A A +

Poziom wyżej, czyli feminizm wolnościowy

19 sierpnia 2013 Artykuły, Libertarianizm

Jestem feministką.

Drogi konserwatywny Czytelniku, nie zniechęcaj się do tego tekstu po przeczytaniu pierwszego zdania. Nie jestem feministką, której obraz powszechnie kształtuje się w mediach, w lewicowych partiach, na Kongresach Kobiet czy w ogólnej świadomości społeczeństwa.

Jestem bowiem feministką wolnościową.

Na czym polega takie „cudo”?

Po pierwsze, przede wszystkim na priorytetowym podejściu do wolności ludzkiej – oczywiście bez naruszania wolności drugiej osoby. Po drugie, na właściwym zrozumieniu praw rządzącymi naturą, a tym samym też nami. Po trzecie, na wrodzonej inteligencji i mądrości życiowej. Bo tego „zwykłym” feministkom wręcz trzeba odmówić.

Zacznijmy od wolności. Twoje prawa kończą się w momencie, gdy zaczynają się prawa innego człowieka – to swoiste credo idei wolnościowych. Dlatego też np., w odróżnieniu od wielu lewicowych feministek, jestem przeciwna aborcji. Jest to zawsze morderstwo drugiego człowieka – maleńkiego, bezbronnego, nienarodzonego jeszcze dziecka. Oczywiście są również przypadki wyjątkowe, których nie należy generalizować (jak np. zagrożenie życia matki).

Ze zgrozą słucham też lewicowego bełkotu o zakazie posiadania broni, bo wtedy „na ulicach będzie bezpieczniej”. Otóż jest dokładnie odwrotnie. Przestępca z zamiarem dokonania morderstwa zawsze zdobędzie broń – nieważne, czy w legalny, czy w nielegalny sposób – a zwykli, szarzy obywatele będą pozbawieni możliwości obrony.

Wielką bzdurą są też parytety, które obalają wszelkie prawa wolnego rynku oraz wyżej wspomnianej natury. Moim zdaniem są one większą dyskryminacją kobiet, niż lewicowe feministki są sobie w stanie wyobrazić. Czym usprawiedliwia się parytety, np. takie na listach wyborczych? Żeby kobiety więcej angażowały się w politykę, żeby ułatwić im start, żeby miały łatwiej… Jeśli jakikolwiek mężczyzna podszedłby do mnie i zaproponował mi miejsce na liście wyborczej właśnie „dzięki” parytetom, to uznałabym to za autentyczną obrazę. Otóż ten sam mężczyzna insynuuje, że jestem na tyle głupia, żeby nie móc sama wypracować sobie miejsce na takiej liście. Że nie jestem na tyle zdolna, żeby sama to osiągnąć, więc do tego potrzebny mi jest parytet. Czym to jest, jak nie dyskryminacją? Dodatkowo moim zdaniem wiele kobiet korzystających z parytetów nie nadaje się w żadnym stopniu do polityki. Brak im tej ambicji charakterystycznej dla mężczyzn, którzy muszą walczyć o każde miejsce na listach.

Feminizm lewicowy staje się powoli chorobą. Chorobą umysłową wielu zagubionych we współczesnej rzeczywistości kobiet. Co jest złego w tym, że mężczyzna okazuje swój szacunek kobiecie, przepuszczając ją w drzwiach? Albo odsuwając jej krzesło? Ustępując jej miejsca? Przypomina mi to coś w rodzaju młodzieńczego buntu – robienia wszystkiego odwrotnie, nawet jeśli jest to totalnie głupie. Nie rozumiem takich feministek. Ja tam się cieszę z tego, jeśli mężczyzna ustąpi mi miejsca. Przynajmniej nie muszę stać i nadwyrężać nóg.

para-na-plaży-665x309Istnieje takie bardzo trafne powiedzenie: „Feminizm kończy się wtedy, kiedy trzeba wnieść lodówkę na ósme piętro”. Otóż tutaj kończy się właśnie feminizm lewicowy. Mądra kobieta pozwoli zrobić to mężczyźnie, bo doskonale wie, że on zrobi to lepiej. Dodatkowo my, kobiety, wiemy doskonale, że mężczyzna musi poczuć się chciany i potrzebny. Zamiast samej tachać lodówkę tak wysoko, zasmucając i wprowadzając faceta w stan emocjonalnej doliny („Bo ja nie jestem ci już potrzebny…”), czy nie lepiej poprosić go o pomoc, by zrobił to lepiej i szybciej, a dodatkowo podbudować jego ego i sprawić, by poczuł się szczęśliwy i kochany? Bo ma kobietę, która wierzy w jego możliwości i ufa mu. Nic lepiej nie działa na mężczyzn, zapewniam.

Drogie lewicowe feministki. Rozumiem, jeśli nie odczuwacie potrzeby dbania o siebie. Macie do tego pełne i absolutne prawo. Jesteście wolnymi ludźmi, to Wasz wybór. Jednak kobiety, które próbują zamanifestować swój sprzeciw wobec tzw. męskiej dominacji nad światem, „zapuszczając się” i kompletnie nie dbając o swój wygląd, zachowują się po prostu dziecinnie. To kolejny objaw tzw. młodzieńczego buntu wobec wszystkiego i wszystkich. Nie depiluję się, bo mężczyźni to świnie i wykorzystują kobiety. No dobrze, super, tylko… co to da? Absolutnie nic istotnego w samej sprawie. Nie uratujecie świata, nie goląc nóg. Proponuję wyjazd na wolontariat do Afryki, by pomagać muzułmańskim kobietom. „Nic się nie zmienia od na d***e siedzenia”, jak mawiał jeden z bohaterów skądinąd popularnego polskiego serialu „Ranczo”.

Drodzy Czytelnicy. Pewnie część z Was zaczęła sądzić, że jestem konserwatystką, będąca za uziemieniem kobiet w kuchni, domach, przy licznej rodzinie. Otóż nie. Nie jestem konserwatystką w żadnym stopniu.

Uważam, że kobieta – jeśli chce, oczywiście – powinna móc się realizować zawodowo. Jej droga życiowa zależy tylko od niej i mężczyzna nie ma prawa w to ingerować. Jeśli kobieta chce mieć dzieci – proszę bardzo. Jeśli chce to godzić z obowiązkami w pracy/polityce – nie ma sprawy. Pogląd, że kobiety powinny gotować i zajmować się domem, jest głęboko nietrafiony. Mamy w końcu, do cholery, dwudziesty pierwszy wiek! Istnieje coś takiego jak równouprawnienie, podział obowiązków! Jeśli kobieta chce być szambonurkiem, górnikiem, traktorzystką – proszę bardzo. Rynek sam zweryfikuje, czy nadaje się do tego na tyle, by się utrzymać. Z drugiej strony jeśli to mężczyzna chce zajmować się kosmetyką czy fryzjerstwem, nie mam nic przeciwko. Matka Ziemia wydała na świat tylu wspaniałych kucharzy, fryzjerów i projektantów mody, że niemożliwym byłoby wyobrazić sobie współczesny świat bez nich. Natomiast bez uczonych kobiet, takich jak Maria Skłodowska-Curie, nauka nie byłaby tak bardzo zaawansowana jak teraz.

Ważnym krokiem jest uświadamianie kobiet o tym, że naprawdę da się tak żyć. Że nie trzeba po ślubie kończyć szybkiego kursu gotowania, bo inaczej świeżo upieczony mąż zostawi taką kobietę dla innej. A może to właśnie Wasz wybranek umie i kocha gotować, tylko „nie wypada” mu tego robić? Życie jest tak piękne i pełne różnorodności, że grzechem byłoby ujednolicać model rodziny oraz typy kobiet i mężczyzn.

Broń Boże, nie zamierzam zabraniać kobietom być przykładnymi Paniami domu, czy nie pozwalać im gotować. To byłoby pogwałcenie najświętszego prawa, jakie kiedykolwiek istniało – prawa wolności. Właśnie to jest najpiękniejsze w feminizmie wolnościowym, takie jest jego przesłanie – sama, droga Czytelniczko, kształtujesz swoją drogę. Możesz być tym, kim tylko chcesz. Możesz być równie niezależna, piękna, zadbana i inteligentna w domu, i w pracy. Masz wolny wybór. Nie musisz poświęcać się sprzątaniu domu czy prasowaniu, ale jeśli odczuwasz taką potrzebę, jeśli to Cię uszczęśliwia, to nie widzę żadnych przeszkód, by tak żyć.

Natomiast feminizm lewicowy wmawia kobietom, że są zdominowane przez mężczyzn. Że muszą zrobić wszystko, ale to absolutnie wszystko (nawet podejmując absurdalne akcje – takie jak te Femenu), by się od nich uwolnić. Promują na siłę wizerunek kobiety wyzwolonej i niezależnej, nie licząc się z odmiennymi pragnieniami części kobiet. Ich zachowanie jest dziecinne i nielogiczne. I właśnie poziom wyżej nad nimi można umieścić feminizm wolnościowy – jako kwintesencję kobiecości, niezależności i właśnie wolności.

Autorka: Wirginia Jankowska
Autorka prowadzi bloga wjankowska.wordpress.com

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress