Wozinski: Kto jest realistą?
Wpis z cyklu: Okiem libertarianina, autor: Jakub Wozinski
Ostatnie miesiące upływają w Polsce na zaciekłych sporach toczonych przez politycznych „realistów” z politycznymi „insurekcjonistami”.
Spór ten obecny jest w Polsce właściwie od początku XIX wieku, lecz ostatnio rozogorzał ponownie za sprawą publicystyki m.in. Piotra Zychowicza oraz Rafała Ziemkiewicza. Obydwu autorów spotkała po prawej stronie sceny politycznej bardzo silna krytyka ze strony wszystkich tych, którym tradycja socjalistyczno-demokratycznej walki o niepodległość jest wciąż bliska. Prawica podzieliła się więc, tak jak to bywało wcześniej, na dwa obozy, które dopatrują się u siebie wzajemnie błędów w myśleniu o dobru polskiego państwa.
Do prawicowej debaty dołączyła także lewa strona sceny politycznej, wyraźnie sprzyjając (źródłowo konserwatywnej) postawie krytycznej wobec polskiego zapału do przelewania własnej krwi. Taka postawa środowisk lewicowch rozsierdziła, rzecz jasna, prawicowych przedstawicieli nurtu insurekcyjnego, którzy zaczęli się dopatrywać w całej sytuacji spisku, czy też sprzysiężenia konserwatystów z lewicą.
Nie zagłębiając się dalej we wszelkie zawiłości sporu o to, jaką politykę powinno było w kluczowych momentach minionych wieków prowadzić polskie państwo, zauważmy jedynie, że wszystkie strony tego ideowego konfliktu zachowują się tak, jakby poza nimi istniała jedynie pustka. Mamy zatem „realistów” i „insurekcjonistów”, a poza nimi? Poza nimi nie ma w obecnym sporze miejsca na nikogo więcej. W świetle toczonego obecnie powszechnego sporu idee takie, jak libertarianizm nie mieszczą się w żadnej kategorii – zwyczajnie ich nie ma.
Obecna debata jest więc toczona tak, jakbyśmy stali przed dylematem „bić się czy nie bić”, a odniesienie się do niego było probierzem politycznego realizmu. W rzeczywistości jednak największym brakiem realizmu wykazują się zwolennicy państwa, tak bardzo pochłonięci swoim wewnętrznym sporem. Państwo jest największą utopią, jaką kiedykolwiek wymyślono, a mimo to wcielaniem jej w życie zajmują się wciąż kolejne pokolenia Polaków i nie tylko. Lewiatan jest oparty na przymusie i dlatego nigdy nie będzie w stanie dostarczać komukolwiek dóbr i usług; nie jest instytucją, która byłaby w stanie zapewnić jakikolwiek realny ład społeczny.
Spory o to, czy należało bić się z III Rzeszą, czy też iść z nią na Sowietów, lub też czy należało wszczynać Powstanie Warszawskie, czy się od niego powstrzymać wydają się dziś bardzo realne, ale tylko dlatego, że przed pojawieniem się tych dylematów Polacy przez wiele wieków brnęli w utopijną ideologię państwa. Polska sama padła ofiarą tego samego parcia do terytorialnej ekspansji, które wczśniej uczyniło z niej państwo o powierzchni miliona kilometrów kw. Realistą trzeba było być co najmniej kilka wieków wcześniej.
Osobom nieobeznanym z historią Polski warto tu przypomnieć, że polscy konserwatyści-realiści zapisali się w historii Polski w najbardziej negatywny sposób. Przez kilka wieków tworzyli oligarchię szlachecką, która rządziła Rzeczpospolitą i doprowadziła ją na skraj upadku. Liberalne piórka wyrosły konserwatystom dopiero w XIX wieku, gdy zwolennicy walki o niepodległość podjęli socjalistyczne i demokratyczne hasła po to, by nadać rozmachu dążeniom niepodległościowym. Konserwatyści, czyli polityczni realiści, sprzeciwiali się powstaniom przede wszystkim dlatego, że bali się naruszenia swoich przywilejów szlacheckich oraz odebrania ziemskich dóbr.
Wielkim polskim problemem nie jest, moim zdaniem, wcale to, że Polacy mają powstańcze i mesjanistyczne skłonności, lecz przede wszytkim to, że nasz kraj od XVII wieku aż do końca XX wieku był prawdziwą pustynią myśli libertariańskiej. Polscy libertarianie (przede wszystkim Bracia Polscy) zostali wypędzeni z kraju w 1658 roku, potem byli już tylko konserwatyści, socjaliści-niepodległościowcy i cała reszta. Z tego właśnie względu pozbawiona realizmu była cała polska scena polityczna, która skupiła się na swoich własnych sporach.
Tak samo pozbawiona realizmu jest cała dzisiejsza scena polityczna w Polsce, która zamiast skupić się na najpilniejszych i najbardziej realnych problemach, prowadzi nieustannie dyskusje zastępcze. Zamiast udzielać regionom autonomię, decentralizować państwo, prywatyzować co się da i likwidować własność publiczną tam, gdzie się da, wszyscy preferują dyskusje o utopijnych projektach w stylu „silna Polska”, czy też „Unia Europejska”.
Doprawdy, jest nas realistów (czytaj: libertarian), naprawdę garstka.
Autor: Jakub Wozinski
Korekta: Agnieszka Płonka
Źródło: libertarianin.org