Rafał Gan-Ganowicz, “Kondotierzy”:
Arabowie handlują w kucki na płachtach i dywanach rozpostartych na gołej ziemi. (…) Dwanaście gwinei – kałasznikow. Sześć – porządny colt 45M1A1. Za talara sześć sztuk amunicji do colta, dziesięć do kałasznikowa. Przed handlarzem, na rozesłanej płachcie, dwanaście pistoletów: wspaniały colt, niemieckie parabellum, belgijski piętnastostrzałowy GP 9 mm, hiszpańskie astry, sowieckie tokarewy i nagany. Piramidki usypane z nabojów. Rusznica turecka z 1880 roku, austriacki mannlicher. Trzy granaty obronne: dwa z rączką z Wermachtu. Jeden jajowaty – brytyjski. (…)
Wolność Jemeńczyków była zawsze wolnością ludzi zbrojnych. Od wczesnej młodości każdy Jemeńczyk jest uzbrojony. Krzywy kindżał, tak zwana dżambia, jest symbolem zarówno stanu wolnego, jak i męskości. Toteż najbiedniejszy ośmioletni pastuszek jemeński za pierwsze uciułane grosze kupuje sobie skórzaną pochwę do dżambii, którą nosi na początku pustą. Następnie zbiera na ostrze, które musi być z tureckiej stali, oraz na rękojeść, najpierw drewnianą, którą jak najszybciej wymienia na rogową. Później w miarę dorabiania się i zyskiwania pozycji w hierarchii społecznej, Jemeńczyk zdobi pochwę i rękojeść dżambii srebrem, złotem i klejnotami.
Ale dżambia to tylko symbol, chociaż zdarzają się pojedynki z jej użyciem. Każdy Jemeńczyk posiada broń palną. Może to być stara turecka rusznica lub niemiecki mauzer z czasów wojny światowej. Ale może to również być – szczyt szczytów w owych czasach – sowiecki szturmowy kałasznikow. Niemniej i tu są równiejsi między równymi. Kałasznikowy książąt bywają pozłacane, o kolbach inkrustowanych kością słoniową i drogimi kamieniami. To powszechne uzbrojenie obywateli stanowiło tu zawsze zaporę przeciw totalitaryzmom. Zarówno władza królewska, jak później czerwona, nie były wszechmocne. Przeciwwagą dla wszelkich zakusów było zbrojne społeczeństwo. Do dziś – poza miastami w górach – Jemeńczycy nie pozwolili się rozbroić. I dlatego zakusy rewolucjonistów nie dały tu nigdy wyników. Jakby w tym kraju sprawdziły się przewidywania ojców amerykańskiej konstytucji, gwarantujące obywatelom wolność posiadania broni…
Wspomnienia Gan-Ganowicza, spisane kilkadziesiąt lat temu, nie straciły nic ze swojej aktualności. W artykule z 2013 roku opublikowanym na stronach The Atlantic – Gun Control, Yemen-Style – autorzy cytują przywódcę jednego z lokalnych plemion z prowincji Ibb:
W Jemenie, bez względu na to, czy jesteś bogaty czy biedny, musisz mieć broń. Nawet symbolicznie jedną. Ja osobiście posiadam w domu 14 jednostek o dużej sile rażenia i trzy sztuki broni krótkiej. [In Yemen, no matter if you’re rich or poor, you must have guns. Even if it’s just one piece. I have maybe 14 high powered weapons, and 3 handguns at home.]
Oczywiście The Atlantic to wciąż medium o wyraźnym progresywnym skrzywieniu, a co za tym idzie, styl prowadzenia narracji o broni spreparowany został na potrzeby doraźnej propagandy (autorzy nawet nie próbują maskować aluzyjnego charakteru tekstu w odniesieniu do USA). W artykule nie ma ani jednego urywka znanego z “Kondotierów” o dumnym i wolnym narodzie. Zamiast tego jakieś smuty o rozbrajaniu cywilów, niestabilnej sytuacji politycznej w regionie i naturalnie święte oburzenie z powodu braku ścisłej kontroli nad handlem bronią. Gdyby to był felieton podejmujący wątek broni w, dajmy na to, Szwajcarii, czytałbym w nim pełne grozy sprawozdania o przemocy domowej i samobójstwach. Dla członków lobby rozbrojeniowego nie ma takiego zjawiska społecznego, którego nie dałoby się skojarzyć przyczynowo z bronią palną.
Co się zaś tyczy Jemenu, wbrew pozorom istnieją tam zadekretowane przepisy regulujące kwestie posiadania i noszenia broni (patrz s. 6 raportu SAS) i są one ponoć całkiem restrykcyjne jak na standardy świata arabskiego, na szczęście życie biegnie swoim torem i jeszcze do niedawna nikt się tam specjalnie nie interesował ich egzekwowaniem.
Sytuacja zmieniła się na chwilę w roku 2007. Wystartowała wówczas z wielkim impetem największa w historii jemeńskiej państwowości, sterowana odgórnie z poziomu rządu centralnego akcja wywłaszczeniowa – oficjalnie w związku z nasilającymi się atakami Al-Kaidy. Tamtejszy minister spraw wewnętrznych, generał Matahar Raszid al-Masri, nakazał służbom bezpieczeństwa zamykanie sklepów i konfiskowanie wszelkiej broni palnej, jaka wpadnie im w ręce (wcześniej unieważnione zostały wszystkie pozwolenia na broń niesygnowane przez resort spraw wewnętrznych). Nakaz konfiskaty objął także… sztuczne ognie. Na nic się jednak zdały wysiłki rządowych oficjeli – w stolicy republiki, Sana, sklepy z bronią ciągle stoją otwarte, kusząc klientów atrakcyjnymi cenami (zakup broni samoczynnej to koszt rzędu $500-1.500 w zależności od wieku/stanu) i bogatym asortymentem, od kompaktowych rewolwerów, poprzez karabiny maszynowe, a na ręcznych wyrzutniach rakiet kończąc:
Mimo iż w teorii zabójstwa wydają się najmniej podatną na manipulacje kategorią przestępstw, to już mierzenie bezpieczeństwa wskaźnikami zabójstw – choć bardziej sensowne niż operowanie surowymi, nieprzeskalowanymi liczbami – bywa i tak mocno zwodnicze (a w niektórych przypadkach wręcz zagadkowe). Dlatego nie lubię argumentować w ten sposób, staram się również nie wyciągać konkluzji ani nie uprawiać naiwnej komparatystyki kryminalnej w oparciu o takie dane. Niemniej gwoli formalności – pięć najbardziej nasyconych bronią palną krajów świata (średnia zabójstw na 100 tys. mieszkańców za oenzetowskim Global Study on Homicide):
- Stany Zjednoczone – 4.8 (2012)
- Serbia – 1.2 (2012)
- Jemen – 4.8 (2010)
- Szwajcaria [1] – 0.6 (2011)
- Finlandia – 1.6 (2012)
Wbrew temu, co tak nieudolnie próbowała sugerować redakcja The Atlantic, nie istnieje żadna korelacja między nasyceniem bronią a współczynnikiem zabójstw z jej użyciem. Liczby bezwzględne mogą szokować tylko tych, których można przerobić na dowolną wiarę ładną gadką.
_______________
[1] Wg szacunków Richarda Mundaya, autora Most Armed & Most Free? – Szwajcaria plasuje się tuż za USA.
Autor i źródło: Hoplofobia