Absurd goni absurd, czyli Ustawa o Broni i Amunicji
Zapewne słyszeliście nie raz o absurdach w polskim prawie, ale czy zetknęliście się kiedyś z Ustawą o Broni i Amunicji? Jeśli nie to teraz macie okazję przeczytać z czym muszą się zmagać właściciele różnych typów broni!
Informacja od autora: Uwaga! Wszelkie absurdalne przepisy prawne opisane w tym artykule nie są wymysłem autora artykułu, tylko wesołą twórczością ustawodawców z ulicy Wiejskiej.
Kawałek czasu myślałem nad napisaniem artykułu na ten temat, ale ostatecznie zdecydowałem się to zrobić po tym, gdy na znanej facebookowej grupie o nazwie Nieprzyjaciele Niewoli zobaczyłem pytanie o najgorsze przepisy, które ustalili nasi parlamentarzyści. Z racji moich zainteresowań uważanych pewnie przez wielu za niezbyt normalne (broń palna i noże) i znajomości Ustawy z dnia 21 maja 1999 r. o broni i amunicji (tekst ujednolicony: Dz.U. z 2012 poz. 576) zaproponowałem dokładnie ten jakże wspaniały dokument, zarzucając pewien przykład absurdu, mającego w nim miejsce. Propozycja chyba się spodobała, bo zgarnąłem garść lajków.
W mojej osobistej opinii ten akt prawny jest jednym gigantycznym wręcz bublem. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, bo nawet w kraju takim jak Stany Zjednoczone bez problemu można znaleźć jakieś idiotyczne przepisy dot. broni (np. skrócenie w swoim karabinku/strzelbie lufy o parę centymetrów poniżej limitu 16 cali, nie posiadając wymaganego papierka, i wylądowanie za to w więzieniu na 10 lat), jednak liczba idiotyzmów występujących w UoBiA jest wprost przerażająca. Pominę tu całkowitą bezsensowność regulacji prawnych posiadania broni (w dniu pisania tego artykułu w USA z ~300 000 000 jednostek broni palnej NIE POPEŁNIONO żadnej masowej strzelaniny) i skupię się na samych absurdach. Od razu uprzedzam, że część przykładów będzie dosłownie wziętych z artykułu pana Jarosława Lewandowskiego noszącego tytuł „Broń bez pozwoleń” opublikowanego w magazynie Strzał Nr 11-12 (110) listopad-grudzień 2013, do którego przeczytania bardzo zachęcam (jak i innych numerów tego czasopisma). Pan Lewandowski trafił tym artykułem w dziesiątkę i wprost nie da rady uniknąć częściowego wzorowania się na nim… No i w końcu nie da zbytnio rady wymyśleć coś nowego, co nie?
No to w czym problem?
Pięta achillesową całej tej kupki papieru jest totalna nieprecyzyjność. Przeogromna liczba podstawowych terminów nie jest tam w ogóle zdefiniowana! Nie znajdziemy tam nawet definicji takich pojęć jak choćby broń bojowa czy sportowa, nie mówiąc już o nunczako lub kastecie. Daje to nieprawdopodobne pole do sytuacji wręcz absurdalnych i niesamowitej nadinterpretacji przepisów… No bo np. czymże są „pałki posiadające zakończenie z ciężkiego i twardego materiału lub zawierające wkładki z takiego materiału”? Nie ma tam słowa o konkretnej wadze czy stopni w skali twardości Rockwella. Nie ma też określonych wymiarów, więc można powiedzieć, że metalowe pałeczki do jedzenia mogłyby na upartego zostać podciągnięte pod definicję broni. Czytając to, pewnie wielu osobom na myśl przychodzą pałki teleskopowe (tzw. batony). Na szczęście zarówno Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji (o którym jeszcze wspomnę), jak i Wojskowy Instytut Techniki i Uzbrojenia w Zielonce w swoich ekspertyzach uznają, że dostępne na rynku pałki teleskopowe nie spełniają podanej definicji, więc naprawdę nie mam pojęcia, co na myśli miał ustawodawca.
Jeśli już o wszelakich pałkach i kijach mowa, to nunczaku i kij bejsbolowy z jakiegoś powodu zasłużyły na jakieś specjalne traktowanie… Przepraszam – nie kij bejsbolowy, a „pałka wykonana z drewna lub innego ciężkiego materiału, imitująca kij bejsbolowy”. No właśnie. Imitująca? W takim wypadku pałki do krykieta czy pałki typu tonfa są spoko, a kije bejsbolowe tylko pod warunkiem, że będą oryginalne. Czym więc są te imitacje?
Definicji nunczaku (japońskiego cepa bojowego) też możemy szukać i szukać, a się jej nie doszukamy. Czy każde dwa kijki związane ze sobą to nunczaku? Co z cepem do młócenia zboża? Czy chiński sansetsukon (broń obuchowa składająca się z trzech pałek związanych ze sobą) jest w porządku, bo to w końcu nie nunczaku? Niestety (a może i stety) młoty, buzdygany czy morgenszterny nie zasłużyły na specjalne traktowanie. Uwagę ustawodawców przykuły także z jakiegoś powodu kastety, z tym, że ich definicji też nie znajdziemy. Co wtedy z takimi wynalazkami?
Przejdźmy może teraz do wszystkich ostrych rzeczy. Możemy się pod tym względem (w praktyce) pochwalić jednymi z najbardziej wolnościowych przepisów na świecie (!), gdyż jedyną regulacją (dającą zarówno nieprawdopodobne pole do popisu nadgorliwych
organów państwowych) jest uznawanie „ostrzy ukrytych w przedmiotach nie mających wyglądu broni” za broń. Nie mamy żadnego limitu długości ostrza (co jest potwornie rozpowszechnionym mitem) czy zakazu posiadania/noszenia noży składanych z blokowanym ostrzem (co jest obecne choćby za naszą zachodnią granicą). Przypatrując się sprawie „na chłopski rozum”, domyślić się można, że ustawodawcy zapewne chodziło o ostrza ukryte w laskach lub parasolkach i innego typu rzeczy wziętych żywcem z planu filmowego nowej części przygód Sherlocka Holmesa. Niestety, zapis ten brany dosłownie tak, jak jest zapisany, teoretycznie rzecz biorąc, mógłby zakazać posiadania z zasady wszystkich noży składanych czy noży włożonych do pochwy. Czemu? W końcu pochwa noża nie posiada wyglądu broni. Niestety nie ma też definicji ostrza, więc nie wiadomo czy ustawodawca miał na myśli głownię czy może krawędź tnącą. Gdyby brano pod uwagę ten drugi wariant, a cały przepis brano dosłownie, to każdy nóż składany podpadałby pod ustawę, gdyż po złożeniu krawędź tnąca chowa się w rękojeści, która nie wygląda jak broń. Nóż składany nie jest w końcu wymieniony jako broń (jak kastety czy nunczaku), więc jego rękojeść nie ma wyglądu broni. W takim przypadku złożenie noża składanego, czyli ukrycie ostrza w rękojeści, czyni z niego broń. Czy ktoś to w ogóle potrafi ogarnąć? Idiotycznie spisany przepis tworzy w tym miejscu spiralę absurdu, której nie powstydziłby się Bareja. Na szczęście organy ścigania nie egzekwują tego przepisu w podany przeze mnie sposób… No może poza znanym w światku nożowym przypadkiem pewnego mężczyzny, który zarekwirowanie swojego noża automatycznego (który po złożeniu wygląda w końcu jak aluminiowe pudełko) przez ABW opisał na pewnym polskim forum nożowym.
Zostawmy już w spokoju to, co ostre, i przejdźmy do często podawanego przykładu, jakim są łuk i kusza. Pierwszy z tych przedmiotów nie jest wcale regulowany (nawet łuki bloczkowe o bardzo dużej sile naciągu), zaś drugi uznawany jest za broń. Zgadnijcie, czy znajdziecie w ustawie definicję kuszy. Tak, zgadliście – nie znajdziecie. W takim przypadku czy dwa ołówki połączone gumką recepturką lub plastikowa zabawka dla dzieci strzelająca przyssawkami są śmiercionośnymi przedmiotem, na które wymagane jest pozwolenie? Teoretycznie rzecz biorąc, według nadgorliwych organów państwowych całkiem możliwe… Dodatkowo wspomnę także, o tym, że w przeciwieństwie do broni palnej kusza nie ma określonych „istotnych części broni”, za które prawnie odpowiada się jak za całą broń. W takim przypadku kusza rozłożona na części pierwsze to całkowicie legalne dwa kawałki drewna i sznur.
Na koniec pozostawiłem broń palną pozbawioną cech użytkowych i destrukty broni, bo jest to grupa przedmiotów, z powodu których kumuluje się największa liczba naruszeń prawa, a także rodzi się chyba największa nienawiść do organów ścigania. Problemem w przypadku broni pozbawionej cech użytkowych jest brak ujęcia w systemie prawnym broni, którą pozbawiono cech użytkowych, zanim została wprowadzona na rynek. Z przyczyn oczywistych (w końcu nie strzela) nie powinna być uznana za broń palną, jednak procedura pozbawienia cech użytkowych nie odnosi się do takich przedmiotów. W końcu nie można pozbawić czegoś cech, których nie ma. Problem polega na tym, że monopol na uznawanie, co nie posiada cech użytkowych, a co je posiada, ma Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Komendy Głównej Policji. Mówiłem, że do nich wrócimy. Instytucja ta jest zdecydowanie zainteresowana w utrzymywaniu obecnego stanu rzeczy, ponieważ każdy egzemplarz broni pozbawionej cech użytkowych musi przejść przez ich ręce, a następnie musi zostać wystawiony papierek, a to wszystko oczywiście za opłatą. Wiele osób zatem przywozi broń tego typu z krajów sąsiadujących, a zwłaszcza z Niemiec i Czech (również z racji tego, że oferta rynkowa tego typu towarów jest tam większa). Osoby te narażają się na poważne problemy prawne, gdy nie mają papierów od CLK, ponieważ ta całkowicie niezdolna do wystrzału „broń” jest w oczach policji… pełnosprawną bronią palną! Dokładnie tak samo ma się sprawa ze wszystkimi sławnymi „wykopkami”, które zachowamy dla siebie. Przerdzewiały kawał stalowej rurki, który 70 lat temu mógł być lufą od Lugera, nadal jest istotną częścią broni i nadal może nam za nią grozić kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8…
Autor: Aleksander Murzyn
Korekta: Paulina Woźniczka