A A +

Wozinski: Poczekajmy z granicami

24 października 2015 Felieton, Okiem libertarianina, Publicystyka

Autor: Jakub Wozinski
Korekta: Agnieszka Płonka
Źródło grafiki: en.wikipedia.org

W miniony wtorek, 20 października 2015 roku, miałem okazję uczestniczyć we Wrocławiu w debacie pt. „Filozofia libertariańska a państwowe granice”, zorganizowanej przez Instytut Misesa oraz Stowarzyszenie Libertariańskie. Zapis debaty można obejrzeć w serwisie YouTube. Jeśli jednak ktoś nie ma czasu ani cierpliwości, aby wysłuchać trwającego aż 2 godziny nagrania, proponuję lekturę tego tekstu, który w sposób sumaryczny ujmuje moje podejście do całej kwestii.

Debata na temat uchodźców wywołuje liczne kontrowersje także w środowisku libertarian. Spór dotyczy bowiem kwestii, czy będąc libertarianinem, można uznawać granice państw?

Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się jasne: skoro ktoś neguje sens istnienia Lewiatana, nie powinen także akceptować jego granic. A jeśli państwowe granice są tylko i wyłącznie narzędziem opresji wobec własności prywatnej, nie wolno czynić przeszkód nikomu, kto by chciał je sforsować. Odczytawszy w ten sposób libertarianizm można więc łatwo dojść do wniosku bliskiego lewicy, która najchętnie witałaby mahometańskich agresorów chlebem i solą jako sojuszników w walce z ksenofobicznymi katolikami znad Wisły.

Taka interpretacja libertarianizmu (niestety, wcale nierzadka) stanowi tak naprawdę karykaturalne wykrzywienie idei wolnościowej. Choć prawdą jest, że libertarianie dążą do zniesienia państwa i najchętniej osiągnęliby ten cel tu i teraz, należy pamiętać, że Lewiatan w swojej istocie jest wielkim uzurpatorem pewnych istotnych usług, które w społeczeństwie opartym na ładzie prywatnym byłyby sprawowane przez podmioty prywatne.

W przypadku państwowych granic państwo uzurpuje sobie prawo do sprawowania usług bezpieczeństwa i ochrony na danym terytorium. Współcześnie państwo doprowadziło do tak dalekiego bezprawia, iż chcąc zaradzić problemowi zwiększonej przestępczości, zezwala na funkcjonowanie rozmaitych agencji ochrony. Jednakże na własnych ochroniarzy stać bardzo niewiele osób, gdyż każdy z nas i tak łoży poprzez podatki na utrzymanie wielotysięcznych zastępów państwowych służbistów: policjantów i żołnierzy. W zakresie bezpieczeństwa mamy więc do czynienia z sytuacją analogiczną do tej, która panuje w służbie zdrowia: z opłacanych przymusowo składek utrzymuje się państwowa sieć przychodni i szpitali, które jednak funkcjonują na tyle ułomnie, że część osób i tak leczy się prywatnie.

Potrzeba ochrony swojej własności to jedna z podstawowych potrzeb człowieka – państwo jednak ją gwałci, gdyż zamiast prywatnych granic (posesji oraz nietykalności osobistej) funkcjonariusze Lewiatana chronią przede wszystkim fikcyjnych państwowych granic oraz państwowego mienia. Państwowe służby graniczne, stanowiące element utrzymywanego z podatków substytutu prawdziwej ochrony, stanowią więc swego rodzaju ułomny, ale jednak do pewnego stopnia potrzebny – z racji okoliczności – element życia pod jarzmem Lewiatana.

Libertariańscy bezwarunkowi krytycy państwowych granic zapominają, że w obecnych warunkach oni sami także korzystają z dziesiątek państwowych „usług”, takich jak choćby policja, straż pożarna, czy też chodniki i ulice. Konsekwentny w swym błędzie krytyk korzystania z wszelkiego mienia państwowego powinien więc m.in. zaprzestać poruszania się po miejskich chodnikach, czy też stawiać czoła uzbrojonym przestępcom o własnych siłach, bez pomocy policji.

Absurd takiego stanowiska jest aż nader wyraźny: to nie wina libertarian, że ich przeciwnicy ideowi urządzili taki świat, w którym zwyczajnie nie można nie korzystać z określonych państwowych „usług”. W celu zachowania życia i zdrowia każdy ma prawo korzystać z państwowego mienia – gdyby tego nie robił, musiałby popełnić samobójstwo i w w ten sposób zrzekałby się jakichkolwiek roszczeń materialnych wobec państwa.

W przypadku inwazji islamskich uchodźców (słowo „inwazja” zostało tu użyte z pełną deliberacją), każdy libertarianin ma więc prawo domagać się od państwa wywiązania się z obowiązku, który na nim spoczywa w następstwie przywłaszczenia sobie monopolu na sprawowanie usług bezpieczeństwa i ochronnych na danym terytorium. Islamscy imigranci są agresywni, a na dodatek otwarcie deklarują, że celem ich podróży jest współuczestniczenie w organizowanej przez Lewiatana wielkiej kradzieży, którą nazywa się pomocą społeczną. Libertarianin ma więc pełne prawo żądać od państwa, aby ochroniło go przed agresją tysięcy zdziczałych mas.

Wydaje się, że wątpliwości niektórych libertarian co do kwestii państwowych granic w kontekście napływających fali imigrantów wynikają z niezrozumienia podstawowej strategii libertariańskiej, którą jest fragmentaryzacja obecnych struktur politycznych poprzez secesję i autonomię regionów. W proponowanej szczególnie wyraźnie przez prof. Hansa-Hermanna Hoppego koncepcji „Europy tysiąca Lichtensteinów” kluczowym elementem na drodze ku osiągnięciu większego zakresu wolności jest odtworzenie „małych ojczyzn”. Nasz kontynent jest właśnie kolebką tysięcy małych ojczyzn, które powstały z dawnych organizacji plemiennych. Forsowana przez lewicę idea społeczeństw multikulturowych jest właśnie dlatego sprzeczna z ideałami wolnościowymi, gdyż tworzy społeczeństwa niehomogeniczne kulturowo, w których integracja między poszczególnymi członkami dokonuje się w wyniku stosowanego odgórnie przymusu.

Aby postulowany przez libertarianizm model dokonujących secesji małych ojczyzn mógł się powieść, potrzebne jest jednak dokonanie zdecydowanego odejścia od obecnego schematu, w ramach którego państwo osłabia oddolne struktury społeczne, tworząc wielkie, centralne struktury, administrujące wielomilionowymi społecznościami pozbawionymi jedności kulturowej, religijnej i etnicznej. Lewiatan jest tym silniejszy, im bardziej rozproszone i podzielone jest kontrolowane przez niego społeczeństwo; rzecz w tym, by ten schemat odwrócić i podzielić samego Lewiatana.

Opowiadanie się za swobodą migracji w kontekście napływu uchodźców z Bliskiego Wschodu to także narażanie na śmieszność samego libertarianizmu. Ruch wolnościowy zwyczajnie nie może się kompromitować w obliczu tak istotnej i czytelnej dla trzeźwo patrzących na życie obywateli sytuacji, w ramach której dokonuje się zaplanowana z góry agresja islamskiego żywiołu.

Libertarianizm musi udowodnić wszystkim, że posiada swoją własną, mądrą i przemyślaną strategię. Jesteśmy wrogami państwa, ale nie zamierzamy nikogo narażać na śmieszność, zniechęcając do korzystania z państwowych chodników, ulic oraz granic. W batalii o wolność, toczonej z Lewiatanem, należy być rozsądnym i nie tworzyć samemu sobie problemów – te należy przerzucać na państwo.

Libertariańska strategia to przede wszystkim dążenie do przyznawania regionom i miastom autonomii, a najlepiej dokonywania ich secesji. Same secesje powinny także przebiegać w sposób, który nie ułatwiłby innym państwom zajęcia oderwanych terytoriów. Secesje powinny także dotyczyć w pierwszej kolejności wielkich państw, a dopiero potem mniejszych: z tego względu najlepiej, aby najpierw dokonały się one m.in. w Rosji, USA, Kanadzie, Chinach itd., a dopiero potem w takich krajach, jak Litwa, Łotwa czy Chorwacja.

Libertarianizm to radykalny abolicjonizm, ale abolicjonizm musi zawsze mieć na uwadze to, czy dane posunięcie nie pogorszy przypadkiem sytuacji. Spośród licznych władz, które uzurpowało sobie państwo, można bowiem wyróżnić te, które należą do jego istoty (np. sądownictwo, armia), oraz te, które stanowią pewien dodatek (np. loterie, ogrody zoologiczne). Likwidując państwowe zoo, nie naruszamy struktur danego państwa i dlatego taki ruch jest pożądany tu i teraz. Natomiast likwidacja całej państwowej armii bez zastąpienia jej najpierw armiami małych państw członkowskich (powstałych np. z secesji) doprowadziłoby tylko i wyłącznie do aneksji jednego państwa przez drugie. Byłaby to realizacja najgorszego z możliwych scenariuszy.

Nade wszystko jednak należy pamiętać, że wielka inwazja muzułmanów (zwana dla niepoznaki imigracją) jest możliwa dziś tylko i wyłącznie dlatego, że zachodnie państwa utrzymują ogromną infrastrukturę, która wręcz prosi się o zajęcie jej przez wyznawców Allacha. Oprócz rozdętego do granic absurdu systemu zasiłków, Zachód kusi także setkami tysięcy mieszkań w państwowych blokach, które stawiano tuż po II wojnie światowej. Właściwą odpowiedzią na kryzys islamskiej inwazji powinno być więc przede wszystkim zniesienie państwowej opieki społecznej oraz sprywatyzowanie ogromnych zasobów mieszkaniowych.

Na zniesienie państwowych granic czas przyjdzie potem; najpierw potrzeba zastosować mądrą strategię i osłabić Lewiatana. Domaganie się zniesienia granic w tak krytycznym momencie byłoby posunięciem świadczącym o braku instynktu samozachowawczego.

comments powered by Disqus

Facebook

Get the Facebook Likebox Slider Pro for WordPress