A A +

Jak Chile uniknęło socjalizmu

11 września 2014 Artykuły, Ekonomia, Historia

11 września 1973 zakończyły się socjalistyczne rządy Salvadora Allende. Dokonany przewrót ustanowił dyktaturę gen. Pinocheta, która definitywnie zatrzymała raczkującą jeszcze rewolucję socjalistyczną i stworzyła w Chile jedną z najbardziej stabilnych i odnoszących sukcesy gospodarek w Ameryce Łacińskiej. Oczywiście – podobnie jak prawie wszędzie indziej – nie obyło się to bez kontrowersji.

gen. Augusto Pinochet

gen. Augusto Pinochet

Zważywszy na gorycz lokalnej retoryki, która wciąż przypomina o chilijskim zamachu stanu, jasne jest, że klasa polityczna i intelektualna nie będzie skłonna do rezygnacji z ciągłego naciskania na tę kwestię. Ta sama retoryka, pełna wściekłości, wciąż jest przyczyną słusznego oburzenia zarówna po lewej, jak i prawej stronie. Trzydzieści lat to za mało, aby ludzie mogli zapomnieć o krwawym zamachu stanu. W Santiago na budynkach wokół placu Palacio de la Moneda, gdzie Allende popełnił samobójstwo, ciągle widać zniszczenia po walce, która szalała tamtego ranka – wszędzie są tam niezadowoleni marksiści, przekonani, że Allende był człowiekiem prowadzącym ich do socjalistycznego raju.

W Ameryce lewicowcy ciągle jeżą się na myśl o tamtych wydarzeniach i niestrudzenie powtarzają niczym mantrę, że Allende był „demokratycznie wybrany”, a tym samym nie mógł zostać legalnie odsunięty od władzy – i to pomimo bezprawia i chaosu gospodarczego, jakie miały miejsce za jego prezydentury. Konserwatyści za to bronią Pinocheta z gwałtownością, jakiej nie widziałem odkąd Oliver North został ukarany za rażące lekceważenie Kongresu i praworządności. Dla konserwatystów Pinochet był jedyną rzeczą, która uratowała Chile przed wstąpieniem na drogę Kuby i pogrążeniem się w marksistowskiej rewolucji. Nie ma wątpliwości, że przyjaźń Allende z Castro i marksistowskimi bandytami doprowadziłaby Chile na samo dno, tam gdzie teraz jest Kuba. Ale jest też oczywiste, że bez względu na to jak bardzo amerykańscy konserwatyści by tego chcieli, Pinochet nie do końca jest Patrickiem Henrym XX wieku.

Allende, jak każdy demagog, był kłamcą z niewielkim szacunkiem dla prawa. Był bezwzględnym politykiem, którego zasady opierały się na tym jak można zdobyć więcej głosów. Podobnie jak wielu demokratycznie wybranych przywódców na całym świecie, Allende nie cieszył się wielkim poparciem społecznym, gdyż wynosiło ono zaledwie 36% i był to słaby wynik jak na ambitne roszczenia jego socjalistycznej polityki. Zadeklarował, że „Santiago będzie umalowane krwią, jeśli nie zostanie ratyfikowany prezydentem”, a wkrótce po tym, jak ta ratyfikacja nastąpiła, szybko zabrał się do niszczenia konstytucji – tej samej, którą jego obrońcy uważają za niepodważalny argument jego „legalnego wyboru”. Sądy chilijskie zarzuciły Allende lekceważenie prawa, za co ten w odwecie odmówił wykonania ponad 7 tys. orzeczeń sądowych. Nic dziwnego, że Chile szybko stały się krajem rządzonym przez gang marksistowskich rewolucjonistów. Kiedy Allende w wyniku nacjonalizacji przemysłu i użytków rolnych doprowadził kraj do ruiny, wynikające z tego zubożenie i załamanie przemysłu stworzyło armię bezrobotnych chłopów, gotowych chwycić za broń przeciwko „kapitalistom”, których prezydent oskarżał o całe zło. W ambasadzie Kuby w Santiago znajdowało się ponad 1000 ludzi gotowych pomóc w ostatecznej chwalebnej rewolucji przeciwko łańcuchom kapitalizmu. Kiedy wreszcie inflacja przekroczyła trzycyfrową liczbę, morderstwa i kradzieże (zarówno te sponsorowane przez władzę, jak i inne), były już na porządku dziennym. Ponieważ nie udało się stworzyć większościowej koalicji, a gospodarka była w rozsypce, Allende zaplanował skonsolidowanie władzy w inny sposób. Według dokumentów znalezionych w pałacu prezydenckim po zamachu stanu zaplanował on likwidację swoich wojskowych przeciwników, a także około 600 polityków, dziennikarzy i konserwatywnych członków opozycji, do końca 1973 roku.

Zamach stanu 11 września 1973 położył kres temu wszystkiemu.

Dziś Pinochet jest ukazywany przez lewicę jako współczesny Hitler czy też Mussolini, jako tyran żądny krwi. Dowody rzeczywiście wskazują, że w ciągu 15 lat wojskowych rządów Pinochet albo sam zarządził, albo też nie powstrzymał sponsorowanych przez państwo morderców nasłanych na trzy tysiące lewicowych aktywistów, z których wielu to byli cudzoziemcy (było to przyczyną aresztowania Pinocheta w 1998 roku za „zbrodnie wojenne”). Po ponad 1200 osobach ślad zaginął, a niektóre dowody wskazują, że w późnych latach siedemdziesiątych wielu ludzi zostało utopionych w morzu.

Szybko stało się jasne, że kiedy odkrywano trupy, reżim Pinocheta okazywał się być mniej przyjazny. Działo się tak częściowo ze względu na fakt, że Pinochet miał bardzo dobrze zorganizowaną biurokrację i łatwo było połączyć fakty z samym dyktatorem, podczas gdy zabójstwa pod rządami Allende były zwykle popełniane przez paramilitarne grupy, nad którymi Allende nie sprawował bezpośredniej kontroli, ale w gruncie rzeczy różnica była niewielka. Tak więc Chilijczycy musieli dokonać wyboru między dwoma rządami, które dopuszczały się rozlewu krwi. Jeden opierał się na chaotycznej i zdecentralizowanej partyzantce, a drugi był bezwzględnie skuteczny.

Cóż, nie licząc starych lewicowców wciąż utrzymujących, że Allende mógł wprowadził w życie ich „śmiałe sny”, nie jest trudno wybrać pod którym z tych reżimów lepiej było żyć. Pod Pinochetem można było prowadzić swoje życie w spokoju, o ile nie weszło się na polityczną ścieżkę opozycji. Można było wyżywić rodzinę i prosperować gospodarczo na własną rękę, co było wykluczone w chaosie Allende. Z Allende Chile szybko dotarłyby do tego miejsca, w którym Kuba znalazła się dekadę wcześniej, gdzie wynajęcie taksówki, otwarcie sklepu spożywczego, czy inwestowanie w rachunki emerytalne było przestępstwem przeciwko państwu. O ile reżim Pinocheta był niewątpliwie autorytarny, to rząd Allende szybko przekształciłby się w totalitaryzm, gdzie nie byłoby nie tylko praw politycznych, ale też ekonomicznych. Był to więc wybór między zniewoleniem, a zniewoleniem ze skrajną nędzą. Wybrano Pinocheta.

Rzadko pojawia się zarzut, ale jednak się pojawia, że nonsensem jest wybierać między jednym rodzajem zniewolenia, a drugim. Lewicowi obrońcy Allende podnoszą go niemal do rangi męczennika, który umarł za socjalistyczny raj. Twierdzą, że zło kapitalizmu jest tak wielkie, że tylko żelazna pięść taka jak Pinochet mogła powstrzymać rewolucję oświeconych mas, które to masy wybrały Allende. Wyrażają pogardę dla drobnych dyktatorów jak Pinochet, uciekając od wielkich zbrodniarzy – Pol Pota, Lenina, Stalina czy Mao.

Jednak również na prawicy są tacy, którzy fanatycznie gotowi są bronić generała z lojalnością jakiej nie otrzymał od czasu swojej junty. Jeden ultrakonserwatywny magazyn umieścił w 1999 roku Pinocheta wśród „20 największych bohaterów XX-wieku”, a samo wspomnienie tematu wśród tych ludzi powoduje wyliczenie wielu cnót dyktatora i jego reżimu.

To nonsens. Reżim Pinocheta zapisał w chilijskiej konstytucji przywileje dla personelu wojskowego, które amerykańscy Ojcowie Założyciele nazwaliby w najlepszym razie despotycznymi. Do dziś chilijscy prezydenci nie posiadają kontroli nad kluczowymi stanowiskami wojskowymi. Coś jak w Ameryce obraz Donalda Rumsfelda.

Z drugiej strony faktem jest, że Chilijczycy cieszą się dziś jednym z najwyższych standardów życia w Ameryce Łacińskiej, co jest bezpośrednim efektem usunięcia Salvadora Allende po trzech latach katastrofalnej prezydentury. Reżim Pinocheta nie tylko przywrócił system prawny oparty na ochronie własności prywatnej, ale też uwolnił gospodarkę od ceł, podatków, regulacji i zwykłej rządowej kradzieży, która wzrosła w czasach Allende. Pinochet obniżył cła, sprywatyzował znaczną część służby zdrowia i ubezpieczeń społecznych oraz stworzył gospodarkę bezpieczną dla inwestycji zagranicznych. Jednak to Allende jest jednym z tych, których świat zachwala jako przyjaciela postępu i dobrobytu. W rzeczywistości, podobnie jak wszyscy socjaliści, był on wrogiem porządku, racjonalności, wolności i rozwoju. Gdyby ta agenda przeszła, Chile byłoby jednym z wielu socjalistycznych projektów, jak Związek Radziecki, Kambodża czy Kuba.

Junta w 1973 roku pokazała nam przede wszystkim śmieszność utrzymywania demokracji dla samej siebie. Wieki doświadczeń nauczyły nas, że sukces społeczeństw wolnościowych zależy od zdolności burżuazyjnych; ochrony własności klasy średniej, wolnej od nacisku ze strony państwa. Rewolucja Pinocheta była triumfem klasy średniej obawiającej się, że zostanie poddana okropnościom socjalizmu i niekończącej się wojny domowej. Jednakże był to też sprzeciw wobec „legalnych” wyborów. Wyborów, która dały władzę elicie politycznej, gromadzącej dla siebie bogactwo i niszczącej tych, którzy je stworzyli. Tak jak w przypadku Europejczyków po I wojnie światowej, którzy stworzyli świat „bezpieczny dla demokracji”, demokracja nie przyniosła Chilijczykom niczego oprócz ubóstwa, chaosu i wojny.

Autor: Ryan Mcmaken

Tłumaczenie: Wojciech Mazurkiewicz

Korekta: Damian Karaszewski

Źródło: http://www.lewrockwell.com/2003/09/ryan-mcmaken/the-fruits-of-democracy/

Źródło polskie: libertarianin.org

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress