O potrzebie rewizji prawa wypadkowego
Autor: Karol Gajewy
Nowy Rok przywitał nas tragicznym wypadkiem, 1 stycznia na ul. Szczecińskiej w Kamieniu Pomorskim pijany kierowca rozpędzonym BMW wjechał w ośmioosobową grupę ludzi. Sześć osób poniosło śmierć.
Sprawca tego tragicznego wypadku, 26-latek, miał 2 promile we krwi. Wspomniany wypadek spowodował, że media i opinia publiczna podniosły temat do rangi ogólnokrajowego problemu. Temat ten co jakiś czas pojawia się na świeczniku, powraca niczym bumerang, zwłaszcza po długich weekendach i świętach, kiedy przychodzi czas rozliczeń i podsumowań. Sugeruje się, że prowadzone przez policję statystyki są zatrważające, a wypadki powodowane przez pijanych kierowców, z roku na rok nasilają się i stają plagą w naszym kraju. Jako kierowca, który codziennie jeździ do pracy, zmuszony jestem zainteresować się problemem.
Dla dociekliwego obserwatora życia społecznego i medialnego jest z tym całym tematem dość istotny problem. Otóż przede wszystkim – zapomina się, że sam ruch drogowy niesie ze sobą ogromne ryzyko, a każdy kierowca wsiadający za kółko jest, a przynajmniej powinien być świadomy tego ryzyka. Nacisk w mediach na słowo ”pijany” sugeruje jakoby śmiertelny wypadek spowodowany przez pijanego kierowcę był czymś tragiczniejszym, bardziej odrażającym niż ten sam wypadek spowodowany przez osobę trzeźwą.
W przypadku pijanych kierowców mówi się o nich, że są mordercami, natomiast jeśli wypadek, w którym zginie kilka osób, powoduje osoba trzeźwa wówczas mówi się o pechu, straszliwej tragedii i nieszczęściu. A przecież wypadki te są tej samej miary, są równie tragiczne. W jednym jak i drugim przypadku są ofiary śmiertelne.
Limit alkoholowy jaki jest prawnie narzucony w naszym kraju wynosi 0,2 promila.
Biorąc pod uwagę zamiłowanie Polaków do alkoholu to limit ten jest dość niski, co powoduje, że statystyki policyjne przekazywane do mediów powalają. Puszczane przez dzienniki informacje, że zatrzymano ponad 1000 pijanych kierowców powodują dość sugestywny odbiór. Tymczasem większość z tych zatrzymanych pijanych to tzw. wczorajsi, którzy źle oszacowali kondycję swojego organizmu i pechowo przekroczyli ustawowy limit alkoholu, być może w innych krajach, które mają nieco liberalniejsze przepisy w tym zakresie w ogóle nie podlegaliby wymiarowi sprawiedliwości. Niestety w Polsce robi się z tych ludzi groźnych przestępców.
Spotkać się można z argumentem, że limit ten wynika ze zbyt dużej liczby wypadków jakie powodują osoby nietrzeźwe w naszym kraju. Czy naprawdę? Skąd te dane?
Zdecydowana większość wypadków drogowych jest powodowana przez osoby nie spożywające alkoholu. Jeśli przyjmiemy, że osoby jeżdżące po alkoholu to dość znikomy procent ogółu kierowców, to rzeczywiście ilość wypadków po pijanemu może przerażać. Problem jednak w tym, że nie możemy ustalić ilości pijanych kierowców na naszych drogach, nie znamy odsetka kierowców jeżdżących po spożyciu. To daje pole do czystej spekulacji. Ilość pijanych kierowców może wcale nie być tak niska, jakby się mogło zdawać.
Moglibyśmy problem ocenić rzetelniej mając dane, ilu na polskich drogach jeździ pijanych kierowców i wypadków nie powoduje. Nie znamy statystyk w tym zakresie, a osób, które wsiadły po alkoholu i bezpiecznie przemierzyły odległość, którą sobie wytyczyły może być relatywnie dużo. W 2013 r. na polskich drogach zginęło 3291 osób, z czego 265 to ofiary nietrzeźwych kierowców. Jak widać 8% to niezbyt duża ilość.
>Media huczą o pijanych kierowcach, którzy wożą kostuchę ze sobą, ale nikt w mediach nie mówi o tym, że sam ruch drogowy niesie ryzyko śmierci, a przez alkohol jest ono jedynie potęgowane. W 2013 r. trzeźwi kierowcy powodowali 11 razy więcej wypadków niż ci pijani. W istocie główną przyczyną wypadków drogowych są czynniki ludzkie takie jak brawura, głupota, pomyłka w ocenie sytuacji i substancje psychoaktywne – alkohol i narkotyki, które obniżają zdolność do racjonalnej oceny sytuacji.
Poddać trzeba rewizji limit alkoholowy, jest to podstawowy problem od którego należy zacząć. Jak pokazują przykłady innych państw limity te ustalane są czysto arbitralnie, oparte są na dość niejasnych kryteriach kwalifikacji. Bo czym się różni kierowca z Polski od kierowcy z Kanady czy Wielkiej Brytanii?
Źródło: http://www.dkd.pl/e/pl/limity
Jako libertarianin mam w tej kwestii dość skrajne zdanie i uważam, że winno się karać za spowodowanie wypadku, nie natomiast za samo spożycie alkoholu. Argument karania prewencyjnego jak sądzę nie przekona żadnego konsekwentnego libertarianina.
Regulacje mają jeden zasadniczy problem – jak stworzyć na tyle efektywne przepisy aby uwzględniały takie czynniki jak predyspozycje i umiejętności każdego kierowcy z osobna? Dlatego lepsze rezultaty osiąga się biorąc za punkt oparcia koszty jakie sprawca wypadku musi ponieść. Jeśli chce się istotnie zredukować liczbę wypadków trzeba sprawić aby motywacje kierowców do bezpiecznej jazdy wynikały z ich ekonomicznej sytuacji.
Jedno z takich rozwiązań zaproponował David Friedman, który przedstawił dość radykalną zmianę prawa wypadkowego. W momencie zderzenia się dwóch samochodów gdzie każdy traci określoną wartość np. pięć tysięcy złotych, każdy kto znajdowałby się w mniej więcej około 1,6 km od miejsca wypadku obciążony zostałby mandatem w wysokości pięciu tysięcy. W ten sposób jak sugeruje Friedman kierowcy uważaliby na drodze lub też motywowani stratą finansową staraliby się unikać ryzykownych sytuacji. Oczywiście ten konstrukt teoretyczny trudny jest do oszacowania, bo w jaki sposób egzekwować go w praktyce?
Przykład godny naśladowania to test prostej linii, który z powodzeniem stosowany jest w USA w niektórych stanach. Zamiast tradycyjnego dmuchania w alkomat, kierowca poddawany jest testowi przejścia od jednego punktu do drugiego po linii prostej. Zastanawiające jest też to, że ubezpieczyciele w krajach, w których limit oscyluje wokół 0,8 nie decydują się na zwiększenie składki, jeśli klient we wniosku zgłosiłby np. że czasem będzie jeździł po spożyciu alkoholu, taka klauzula, w moim skromnym odczuciu, winna być brana pod uwagę. Ryzyko wzrasta drastycznie, powinna też i składka.
Przypadek z Kamienia Pomorskiego jest smutny, dramatyczny i sprawca całego zajścia poniesie zasłużoną karę w postaci więzienia, czy jednak wynagrodzi bliskim ofiar poniesioną stratę? Nie, i jest to przygnębiające. Patrząc na to, nasuwa się jeden wniosek – potrzeba nam radykalnej korekty prawa wypadkowego, jednak nie w takiej formie jak sugerują nam media.
Nie wiem czy rewizja ta miałaby iść w stronę zaostrzenia kar więziennych i zmniejszenia i tak już niskiego limitu alkoholu w naszym kraju? czy może powinniśmy pójść w stronę odpowiedzialności cywilnej za powstałe szkody? Jako libertarianin skłaniam się ku drugiej opcji, ale i ona niesie ze sobą szereg nowych problemów.