Dlaczego PRL jest oceniany pozytywnie?
Czasem może zastanawiać, dlaczego stosunkowo duża grupa osób ocenia pozytywnie okres PRL, a czasem wręcz ocenia go lepiej niż okres po 89. Pomimo że intuicyjnie rozumiemy, że tego rodzaju oceny oparte są na pewnych błędach kognitywnych i mechanizmach racjonalizacyjnych, to myślę, że warto dookreślić ich charakter, po to, żeby ewentualnie móc innych od tych błędów uwalniać. Osobiście myślę, że największą rolę gra w tym kontekście splot następujących czynników:
1. Koloryzowanie okresu swojego dzieciństwa i młodości. Młodość niewiele wymaga i niewiele oczekuje – zdecydowana większość wspomina ją lepiej niż wiek dojrzały, niezależnie od obiektywnych warunków zewnętrznych. Nawet wielu z tych, których młodość przypadła na okres wojny, wspomina ten okres dobrze – jako czas ciekawy, „heroiczny”, pełen przygód, itp. (To przypuszczenie pokrywa się z faktem, że im starsza jest badana grupa, tym większy jest w niej odsetek osób oceniających PRL pozytywnie)
2. Prawo malejącej użyteczności krańcowej. Kiedy ma się niewiele, cieszy nawet najmniejsza rzecz. Im ma się więcej, tym zasadniczo trudniej zadowolić się czymś nowym. Innymi słowy, pamiętający PRL-owską biedę i siermiężność patrzą na nią czasem mniej więcej tak, jak europejscy czy amerykańscy antropolodzy patrzyli na życie wydumanych przez siebie „szlachetnych dzikusów”.
3. Zazdrość. PRL rzeczywiście był bardziej egalitarny na zasadzie sprowadzania wszystkich do parteru i trzymania ich tam. A jeśli jest się na siłę trzymanym na parterze, to z definicji nie da się zazdrościć komuś, kto wspiął się na wyższe piętra. A po 89 wielu udało się jednak na te piętra wspiąć. Jak pisali Schoeck w „Zazdrości” i Mises w „Mentalności Antykapitalistycznej”, przegrany zawsze będzie próbował jakoś racjonalizować swoją klęskę, zwłaszcza w świetle sukcesów innych. Miło więc będzie wspominał czas, kiedy żadna tego rodzaju racjonalizacja nie była potrzebna.
4. Syndrom sztokholmski. Jeśli ktoś przez 40 lat był wystawiany na działanie nachalnej PRL-owskiej propagandy o „sprawiedliwości społecznej”, „sprawie klasy robotniczej”, „walce z kapitalistycznym imperializmem”, itp., to mógł, w ramach racjonalizacji swojego poddaństwa PRL-owskiemu reżimowi (klasyczny psychologiczny mechanizm samoobronny), przekonać się do tego, aby w tę propagandę rzeczywiście uwierzyć. Obecnie, choć tego rodzaju polityczna propaganda wciąż istnieje, to jest jednak znacznie mniej wszechobecna i nachalna, i bardzo łatwo skonfrontować ją z faktycznym stanem rzeczy, co za PRL-u utrudniała cenzura i ogólne informacyjne odcięcie od świata. Innymi słowy, są tacy, którzy wskutek padnięcia ofiarą syndromu sztokholmskiego naprawdę wierzą, że PRL dbał o „sprawiedliwość społeczną”, a obecnie liczy się w głównej mierze „zysk prywatny”.
5. I może wreszcie punkt najciekawszy – prawo historycznego opóźnienia. Jest wielu, którzy twierdzą, że za PRL kultura stała na wysokim poziomie – powstawały dobre filmy, dobre książki, itp., a obecnie produkuje się prawie wyłącznie tandetę. I co ciekawe – mogą oni mieć rację, tzn. zauważać prawidłową korelację, jednocześnie źle ją interpretując. Owszem, kultura filmowo-literacka za PRL-u może rzeczywiście stała pod wieloma względami na wyższym poziomie (pomijając jej część nachalnie propagandową), ale było tak wyłącznie dlatego, że tworzyły ją osoby wychowane jeszcze w czasach przedwojennych, mające styczność z niezniszczoną przez wojnę tysiącletnią polską kulturą i reprezentujące pewien poziom twórczego profesjonalizmu. Natomiast dzisiejsza przewaga tandety wynika z tego, że to ją tworzą w znacznej mierze osoby wychowane w PRL-owskiej toporności i wywołanym przez nią spustoszeniu kulturowym.
Stosownych czynników jest więc wiele i wzajemnie się one uzupełniają. Biorąc pod uwagę je wszystkie i ich psychologiczny wpływ, nie powinno dziwić, dlaczego oceny PRL (czy innych tego typu reżimów w innych krajach) nie są bardziej jednoznacznie negatywne, choć obiektywnie powinny takie być. Można też na tej podstawie – w miarę swoich umiejętności perswazyjnych – dążyć do skorygowania tego rodzaju ocen u przynajmniej części swoich znajomych.
Autor: Jakub Bożydar Wiśniewski