Wywiad z Marcinem Chmielowskim o agoryzmie
Krzysztof Dyrda: Co to jest agoryzm?
Marcin Chmielowski: To nurt wewnątrz libertarianizmu sformułowany przez Samuela Edwarda Konkina III. Agoryzm polega na odrzuceniu państwa jako instytucji złej z samej swej natury i próba rywalizacji z nim poprzez budowę alternatywnej struktury: dobrowolnej agory – miejsca wymian. W warunkach istnienia państwa Konkin i agoryści nawołują do organizowania się na agorze i wymieniania się produktami i usługami na czarnym oraz szarym rynku po to, aby państwo nie miało środków z ich opodatkowania i kontrolowania. W odległej przyszłości ma to, zdaniem agorystów, doprowadzić do bankructwa państwa i nastania anarchokapitalistycznego ładu.
Tak, wiem. Brzmi mocno kontrowersyjnie. To teraz pomyśl sobie, że miałem kiedyś referat na konferencji pt. „Odpowiedzialny biznes i konsumeryzm wyzwaniem XXI wieku”. Temat mojego wystąpienia brzmiał „Pojęcie rynku i wymiany rynkowej w agoryzmie”, mówiłem w panelu dotyczącym etyki biznesu. Jakoś tak się stało, że wszystkie pytania w panelu były o agoryzm.
KD: Jak to się stało, że postanowiłeś napisać książkę o agoryzmie?
MC: Zawsze chciałem przeczytać książkę na jego temat, a nigdzie nie umiałem takiej znaleźć (śmiech). I to chyba była podstawowa motywacja. Ujmując sprawę mniej żartobliwie, wydaje mi się, że agoryzm jest na tyle oryginalny, że warto by było się nim zająć trochę głębiej, niż tak, jak to dotychczas. Książka nie jest moim pierwszym spotkaniem z agoryzmem. Pisałem już wcześniej na jego temat, ale tylko artykuły.
KD: Pamiętasz może, kiedy pierwszy raz zetknąłeś się z terminem „agoryzm”?
MC: Nie pamiętam. Ale to musiało być jakoś krótko po tym, kiedy po raz pierwszy spotkałem się z czymś takim, jak libertarianizm.
KD: Kiedy to było?
MC: Po raz pierwszy ten termin usłyszałem na studiach, chyba na drugim roku, może na pierwszym. Na pewno pierwszym poznanym przeze mnie nazwiskiem związanym z libertariańską teorią był Robert Nozick. Standardowy przykład ukazywania libertarianizmu na studiach. Jego koncepcja nie przypadła mi wtedy do gustu. Przełamałem się dopiero podczas lektury Ayn Rand. Na drugim roku mieliśmy ćwiczenia ze współczesnych doktryn politycznych i to właśnie lektura któregoś z jej esejów, chyba z „Powrotu człowieka pierwotnego”, była tym, co bardzo mnie zainteresowało. Poszedłem do biblioteki i wypożyczyłem jedyną książkę Rand, która wtedy była dostępna, był to „Atlas zbuntowany”. Przeczytałem go w dwa tygodnie i to był początek moich wolnościowych lektur. Zacząłem szukać kolejnych, podobnych autorów, bo już czułem, że to właśnie libertarianizm bardziej mi odpowiada niż konserwatywno-wolnorynkowe poglądy, które wtedy mniej lub bardziej udanie precyzowałem. Co ciekawe, Rand i Nozick odżegnywali się od bycia nazywanymi libertarianami. Z agoryzmem, wracam tu do poprzedniego pytania, musiałem się zetknąć podczas lektury któregoś z omówień myśli libertariańskiej albo przy okazji czytania artykułów Rothbarda. Znana jest przecież i przetłumaczona na polski jego polemika z Konkinem.
KD: I jakie były Twoje pierwsze wrażenia?
MC: Mniej więcej takie, jak teraz. Uważam, że agoryzm to bardzo ciekawe, synkretyczne podejście, mocno lewicujące, spontaniczne. Szkoda, że Konkin napisał tak mało, bo o agoryzmie bardzo dobrze się czyta. I ciekawie rozmawia, bo to kontrowersyjny nurt, nawet w obrębie dla większości ludzi bardzo kontrowersyjnego libertarianizmu.
KD: Konkin przekonał Cię do agoryzmu?
MC: Nie przekonał. Nie jestem agorystą i wcale nie chodzi tu o lewicowy ładunek (osobiście bliżej mi do tradycji paleolibertariańskiej), który niesie agoryzm. Nie jest wykluczony agorystyczny handel dewocjonaliami i konserwatywne zasady wyznawane przez agorystę. Zwyczajnie nie wierzę w to, że istnieje korelacja pomiędzy rozwojem szarego i czarnego rynku, a przybliżaniem postpaństwowego, libertariańskiego ładu. Oczywiście, pojedynczym agorystom, czy nawet ich grupom, agoryzm może się opłacać, mogą czuć się nie tylko życiowo spełnieni, ale też, dzięki ekonomii cienia, mogą być na tyle wolni, na ile to się da zrobić. Ale nie ma takiej przekładni, która byłaby w stanie te drobne wymiany transmutować w zmianę, zmianę przez „duże zet”. A taką zmianą byłaby agorystyczna rewolucja, do której ma przecież dojść, o ile coraz więcej ludzi zacznie włączać się w sieć szarych i czarnych wymian.
Pomimo tego, że Konkin nie przekonał mnie do agoryzmu, to muszę przyznać, że na pewno zainteresował. Nie tylko agoryzmem właśnie, ale też swoim życiem. Sądząc po zapale, z jakim głosił on swoje poglądy, ilości czasu, który zainwestował w ten ruch, ilości konferencji i wszelakich konwentów, na których był, można chyba napisać, że Konkin nie miał życia (albo miał bardzo nikłe) poza libertarianizmem. Gdyby ktoś kiedyś pokusił się o napisanie jego poważnej biografii (w mojej książce jest tylko rozdział biograficzny na jego temat), od razu spisałby historię ruchu libertariańskiego w USA w tych latach, w których Konkin był aktywny.
KD: Twoja książka jest krytyką agoryzmu?
MC: Nie do końca. Starałem się, na ile było to możliwe, podejść do sprawy obiektywnie. Zająłem się agoryzmem jako politolog, a nie jako libertarianin. Książka jest naukowa, choć znajduje się na pograniczu różnych dziedzin. Jest w niej rozdział historyczny, siłą rzeczy piszę też trochę o ekonomii, są fragmenty, które mógłbym zaklasyfikować jako filozoficzne. W dodatku, jej obaj recenzenci, czyli dr hab. Dariusz Juruś i dr hab. Piotr Bartula, to filozofowie. Chyba najłatwiej byłoby powiedzieć, że to książka gdzieś z pogranicza myśli politycznej i politologii.
A wracając do Twojego pytania. Agoryzm można krytykować i wielu zrobiło to już przede mną, na czele z Rothbardem. Ale można i pochwalić. To był nurt, który proponował i nadal proponuje ścisłe złączenie teorii z praktyką. Konkin widział, że zbyt wielu libertarian mówi tak naprawdę do samych siebie, mało tego, nie robią nic, aby próbować przekonać kogoś z zewnątrz, lub robią to tak nieudolnie, że efekty są mizerne. Agoryzm jest pomysłem na wyjście z tego impasu i dotarcie ze względnie prostą koncepcją do ludzi, którzy nie mają ochoty na poświęcenie życia libertariańskiej teorii. Nawet jeśli nie zgadzamy się z agoryzmem i Samuelem Edwardem Konkinem III, jego twórcą, to próbę wydostania się z wieży z kości słoniowej, należy odnotować jako plus. Takich plusów agoryzmu jest zresztą więcej, to tylko jeden z nich.
KD: Dla kogo napisałeś książkę?
MC: Na pewno nie dla ludzi, którzy dopiero co zetknęli się z libertarianizmem. Dla nich są lepsze pozycje na rynku, zdecydowanie lepiej zacząć od „Ekonomii w jednej lekcji”, którejś z dostępnych po polsku książek Rand, czy jakiejś prostszej pozycji Rothbarda. Początkujący w libertarianizmie czytelnik naprawdę ma z czego dziś wybierać i to nie tylko w księgarni, ale też w Internecie. Ja nie próbuję wejść w sektor książek, które mają przekonywać nieprzekonanych. Z prostej przyczyny, to bardzo trudne zadanie, wymagające nie tylko dużej wiedzy, ale też sporych umiejętności w argumentowaniu i całej masy wyczucia. Planuję napisać coś dla początkujących wolnościowców, ale jeszcze nie teraz. W tej chwili to zadanie by mnie przerosło.
Książkę napisałem dla tych, którzy coś już czytali o libertarianizmie i interesuje ich historia oraz teraźniejszość myśli i ruchu, który gloryfikuje wolność. Ci mogą mieć satysfakcję z lektury.
KD: W książce proponujesz coś nowego, czy tylko omawiasz znane teksty Konkina?
MC: Na to pytanie każdy czytelnik będzie musiał odpowiedzieć sobie sam. Dotarłem jednak do tekstów, które dotychczas nie były omawiane w Polsce. Są to debaty po wydaniu New Libertarian Manifesto. Wszyscy znamy polemikę Konkina z Rothbardem, ale były jeszcze dwie ważne wymiany zdań. Konkin o swoim manifeście dyskutował jeszcze z Robertem LeFevrem i Erwinem „Filthy Pierrem” Straussem. I padają tam naprawdę ciekawe argumenty, takie jak kwestia egoizmu i altruizmu w agoryzmie czy sprawa oszustów – agorystów i tego, jak sobie z nimi radzić. Sporo miejsca poświęciłem na historię ruchu libertariańskiego, dużo nowych informacji, z którymi polscy czytelnicy mogli jeszcze nie mieć kontaktu, jest w rozdziale o powstaniu i historii Libertarian Party. Nie jestem ekonomistą, ale w rozdziale dotyczącym ekonomicznego wymiaru agory, zderzam podejście Konkina z tym, co Ronald H. Coase napisał o naturze firmy. Piszę też o praktyce agoryzmu, choć nie ukrywam, że tylko w jednym rozdziale. Co ciekawe, jest w Internecie dostępnych kilka tekstów z poradami dla początkujących agorystów, jest nawet podręcznik, co prawda krótki – o tym, jak prowadzić agorystyczny biznes. Omawiam je właśnie w rozdziale dotyczącym praktyki.
KD: Można się czegoś nauczyć od agoryzmu i agorystów?
MC: Jak najbardziej tak. Bardzo podoba mi się podejście Konkina do promocji idei. Ojciec-założyciel agoryzmu wprost pisał, że aby sprzedać swój towar (nawet, kiedy jest on pomysłem na organizację stosunków międzyludzkich) trzeba być przedsiębiorcą i to właśnie przedsiębiorczości brakuje polskim libertarianom. Nasze struktury muszą działać jak firmy, mamy produkty, które chcemy sprzedać, musimy więc poszukać finansowania naszej działalności i klientów, którzy będą na tyle dobrze obsłużeni, że następnym razem przyjdą z przyjaciółmi oraz rodziną. Inaczej będziemy mówić do siebie samych, co może będzie dla nas ciekawe, ale niekoniecznie będzie skuteczne.
Książkę możecie zakupić tutaj.