Oliver Stone odwiedza Wenezuelę
Autor: Humberto Fontova
Tłumaczenie: Forum Libertas
Źródło: frontpagemag.com
Artykuł został opublikowany 10 marca 2014 r.
Słynny wróg imperializmu Oliver Stone przedstawił właśnie swój film dokumentalny „Mi Amigo Hugo” (Mój Przyjaciel Hugo). Premiera miała miejsce w Wenezueli, która jest kubańską kolonią. Jak sugeruje tytuł, film ten jest hołdem dla Hugo Chaveza, zmarłego namiestnika Wenezueli z kubańskiego nadania, i został przedstawiony w ramach obchodów pierwszej rocznicy śmierci Chaveza na łamach kierowanej przez Kubę wenezuelskiej telewizji. Z tej okazji sam Raul Castro zaszczycił wizytą swoje południowoamerykańskie dominium.
„Dzisiejsza Wenezuela to kraj, który jest praktycznie okupowany przez pachołków dwóch międzynarodowych kryminalistów, kubańskich braci Castro” – powiedział ostatnio Luis Miquilena, który przez trzy lata pełnił funkcję ministra sprawiedliwości przy boku Chaveza, zanim nie ustąpił z niesmakiem. „Oni (Kubańczycy) wprowadzili do Wenezueli prawdziwą armię okupacyjną. Kubańczycy kierują portami morskimi, lotniskami, komunikacją i najważniejszymi sprawami Wenezueli. Znajdujemy się rękach obcego państwa. Jest to najciemniejszy okres w naszej historii”.
Dokument o Chavezie ukazał się dwanaście lat po premierze innego filmu dokumentalnego Olivera Stone’a „Comandante”, który składał hołd samemu zagranicznemu imperatorowi Wenezueli, Fidelowi Castro.
„Jestem niczym więzień” – narzekał Castro na początku filmu „Comandante”. Stalinowski dyktator odnosił się w ten sposób do ciężkiej harówki, która towarzyszy jego ofiarnej służbie rządzenia Kubą. „To jest moja cela” wzdychał pokazując dookoła. Ta deklaracja strażnika, który ma więcej więźniów politycznych w stosunku do ilości mieszkańców, niż miał sam Stalin, nie wywołała nawet drobnego uśmieszku na ustach Olivera Stone’a. Kolejne pytania również starały się nie rozdrażnić Fidela i dotyczyły gry w baseball. W momencie, gdy kilka z nich zboczyło z banalnej rozmowy, a Castro odpowiadał na nie wymijająco, Stone ćwierkał z zachwytem, że „jego nieuchwytność jest zawsze czarująca”.
„Fidel jest zniewalający i charyzmatyczny” – konkludował Stone – „Jest prawdziwym gwiazdorem filmowym”.
Niestety Fidel jest już zbyt stary na dobre zbliżenia, więc Stone skupił obiektyw swojej kamery na kolonii Castro, którą jest Wenezuela.
Obecnie kubański król Wenezueli rządzi w mniejszym zakresie niż jego młodszy brat Raul. Aktualne szczegóły techniczne zarządzania imperium, w czym zawiera się kradzież 100 tysięcy baryłek ropy dziennie, polegają na uprzejmości 50 tysięcy Kubańczyków, którzy nawiedzili Wenezuelę i kierują niezbędną dla kolonii policją i służbą wywiadu. Kosztowało to Castro trochę pracy, ale ostatecznie ma Wenezuelę w garści. Oto dowód:
Pierwsza zagraniczna podróż, którą jako głowa państwa odbył Fidel Castro, to wizyta w Wenezueli 25 stycznia 1959 roku, podczas której błagał prezydenta Romulo Betancourta o „przyłączenie się” do jego „generalnego planu wymierzonego w gringos„. Nowo wybrany prezydent Wenezueli wkrótce dowiedział się, że w jego „przyłączeniu się” zawarte są olbrzymie pożyczki, pomoc finansową i transport darmowej ropy dla Castro. W związku z tym szorstko odrzucił „zaproszenie”. Dopiero Hugo Chavez ostatecznie „przyłączył” Wenezuelę do generalnego planu Castro.
Zwróćcie uwagę na datę oraz na samą agresywną anty-amerykańską politykę, którą Castro zaproponował Wenezueli. Miało to miejsce zaledwie dwa tygodnie po wkroczeniu Fidela do Hawany. Mimo tego trudno wam będzie znaleźć amerykańskiego „akademickiego eksperta”, który nie będzie zaklinać się na wszystko, że to arogancka, samolubna i głupia polityka Stanów Zjednoczonych w latach 1959-61 upokorzyła Fidela Castro i wepchnęła go – chociaż bronił się przed tym rękami i nogami – w ramiona Rosjan.
Jak sugeruje tytuł nowego filmu Stone’a, reżyser nie kryje swojego szacunku dla kubańskiego satrapy Hugo Chaveza, tak samo jak nie krył szacunku dla masowego mordercy i podżegacza wojennego, którym jest kolonialny władca Fidel Castro. Sprawia to, że filmy Olivera Stone’a są dla komunistów z Ameryki Łacińskiej miej efektywne, niż te jego kolegi po fachu Roberta Redforda, którego Dzienniki Motocyklowe wykonały lepszą robotę na rzecz wizerunku Che Guevary, niż byłyby w stanie wykonać agencje PR-owe z Madison Avenue. Porównanie Stone’a do Redforda to jak porównanie Juliusa Streichera do Leni Riefesthal.
Oliver Stone twierdzi, że masowe protesty, które obecnie wstrząsają Wenezuelą to dzieło CIA i zaledwie kilku miejscowych frajerów. Biorąc pod uwagę ukryte łapska, spiskowców i właśnie „frajerów” w jego filmie „JFK”, nie możemy się doczekać, żeby zobaczyć jaką zawiłą siatkę obarczy Stone winą za obecny wenezuelski kryzys
Trzy tygodnie przed przybyciem do Wenezueli na premierę swojej komunistycznej reklamówki, Oliver Stone był jednym z mówców honorowych na „International Students for Liberty Conference”. Według niektórych źródeł, tłum na tej libertariańskiej imprezie wiwatowała na cześć człowieka, który poświęcił wiele czasu i pieniędzy na gloryfikowanie dyktatorów znoszących własność prywatną i mordujących przedsiębiorców. Najwidoczniej nie są to libertarianie starej daty. [Stone mówił tam o imperialnej polityce państw, co go łączy z wieloma libertarianami – przyp. red.]
Jedynymi staroświeckimi szydercami była garstka studentów z Ameryki Południowej, którzy z własnego doświadczenia znali działalność komunistów, których Stone wysławiał w swoim przemówieniu i w swoich filmach. Zabawne jak to działa.
Poparcie i reklama castroizmu i czawizmu ściągnęła na Stone’a ogień krytyki w mediach społecznościowych. Oliver jednak szybko odpowiedział. „Wy (krytycy) przypominacie mi wariatów z TEA Party!” – odburknął na swoim facebookowym profilu. Co gorsza, jego krytycy są: „Podobni do prawicowych Kubańczyków, którzy uciekli na Florydę, i którzy pomagają utrzymać Stany Zjednoczone w lochu ignorancji”.
Skoro mówimy o lochach, ignorancji i wygnaniu, Stone może znaleźć na Kubie najdłużej cierpiących więźniów politycznych w najnowszej historii ludzkości. Cierpienie to ma miejsce w izbach tortur i lochach zaprojektowanych przez jego stalinowskiego idola i jego mentorów z KGB. Miejmy nadzieję, że Oliver Stone jest w tej kwestii jedynie ignorantem.