Czy Szumi już rozumi?
Jakiś czas temu Tomasz Malinowski w tekście pt. Fenomen Szumlewicza w środowiskach wolnorynkowych1 przekonywał, by „zamiast walczyć z chochołami, działać pozytywnie”, aby postacie o tak skrajnie niespójnych, nielogicznych, momentami prostackich poglądach, jak Piotr Szumlewicz, najzwyczajniej w świecie ignorować. Jakkolwiek stanowisko to jest wysoce słuszne i w znacznej mierze przeze mnie podzielane, nie mogę odmówić sobie żadnej okazji do tego, by przytoczyć myśli jednego z moich intelektualnych mistrzów, Ludwiga von Misesa.
Sposobność, o której mowa w powyżej zarysowanym kontekście ma związek z jedną z licznych – mówiąc eufemistycznie „kontrowersyjnych” – wypowiedzi Szumlewicza, wygłoszonych w programie pt. Ja Panu Nie Przerywałem, emitowanym na antenie Superstacji. Brzmi ona następująco: „Żyjemy w demokratycznym państwie, w którym to my powinniśmy decydować, kto ile ma zarabiać, a nie bezosobowy rynek”.
Pomijając szerszy wywód nad bezsensownośą i absurdalnością drugiej części zdania (rynek – jak wiadomo – to nie żaden algorytm, żaden matematyczny model czy mechanizm, działający zawsze zgodnie z ex ante zdefiniowanymi i założonymi prawidłami, a tylko lub aż suma jednostkowych działań jednostek uczestniczących w systemie dobrowolnych, obu- lub wielostronnie korzystnych wymian), zastanówmy się przez moment nad pierwszą częścią wypowiedzi redaktora Szumlewicza. Prima facie wydaje się to kolejny nonsens, bzdura, wręcz idiotyzm, wzbudzający bądź salwy śmiechu, bądź jedynie uśmiech i politowanie nad głoszącym te słowa. Jak jednak wspomniałem na wstępie, chciałbym kilka zdań poświęcić wybitnemu myślicielowi urodzonemu we Lwowie, którego ustalenia – co może się wydać zaskakujące, by nie rzec szokujące – między wierszami dostrzegam w pierwszej części omawianego stwierdzenia Szumlewicza (sic!).
Skonfundowanemu czytelnikowi spieszę z wyjaśnieniem. Zapewne zupełnie nieświadomie, niemniej jednak Piotr Szumlewicz dotknął zagadnienia, które było przedmiotem zainteresowania Misesa i któremu to poświęcił sporo uwagi w niejednym ze swych dzieł. Mam w tym miejscu na myśli rozumienie transakcji rynkowych – w tym również ustalania się cen oraz płac będących ich pochodną i pośrednim rezultatem – jako procesu quasi-demokratycznego, polegającego na codziennym „głosowaniu pieniędzmi” przez konsumentów.
W eseju Nierówność bogactwa i dochodów Mises stwierdza, że „w niesabotowanej przez rząd gospodarce rynkowej właściciele dóbr są, w pewnym sensie, pełnomocnikami konsumentów”, gdyż „to codziennie powtarzany rynkowy plebiscyt decyduje o tym, kto, co i ile powinien posiadać. To konsumenci czynią niektórych bogatymi, a innych biednymi”2.
W tekście pt. Wolność i własność z kolei możemy przeczytać podobne spostrzeżenie, mianowicie że „działanie rynku polega na codziennie powtarzanym plebiscycie, bezlitośnie wyrzucającym z szeregu bogacących się ludzi tych, którzy nie angażują swego kapitału na rzecz spełniania oczekiwań społeczeństwa”3.
Wreszcie, w słynnej pracy zatytułowanej Mentalność antykapitalistyczna, Mises pisze w niemal tym samym duchu: „W codziennie powtarzanym plebiscycie, w którym każdy grosz daje prawo do głosowania, konsumenci określają, kto powinien posiadać i prowadzić fabrykę, sklep, czy farmę. Kontrola materiałowych środków produkcji staje się więc funkcją społeczną, uzależnioną od potwierdzenia lub odwołania tej kontroli przez wszechwładnych konsumentów”4.
Odnosząc ustalenia Misesa do interesującej nas części wypowiedzi Szumlewicza, możemy dostrzec pewne elementy wspólne, niemal współbrzmiące. Różnica między „ostatnim rycerzem liberalizmu” a lewicowym redaktorem polega jednak na tym, że o ile ten pierwszy odnosił swoje ustalenia do dobrowolnych relacji międzyludzkich na wolnym, nieskrępowanym, leseferystycznym rynku, o tyle ten drugi rozumuje przez pryzmat wymuszania za pomocą monopolistycznego aparatu na stosowanie przymusu decyzji jednej grupy na pozostałych (zapewne w imię „sprawiedliwości społecznej”), najpewniej w postaci rzeczywistego głosowania (mniejsza o jego formę i sposób wyrażenia woli, oddania głosu). Z jednej strony mamy zatem alegoryczne, metaforyczne przedstawienie codziennych interakcji, które jest w znacznej mierze poprawne5, z drugiej zaś ledwie ślady poprawnego rozumowania, w którym błędy wynikają z niezrozumienia istoty podstawowego pojęcia, tj. rynku.
Podsumowując, nie wiem, czy lub też w jakim stopniu prace Ludwiga von Misesa znane są redaktorowi Szumlewiczowi6, niemniej wypowiedź będącą przedmiotem tego krótkiego wpisu wskazuje, że może jeszcze nie wszystko stracone; że – odwołując się do analogii filmowych – jest jeszcze szansa na wybranie nomen omen czerwonej pigułki, oznaczającej odłączenie się od Matrixa. Czas pokaże, czy był to jedynie bezprecedensowy przebłysk (a może ledwie iskierka?) ekonomicznej świadomości, czy też „wypadek przy pracy” Piotra Szumlewicza.
Autor: Przemek Hankus
Źródło: libertarianin.org
4 L. von Mises, Mentalność antykapitalistyczna, Warszawa 2012, s. 12.
5 Używam formy „w znacznej mierze” na wypadek, gdyby jakiś pozytywista oczekiwał empirycznego dowodu na prawdziwość twierdzeń Misesa, którego niestety w obecnych warunkach nie można przeprowadzić z oczywistego powodu: braku opisywanego przez austriackiego ekonomistę systemu wolnorynkowego.
6 Wydaje mi się, że swego czasu w jednej z dyskusji w programie Ja Panu Nie Przerywałem padło nawet nazwisko Misesa w kontekście niemożliwości kalkulacji ekonomicznej w socjalizmie i słynnej debaty Mises-Lange i nawet sam Szumlewicz przytaczał słowa Langego, który domagał się stawiania popiersia Misesa w budynkach socjalistycznych planistów, niemniej jednak mogłem pomylić to z innym programem telewizyjnym, a perspektywa oglądania kilkudziesięciu dyskusji z udziałem pana Piotra celem weryfikacji tego przypuszczenia jest dla mnie zbyt odstręczająca.