A może tak więcej odwagi?
Z zaciekawieniem obserwuję postawy młodych ludzi i ich reakcje na aktualne wydarzenia. Przejmuje mnie każda udana próba manipulacji, zwłaszcza, kiedy widzę, że ulegają jej ludzie inteligentni i prawi. Pomimo iż mają oni na celu wyznaczone przez siebie dobro, stają się częścią tej sztucznie napędzanej machiny. Razi mnie brak odpowiedzialności osób dojrzałych, którzy często stanowią wzorzec dla ludzi młodych.
Postanowiłam ustosunkować się do tych problemów, zachęcając do odwagi życia w zgodzie z własną prawdą. Myślę, że jest to najwspanialszy dar, jaki możemy ofiarować samym sobie.
Własna prawda.
Każdy z nas został indywidualnie ukształtowany przez otoczenie, własne oraz narzucone wybory, doświadczenia. To czyni nas niepowtarzalnymi – sprawia, że inaczej definiujemy swoje korzyści, terminy pojęciowe, cele. Czym innym jest grabież dla wolnościowca i etatysty, chociaż oboje mają na uwadze – tu znów inaczej definiowane – dobro.
Wolność jednostki do własnej prawdy jest powszechnie gwałcona. Przekładany jest nad nią interes niedojrzałych mas i chyba to tak bardzo we mnie uderza. Ustanowione „normy”, przeradzające się w przymus, wobec którego sprzeciw jest tożsamy w najlepszym wypadku z wykluczeniem z grupy ludzi „normalnych”. Za każdym razem, kiedy poddajemy się presji, rezygnujemy z części siebie.
Skąd ta uległość?
Odważę się stwierdzić, że to swojego rodzaju tłamszenie siebie jest skutkiem nadania egoizmowi negatywnego wydźwięku w obawie przed potencjałem silnych jednostek.
Nie oszukujmy się – jesteśmy kształtowani w świecie, w którym pożądane jest społeczeństwo niewolnicze i z przykrością muszę stwierdzić, że w takim duchu zostaliśmy wychowani.
Patrząc z perspektywy czasu muszę przyznać, że od dziecka wzbudzana była we mnie nie odwaga, ale strach. Poczynając od religii chrześcijańskiej, w której zostałam wychowana (tu absolutnie nie chcę obrazić niczyich uczuć ani wiary, ponieważ szanuję wybór każdej jednostki – chcę jedynie ukazać pułapkę zastawioną chęciami poszukiwań sił zewnętrznych), za normy przyjmuje się budowanie w umysłach ludzkich obrazów, gdzie człowiek jest grzesznikiem, któremu nakazuje się klękać przed Ojcem ze spuszczoną głową i żałować doświadczeń stanowiących w istocie życie. Jeśli zostanę kiedyś matką, z przyjemnością będę obserwować swoje dziecko, które idąc z podniesioną głową będzie wdzięczne każdemu doświadczeniu, które je ukształtuje.
Ukryte koszta
Ukryte koszta wiary nie stanowią jednak jedynego problemu. Tzw. czwarta władza równie skutecznie wywołuje postrach, odwracając uwagę ludzi od tego co istotne – od prawdy.
Kontynuując myśl, szerzy się choroba zaniżania wartości człowieka i skłania ona ludzi do poszukiwania prawdy nie w nich samych (będących jakoby „nie dość wartościowymi”), ale na zewnątrz, w otoczeniu „racji” większości. Cóż za paradoks – piętnować zdrowy egoizm, zapełniając jednocześnie powstałą pustkę wszelkimi formami zniewolenia. Wyplenione wartości własne podmieniane są tworami sztucznymi, związanymi najczęściej z konsumpcjonizmem, w tym z rynkiem używek czy też seksualnością. Rozkład człowieka powoduje uzależnienie od próby wypełnienia powstałej pustki. Ponieważ powstała luka jest uzupełniana czynnikami zewnętrznymi, powstaje kolejna samonapędzająca się machina, którą skutecznie podtrzymuje aparat władzy.
Odpowiedzialność
Postępująca homogenizacja jest wrogiem rozwoju. Musimy zdać sobie jednak sprawę, że jest ona wynikiem naszych decyzji, a często o tym zapominamy. Czy jesteśmy gotowi przyjąć odpowiedzialność za własne wybory?
Jak wcześniej wspomniałam, każdy z nas został stworzony przez inne okoliczności. Czym innym może być dla każdego z nas korzyść czy wartość. Ośmielę się stwierdzić, że nasze przekonanie o tym, kim w istocie jest druga osoba, jest tylko projekcją, wytworzoną na podstawie posiadanych przez nas danych, które z kolei weryfikujemy na podstawie zdobytych doświadczeń. Jakże więc, posiadając tak szczątkowe informacje, mamy prawo decydować o tej osobie? W drugą stronę – jak możemy pozwolić osobie posiadającej równie szczątkowe informacje na decydowanie w naszym imieniu?
Bądźmy świadomi swojej siły, mocy naszych decyzji. Winę bądź triumf za dokonywane wybory ponosimy wyłącznie my sami. Dziecinnym byłoby obarczać odpowiedzialnością posłańca.
Autorka: Joanna Tyszkiewicz ( czytelniczka libertarianin.org )