisku filmowym. Zaczęła od przejęcia scenarzystów, tych zapomnianych, pomijanych, ale kluczowych do szerzenia jakiejkolwiek idei przez kino! To był początek, ale jakże genialny. Nie mamy pieniędzy, żeby kupić lub założyć wytwórnie filmowe, ale właściwie po co to robić, skoro te wytwórnie będą nam finansowały filmy oparte na naszych scenariuszach. Potem mając już wpływy i środki będziemy przejmowali kolejne wytwórnie i tak stworzymy własną, kreującą rzeczywistość machinę. Lewica musi oczywiście uważać, aby z propagandą nie przesadzić, ponieważ wtedy mogłaby zacząć ponosić kasowe porażki, jednakże pierwszorzędni fachowcy wiedzą jak połączyć dobre kino z odpowiednią dawką propagandy. Ważne są proporcje. Film propagandowy, który jest kiepski, może mieć efekt odwrotny do założonego, podobnie film dobry jednakże nazbyt propagandowy (propaganda jest tu więc swoistą przyprawą).
Pan Żak zarzucił mi, że proponuję marsz ku wolności przez instytucje państwowe – nic bardziej mylnego. Ja proponuję przejęcie na własny użytek kultury, a przede wszystkim filmu. Amerykańscy libertarianie mogą pisać mądre książki o wielkim kryzysie, jednakże zwykły Amerykanin swoją wiedzę o wielkim kryzysie czerpie raczej z filmu ,,Grona gniewu” Johna Forda. Prawicowcy mogą – operując faktami – zachwalać dyktaturę Augusto Pinocheta w Chile, jednakże na niewiele się to zda, ponieważ przeciętny człowiek i tak ma w głowie obraz gwałconej przez siepacza dyktatora pięknej Winiony Ryder z filmu ,,Dom dusz”. Tak samo księża mogą grzmieć z ambon o nieocenionej roli Kościoła w historii ludzkości, tylko że co z tego, skoro dużo bardziej dla ludzi przekonujący jest pierwszy lepszy filmowy gniot, w którym przedstawiono Kościół jako organizację przypominającą NSDAP itd., itd.
Nawiązując raz jeszcze do ,,Barw ochronnych” – jako wolnościowcy musimy z jednej strony być idealistami, jednakże ten nasz idealizm musimy podeprzeć zdrowym rozsądkiem. W trzeźwej ocenie rzeczywistości powinniśmy raczej naśladować cynika Szelestowskiego, ponieważ dopiero w momencie, w którym zrozumiemy rzeczywistość, będziemy mogli skutecznie realizować nasze cele. W przeciwnym razie, podobnie jak będący młodym idealistą oponent Szelestowskiego, damy się zwyczajnie ośmieszyć i nic w ten sposób nie osiągniemy.
Autor: Damian Kubiak
Korekta: Damian Karaszewski
PS Jeżeli chodzi o zasiłki to Pan Radosław Żak sugeruje pobierającym zasiłek, ażeby wyprostowali plecy przed urzędnikami i wzięli się do roboty. Pan Żak czerpie swoją wiedzę z książek ekonomistów amerykańskich przedstawiających sytuację bezrobotnych w Stanach Zjednoczonych, gdzie zasiłki są wysokie i długotrwałe, w przeciwieństwie do Polski, gdzie zasiłek dostaje się na pół roku w kwocie kilkuset złotych. Ja osobiście nie za bardzo wiem, jaka niby korzyść miałaby wyniknąć dla idei wolnościowej z tego, że zaczniemy wzywać ludzi, aby tymi pieniędzmi pogardzili. Ludzi przekonują do czegoś raczej argumenty pozytywne (dla nich miłe, korzystne), a nie negatywne, z zestawu ,,zmieniaj Polskę z nami, a zabierzemy Ci zasiłek i będziesz musiał harować po 14 godzin dziennie”. Po takich próbach przekonywania kogoś, nie ma się co dziwić, że lewica ze swoimi pozytywnymi hasłami, z wolnościowcami nie tyle wygrywa w walce o potencjalnych sympatyków, co ich zwyczajnie miażdży.
Źródło zdjęcia: http://images.techtimes.com/data/images/full/4102/watching-tv.jpg