Motywy polityczne w Batmanie
Uwaga! Tekst zawiera informacje, które mogą zostać uznane za spojlery!
Chyba każdy zgodzi się z tezą, że kultura ma wpływ na ludzi. Od dawna ludzie próbowali wpływać na społeczeństwo poprzez np. książki czy filmy. Przykładem może być choćby Ayn Rand, która w powieściach umieszczała filozofię obiektywistyczną. Obecnie, gdy w Hollywood powstaje film dotyczący przedsiębiorców czy bogatych ludzi to najczęściej są złoczyńcami, draniami na których leci wielka miłość głównego bohatera lub głupkami, którym się w życiu poszczęściło i nikt nie wie dlaczego mają pieniądze, ale są przynajmniej zabawni. Dlatego cieszę się, że powstają filmy o Iron Manie i Batmanie. Brzmi to trochę komicznie, ale trzeba przyznać, że filmy o nich pokazują dwóch milionerów, którzy wydają pieniądze na walkę ze złem, żeby społeczeństwo było bezpieczne. Są gotowi nawet poświęcić własne życie, żeby tylko ludziom żyło się lepiej. Mimo tego, normalnie nie zdecydowałbym się na opis filmu, ale przekonał mnie do tego wątek polityczny w dwóch nowych filmach (animowanych) o Batmanie — „Batman DCU: Mroczny Rycerz – Powrót”.
Chciałbym zaznaczyć, że owszem, jest to film animowany, ale nie oznacza to, że jest on przeznaczony dla dzieci. Jest brutalny i momentami pojawia się krew, są nawet łamane kości. Przyznaję, że dla dorosłego fana Batmana jest to świetne połączenie.
Przybliżę trochę fabułę i sytuację w mieście. Głównym bohaterem jest oczywiście Batman, ale nie jest to żaden noir ani „Batman przyszłości”, więc wszystko dzieje się w Gotham (według mnie) w latach 80. albo w późnych latach 70., ponieważ w drugiej części pojawia się Związek Radziecki i są bomby atomowe, i prawdopodobnie minęło kilka lat od czasów ruchu hippisowskiego. Bruce Wayne ma około 50 lat (akcja toczy się 10 lat po tym jak Człowiek Nietoperz zniknął), ale nadal jest potężnie zbudowanym mężczyzną z szeroką szczęką i nie boi się przemierzać ulic Gotham, które zostały opanowane przez strach i tzw. mutanty, które są de facto nastolatkami napadającymi na mieszkańców tylko dlatego, że sprawia im to przyjemność. Two-Face i Joker są w szpitalu psychiatrycznym. Pomocnik Batmana, Robin, nie żyje. Wayne nie może znieść dłużej sytuacji w jego rodzinnym mieście, więc postanawia powrócić jako Mroczny Rycerz i przywrócić porządek.
Gdy oglądałem ten film to miałem wrażenie, że cofnąłem się o około 10 lat i oglądam jakiś stary serial animowany, albo film, o superbohaterach ze świata DC, ale nadal wyglądał niesamowicie. Ta kreska chyba nigdy się nie zestarzeje. Warto dodać, że chmury z drugiej części, gdy Superman leciał przez nie, wyglądały niesamowicie. Powiedziałbym nawet, że w miarę realistycznie (jeżeli coś takiego jest możliwego w filmie animowanym).
Przejdźmy jednak do konkretów, bo podstawowe informacje można znaleźć w innych miejscach internetu. Zacznę od psychiatry, który zajmuje się leczeniem m.in. Jokera i Harvey Denta, i…broni ich. Uważa ich za ofiary, a także wg niego to Batman jest winny temu, co się dzieje w mieście. W mojej opinii jest on pożytecznym idiotą, który zresztą dostanie karę za swoją ślepotę i nie dostrzeganie prawdy. Wspiera Jokera, który chce mieć występ w TV i…przypomina mi trochę homoseksualistów, ponieważ jest trochę zniewieściały i scena, gdy paru mężczyzn się z niego śmieje wygląda jakby śmiali się z geja. Film Nolana pt. „Mroczny Rycerz” przyzwyczaił nas raczej do Jokera, który kocha patrzeć jak świat płonie, a nie do mało-męskiego złoczyńcy. Lekarz pochwala również resocjalizację i danie drugiej szansy przestępcom (w obu częściach kończy się to niedobrze dla społeczeństwa). Konserwatyści kładą raczej nacisk na ukaranie złoczyńcy, a socjaldemokraci na możliwość poprawy, odpokutowaniu win.
Kolejną osobą przypominającą o patologii współczesnego świata jest burmistrz, który nie potrafi podjąć żadnej decyzji samemu. Nawet jego decyzja o odwołaniu Gordona i ogłoszeniu Batmana przestępcą została podjęta dopiero po tym jak ludzie zaczęli się domagać ukarania Batmana. Są również dwie sceny choćby wyjęte z prawdziwego świata. Jedna dotyczy wybrania nowego szefa policji, którym zostaje kobieta, a prezenter mówi, że popularność burmistrza wzrośnie m.in. z powodu kobiety-komisarza. Druga to gdy wcześniej wspominana pani komisarz ma na sobie garnitur, ale może to normalne wśród kobiet-policjantów. Rodzice Robina są prawdopodobnie byłymi hippisami, bo gdy jej matka pyta swojego męża czy pamięta co się działo w Chicago to ten odpowiedział, że przecież był wtedy ciągle na haju. Mówią o Batmanie, że jest faszystą i tak jak ludzie z telewizji twierdzą, że to on jest źródłem zła). Padają nawet takie słowa: „Ten facet [Batman – przyp. autora] to faszysta. Nie ma szacunku do prawa”. A gdy Gordon w obronie własnej zabija mutanta, który chciał go zabić, to klną na niego i ubolewają nad śmiercią mutanta, który przecież „był taki młody”. Nie dostrzegają tego, że Jim mógł zginąć.
Zabawny jest również fragment, gdy jakiś mężczyzna (ubrany w garnitur) mówi, że Batman jest zły itd., ale nie mieszka w centrum, natomiast jakiś murzyn stwierdza, że chętnie przywitałby Batmana w swojej dzielnicy, bo robi dobrą robotę. Muszę tutaj coś wyjaśnić – w USA na przedmieściach mieszkają przedstawiciele klasy średniej i bogaci, czyli przeważnie biali. W centrum żyją głównie czarni i Latynosi, jest duża gęstość zamieszkania, więc przestępczość jest zazwyczaj wyższa niż na przedmieściach.
Amerykańscy republikanie, patrioci i konserwatyści cechują się… wiarą w Boga, a przynajmniej szacunkiem wobec niego — chyba wszyscy kojarzą „God Bless America”. Moim zdaniem słowa prezydenta, który mówi „Bóg jest po naszej stronie. Lub inna siła wyższa”, są lekko prześmiewcze.
Mutanci to banda dzieciaków, która chce przeprowadzić rewolucję i łyknęliby każdą radykalną ideę. Nie wiedzą co to dyscyplina, ponieważ, jak stwierdza Mroczny Rycerz, nie czekają nawet na rozkaz, żeby do niego strzelać. W prawdziwym życiu są to raczej osoby, które zostały przekonane tylko chwytliwymi hasłami, a nie za pomocą merytorycznych argumentów. Podobnie powstali Synowie Batmana, jednak Batmanowi raczej się nie podoba ich działalność. Aczkolwiek, gdy dochodzi do wybuchu bomby atomowej w atmosferze i z powodu impulsu elektromagnetycznego uszkodzone zostają urządzenia z elementami elektronicznymi w całym Gotham, a ludzie wychodzą na ulice i zaczynają okradać sklepy (jak parę lat temu w Londynie), to Obrońca Gotham przejmuje władze nad Synami Batmana, każe im porzucić broń palną i idzie na ich czele zaprowadzić porządek w mieście. W międzyczasie James Gordon przekonuje ludzi, że muszą się zjednoczyć i sobie pomagać w gaszeniu ognia, ponieważ w innym razie wszyscy pozostaną bez dachu nad głową. Woluntaryzm w działaniu. Przykładem samoorganizacji społeczeństwa mogą być zresztą sami Synowie Batmana. No i wisienka na torcie. Superman jest… pracownikiem rządu i jest tolerowany przez administrację, natomiast Batman jest osobą prywatną i bandytą. Rządowy superbohater jest w opinii Człowieka Nietoperza takim samym przestępcą jak on, tylko Superman ma szefa, jednak gdy prezydent zostanie przyciśnięty do muru, to bez problemu się go pozbędzie — „Wykonujesz rozkaz władzy, która chce się mnie pozbyć tylko dlatego, że jestem dla niej policzkiem. Co to za władza? [Superman mówi, że to ich świat i Batmana już w nim nie chcą, a on odpowiada: „Czyżby? A kogo przyślą po ciebie?”]. Niestety, Superman jest w tym filmie pożytecznym idiotą i, można rzecz, “gościem, który tylko słucha rozkazów”, jednak na końcu chyba pojmuje, że jest w błędzie.
To chyba wszystkie fragmenty dot. ideologii politycznych i polityki amerykańskiej. Oceniłbym film jako… dzieło republikanina lub „prawicowego” woluntarysty. Jest dużo sugestii, że ludzie nazywający Batmana faszystą to świry (bo kto normalny podważy dobroć i uczciwość Batmana?!), a to prawdopodobnie jedno z ulubionych słów socjaldemokratów. Mimo (a może dzięki niemu?) politycznego wątku i tak wyczekuję następnej części, a jeśli powstanie to, uwierzcie, będzie się działo.
Autor: Aleksy Przybylski
Nadsłano dla libertarianin.org